poniedziałek, 10 lutego 2014

Jak do Grochowic drożdżówkę zjeść przyjechalim (część pierwsza)

Jakaś tradycja się wśród chalupczoków narodziła, tradycja jedzenia drożdżówek pełnokrwistych, czyli wysocekruszonkowych i warunek! - bez jakiegokolwiek nadzienia, na świeżym powietrzu w miejscach, zwanych w kręgach zbliżonych do garbarskich - ważnymi. 
Było tak z dobry rok temu, kiedy to do Borui (Moja Miłość) się pojechało przedsylwestrową porą i nad Jeziorem Kuźnickim w obecności kotów się to zrobiło. Bez oklasków oczywiście, bez tej "niewinnej dziecinady". 
W ostatnią sobotę, ósmego lutego, po zatankowaniu lazurowego-rio-mustanga po korek, obraliśmy kierunek na Sławę, tą nad Jeziorem Sławskim w lubuskiem, by dalej wpaść na drogę nr 319 prowadzącą do Głogowa. Jakieś 10 km przed tym nadodrzańskim miastem (w tym czasie wyciągano jakąś mega bombę Hitlera), w miejscu gdzie skrzyżowanie w lewo (gdy patrzysz od Sławy) na Głogówko - skręciliśmy w prawo do Kotli, w drogę wiodącą właśnie do Grochowic a dalej gdzie kto chce. Wracając do drożdżów, to mieliśmy je konkretne, zakupione w zaprzyjaźnionym wolsztyńskim sklepie chlebowym. O dziwo! Nikt z pasażerów, przez te 60 km z haczykiem, dzielących Wolsztyn od Grochowic, nic nie wspomniał o słodyczy gnieżdżącej się w podręcznej torbie. Ani mrumru! Tak, jakbyśmy się umówili a się nie umówili. Śmy.
Pomiędzy Kotlą a zwanymi Grochowicami, gęsi się zauważyło, po mojemu "kitrające" się w błocie, gęsi raczej dzikawe, dalej, już w samej wiosce, na jej opłotkach, gęsi hodowlane - na to i owo. Nie wiem doprawdy dlaczego, za tak zwaną granicą (patrząc na mapę w lewo jak i w prawo) doceniają pierzyny wypchane pierzem tych ptaszków, zawinięte w intelekt, pardon - inlet a w Polszcze, odchodzi się od tego ciepła, przytulając pierze sztuczne. To co sztuczne widać jest bardziej pożądane...
By za daleko nie brykać od tematu, wjeżdżając do Grochowic, po lewej te gęsi (a nadawały, aż miło), po prawej kościół filialny pw. Matki Boskiej Częstochowskiej i dalej wioska, w której już nowa remiza jakżeż piękna (niestety nie zdążyłem wykadrować), sklepy dwa (jak były) i kilku od sklepu do spaceru. Na Końcu wsi, po prawej, czekała na nas Polana...
Przednioszybowiec hoplański. Zawsze podobała mi się ta nazwa po prawo.
Pomiędzy Kotlą a Grochowicami.
Do Grochowic.
Przedgrochowicka gęsznia.
Hodowlane, pod nadzorem.
Kościół Matki Boskiej Częstochowskiej.
Grochowice od Polany, czyli koniec wsi.

2 pisz śmiało:

ewjadaba pisze...

Jak wszystko się zgra i zjednoczy, to być może więcej drożdżówek wolsztyńskich konsumptorów się pojawi w roku obecnym. Daj Bozia.

magda pisze...

My też takie drożdżówki preferujemy - dużo kruszonki i bez nadzienia...mniam:-)