środa, 31 października 2012

Jak Wolsztyn budowano (październik 2006)

I kolejny fotokomórkowy odcinek z serii : jak budowano blokowisko nr 11 przy ulicy Garbarskiej w Wolsztynie.
03.10.2006, godz. 07:12
06.10.2006, godz. 07:14
11.10.2006, godz. 17:54
14.10.2006, godz. 13:32
16.10.2006, godz. 07:08
22.10.2006, godz. 15:53
25.10.2006, godz. 16:55
30.10. 2006, godz. 10:16

wtorek, 30 października 2012

Toczy się los

"...Z dusznego snu już miasto
się wynurza
słońce wschodzi gdzieś tam..."

Jezioro Wolsztyńskie o świcie.

poniedziałek, 29 października 2012

Wolsztynówki - ulicówki : walec zimowy

Fotokomórzak z soboty 27.10.2012. Wolsztyn, zbieg ulic Dr Kocha i 5 Stycznia. Wiem, że nie można rozmawiać przez telefon kierując samochodem. Prawo o ruchu drogowym nic nie wspomina jednak o zakazie fotografowania komórką w czasie jazdy. Samochodem.

niedziela, 28 października 2012

Nie wystarczy, że oni pamiętają

Nie wystarczy. I my musimy pamiętać. Musimy! Przede wszystkim pomimo uciekającego czasu. Bo czas zaciera. Rany i pamięć. Nie można do tego dopuścić. Nie można!
Się pojechało dziś do Sączkowa. Z Marylką, Fiolką i Jankiem. Pogoda po wczorajszym oberwaniu śniegowym nazbyt dopisała. Słonecznie - chmurzasto dziś było. W sam raz. Prawie to przecież listopad. Przed Sączkowem a za Przemętem zatrzymalim się na łuku koło figury Jezusa Pana, by spojrzeć na okolice. 
W kierunku Przemętu
Sączkowski wiatrak
Sączkowo
Lubię to miejsce, bo urokliwe jest bez dwóch zdań. Bez dwóch. Sączkowo to wieś położona przy drodze z Przemętu do Śmigla, na lewo i prawo. Od tejże drogi. Na prawo znajdował się cel naszej podróży, czyli pomnik upamiętniający tych którzy zginęli w I wojnie światowej jak i nauczyciela zamordowanego w Charkowie Edwarda Tomińskiego (brata mojego dziadka Jana). Pomnik stoi na posesji pani Leciejewskiej, która miała właśnie co wyjeżdżać. To od tej przemiłej osoby dowiedziałem się, że miejsce w takiej formie jak dziś, trwa od lat 50-tych ubiegłego wieku, kiedy to zostało odbudowane po wojennej zawierusze przez jej ojca (pierwotny pomnik postawił jej dziadek a rodzina została wysiedlona do Osiecznej). Figura Jezusa na czas II wojny światowej przechowywana była w przemęckim kościele. 
O Edwardzie pamięta się w Sączkowie. Pamięta. Po złożeniu wieńca w czym uczestniczył raźnie Janek udaliśmy się do pana Franciszka Wróblewskiego, który był uczniem Edwarda. "Ja seniorem jestem" powiedział. Sześciu z mojego pokolenia zmarło w tym roku. Przeuroczy jest "Franek" - jak do niego zwracała się moja mama. Przeurocza wnuczka Franka Wróblewskiego (wybacz proszę, że nie zapytałem o imię). Mówiła: "o Tomińskim to w domu dziadek zawsze mówił"...skarbnica wiedzy się dopowiedziało
Sączkowo, sprzed domu Franciszka Wróblewskiego
Pan Franciszek lat osiemdziesiąt zaprosił mnie do odwiedzin. Na pewno to zrobię, bo nie wystarczy, że oni pamiętają. 
Nie wystarczy!
Edward Tomiński i jego dzieci

sobota, 27 października 2012

A imię jego czterdzieści i cztery

"...Jeśli mówię młodsze czasy, to nie dotyczy to mnie. Młodsze czasy mówię w tym znaczeniu, że młodszy był wiek ziemi, wiek planety. Bo moje młode czasy, młodość moja nigdy nie była młodsza niż teraz i jak na razie będzie dalej szła młodniejąc, czuję to jeszcze zupełnie nieźle, całym ciałem, a jeszcze rozumem, i niech mnie nikt nie straszy. Niech mnie nikt nie straszy, że być może, być może, owszem owszem, jest taka teoria, a do pewnego stopnia nawet praktyczna możliwość, ale prędzej czy później przyjdzie nieuchronnie czas, kiedy się będzie po drugiej stronie wzgórza i będzie się o tym nieodwracalnie wiedziało, o tym, że idzie się w dół po stoku, na pohybel, a nie w górę na słoneczny niebotyczny szczyt. Zaszłe i zachodzące zmiany na twarzy, na całym ciele i wewnątrz maszynerii będą aż nazbyt widoczne. No i dobrze, ale niech mnie nikt tym na razie nie straszy. Kiedy przyjdzie ten czas, jeśli w ogóle przyjdzie, jeśli go do siebie dopuszczę, to powiem o tym. Opowiem o tym, kiedy przyjdzie ta pora, ten wieczór z zagadki Sfinksa, kiedy to chodzi się na trzech nogach, czyli starość oparta o laskę...".

Park Miejski w Wolsztynie. Rejon kiosku.
Poniżej: a-Paciowa wdzięczność. Dziękuję.

piątek, 26 października 2012

Wschody są po to

Jezioro Wolsztyńskie od Bielnika na wschód.

czwartek, 25 października 2012

Powstańcy Wielkopolscy w Wolsztynie

Dziś, 25 października, kilka minut po godz. 17:00, na Cmentarzu Parafialnym w Wolsztynie, odbyła się uroczystość związana z oznakowaniem mogił specjalnym medalem - Powstaniec Wielkopolski. Inicjatorem tegoż był Burmistrz Wolsztyna oraz Towarzystwo Pamięci Powstania Wielkopolskiego 1918/1919 – Koło Nr 2 w Wolsztynie, którzy postanowili uczcić pamięć Powstańców Wielkopolskich.
Przed rozpoczęciem, rodziny powstańcze odebrały (za pokwitowaniem) wspomniane medale, odegrano i odśpiewano hymn. Krótkie przemowy wygłosili burmistrz Wolsztyna - Andrzej Rogozinski oraz  Zbigniew Kowalewicz - prezes wolsztyńskiego koła TPPW. Po części artystycznej, nastąpiło odczytanie nazwisk Powstańców spoczywających na cmentarzu w Wolsztynie, poświęcenie medali i ich przytwierdzenie do grobów. W uroczystości wzięło udział około 200 osób a o historyczny akcent zadbała Wolsztyńska Grupa Rekonstrukcji Historycznej.
Wśród uczczonych był i mój dziadek śp. Władysław...
 

środa, 24 października 2012

Sezon


Jest poręcz
ale nie ma schodów
Jest ja
ale mnie nie ma
Jest zimno
ale nie ma ciepłych skór zwierząt
niedźwiedzich futer lisich kit
Od czasu kiedy jest mokro
jest bardzo mokro
ja kocha mokro
na placu, bez parasola
Jest ciemno
jest ciemno jak najciemniej
mnie nie ma
Nie ma spać
Nie ma oddychać
Żyć nie ma
Tylko drzewa się ruszają
niepospolite ruszenie drzew
rodzą czarnego kota
który przebiega wszystkie drogi



Rafał Wojaczek

Wolsztyn. Kujda. Pomost nad Jeziorem Wolsztyńskim. Wschód słońca.

piątek, 19 października 2012

Radość bycia

"...Temu, kto czeka, może wydawać się, że czeka na cud, że czeka na życie, ale naprawdę czeka na własny pogrzeb. Czemu na pogrzeb, a nie na z życiem wesele? Bo czy można czekać na życie, które ma to do siebie, że jest oczywiście zawsze tu i jest oczywiście zawsze teraz? Czy można czekać na coś, co nie przychodzi, bo jak i po co miałoby przychodzić, jeżeli już tu jest?
Więc obudź się, najmilsza; obudź się, najmilszy. Wyjdź na pole i spójrz dookoła, i spójrz pod stopy na ziemię, i spójrz nad głowę na niebo, i dziwuj, dziwuj się, bo przecież jest czym. Skąd to wszystko jest i czym to wszystko jest? Widzisz, jakie to ogromne, żywe i coraz inaczej piękne? I nie ma w tym wszystkim ani cienia słowa. Chyba, że ty je wypowiesz. Ale po co? I jeżeli je wypowiesz, czy będzie mieć to słowo cokolwiek z tym wszystkim wspólnego? Nawet jeżeli powiesz swoje sakramentalne: „o, Boże wielki!" — czy będą mieć te słowa cokolwiek z tym wszystkim wspólnego? Jeżeli powiesz temu: „stop!" — czy się zatrzymają ptaki, obłoki, wiatr, woda strumienia, słońce i w ogóle? Zaprawdę nie masz tu nic do powiedzenia. Stój cichutko albo idź wolniutko i patrz oczami, i słuchaj uszami, i czuj nosem, i smakuj językiem i podniebieniem, i dotykaj stopami, dłońmi i całym ciałem. Twoje ciało jest tym samym, czym jest to wszystko. Nie myśl, nie przeszkadzaj ciału być, a odkryjesz ciało, poczujesz ciało i poczujesz dotykanie, namacalnie, jaki wielki spłynie na ciebie spokój i jaka wielka radość. Spokój i radość czystego bycia.
A potem wróć do domu, do telefonu, do patefonu, do magnetofonu, do tranzystora, do telewizora, do książek, jednym słowem: do słów. I może zobaczysz, może cię olśni ta oczywistość, że jedno jest sobie jednym, a drugie jest sobie drugim. W tobie i tylko w tobie, w człowieku jest zarazem jedno i drugie: ciało i Słowo, czyli ciało i Dusza. Fenomen to jest najniezwyklejszy z niezwykłych. Możesz zbawić wszystko: i Duszę, i ciało, jeżeli zobaczysz, że Dusza jest sobie Duszą, a ciało jest sobie ciałem.
..".

Jezioro Wolsztyńskie w kierunku Karpicka.

czwartek, 18 października 2012

Be molo

Niedawno zachwyt wielki wytoczyłem, uwieczniając jesienne molowanie. Kilka dni później na ten sztuczny półwysep, usypany pod koniec lat 70-tych ubiegłego wieku, wjechał sprzęt ciężki. Koparka żółtego koloru, z taką lemieszo-łyżką, przystosowaną do przewozu większej ilości materiału budowlanego. Pomyślałem sobie - drzewa chcą rwać z korzeniami? Ale drzew - jarzębin na molo już od dawna nie ma. Po cichu je wycięto. Po cichutku. 
Wracając jednak do Żółtej. Pojawił się dla niej problem na wysokości przejścia nad przesmykiem jeziora, u podstawy mola. Budowlańcy bowiem, kilka lat nazad nie wzięli pod uwagę (albo wzięli ale nie taką uwagę), iż przyjdzie czas kiedy czołgi na molo wjechać będą zmuszone. W tym celu a raczej wobec przeszkody w postaci drewnianego pomostu co postawiony jest nad, zasypano lewą jego stronę, tworząc drogę dojazdową. Gdy to stało się zadość zaczęto rozwozić materiał sypki (piaskowaty) by uzupełnić ubytki kształtowe półwyspu, wyłożono tkaninę i sypnięto kamieniem. Bardzo efektowny będzie zapewne wynik końcowy tylko. Tylko, czy Żółta nie nadwyrężyła położonej jakiś czas temu granitowej kostki chodnikowej? Widziałem, że nadwyrężyła. Be. Oj be.
Molo w Wolsztynie zachodnią porą.

środa, 17 października 2012

Coś mi tu pachnie kukurydzianym sianem

Komisja rolnictwa, ta sejmowa, jakiś czas temu negatywnie zaopiniowała propozycję (nie ważne kogo), aby do definicji Polskiej Wódki wpisać, że jest to napój alkoholowy uzyskiwany nie tylko z ziemniaków lub zbóż, ale i z kukurydzy.
Podobne zdanie wypowiedziała Krajowa Rada Gorzelnictwa i Produkcji Biopaliw. W Jej ocenie -  polska wódka nie powstawała z kukurydzy, bo nie jest ona tradycyjnym polskim zbożem (uprawiana jest w Polsce dopiero(!) od ponad 100 lat.
Wyżej wymienieni podkreślali, że zapis nie oznacza zakazu produkcji wódki z kukurydzy, tylko zakaz wykorzystywania wobec takiego alkoholu nazwy Polska Wódka.
Ciekawe, bo skoro kukurydza rośnie na polskich polach, pod polskim niebem, na polskim oborniku wyprodukowanym przez polskie krowy jedzące trawę z Polski, to czemu to przeszkadza? A raczej komu? Tym którzy nie dostali, czy tym którzy nie dostali? 
A może tym którzy kukurydzianki nie pijają?
Podchorzemińskie pole.

wtorek, 16 października 2012

Historia Wolsztyna (część ósma)

"...Wdowa po Rafale, kasztelanowa Katarzyna z Tworzyańskich Gajewska, miała dożywocie na Wolsztynie z przyległościami. Domowym jej kapelanem był ex-jezuita Franciszek Rembowski, a drugi ex-jezuita, Marcin Orłowski, jej komisarzem generalnym i plenipotentem. Tak jak mąż jej, była dobrodziejką kościoła wolsztyńskiego. Umarła 17-go stycznia 1799 roku.
Z synów Rafała z Błociszewa Gajewskiego, kasztelana rogozińskiego, średni Bonawentura pozostawił z Anny Mielżyńskiej, córkę Sewerynę, która wyszła za Krzyżanowskiego, i syna Józefa, który, służąc w czwartym pułku piechoty, zginął w roku 1831 pod Ostrołęką, a z Jolanty Mycielskiej córkę Leokadyą, która wyszła za hr. Benzelstjerna-Engestroema, ojca zasłużonego wielce śp. hr. Wawrzyńca.
Najmłodszy syn Rafała - Ksawery, który odziedziwszy Borzęciczki z przyległościami, sprzedał je dnia 26 czerwca 1801 r. za 800,000 złp., Józefowi Radolińskiemu, umarł bezdzietnie 25 października 1828r.
Najstarszy zaś syn kasztelana Rafała - Adam, objął dobra wolsztyńskie wraz z Wroniawami i Tłokami w roku 1797 w sumie 83.333 talarów, 8 groszy. Wolsztyn liczył wówczas 1554 mieszkańców, między tymi 561 Żydów; czwartą część ludności stanowili Polacy. W mieście było: kupców 24, handlarzy mąki 11, młynarzy 11, piekarzy 9, rzeźników 6, palących wódkę, winiarzy i szynkarzów 22, piwowarów 31, szewców 60, krawców 20, sukienników 16, kuśnierzy 12, czapników 6, kapeluszników 2, rękawiczników 4, płócienników 5, stolarzy 4, kołodziejów 4, bednarzy 2, muzyków 2, oberżystów 3, introligatorów (żydów) 4. Nadto byli w mieście: cieśla, garncarz, szklarz, kordybannik (szyjący obuwie z safianu i kordybanu), guzikarz (żyd), ludwisarz, kowal, farbierz, siodlarz, mydlarz, powroźnik, ślusarz, kamieniarz, kominiarz i piernikarz. 
Dochodu miało miasto 340 talarów, rozchodów 325 talarów. 
Po krótkiem panowaniu pruskim od roku 1793-1806 przeszedł Wolsztyn w skład Księstwa Warszawskiego. W cztery lata później spotkała go wielka klęska.
Dnia 19 września 1810 roku o 5 po południu, gdy wielka część mieszczan pracowała w polu w ogrodach, w dzień gorący, po kilkotygodniowej suszy, wybuchł pożar w ulicy Żydowskiej i przy dość silnym wietrze ogarnął w mgnieniu oka całe miasto. Ratusz, kościół ewangelicki, synagoga, browar miejski i 164 domy miejskie (było 225) zgorzały. Spaliła się także piękna wieża kościoła katolickiego a sam kościół stałby się był pastwą płomieni, gdyby go przytomność i sprężystość p. Koczorowskiego z Gościeszyna.
Pogorzeli kupcy, gorzelnia, piwowarzy, piekarze, rzeźnicy i większa część młynarzy i najlepszych rzemieślników, którzy płacili dziedzicowi pewne z dawna ustanowione daniny.
Ponieważ Adam Gajewski miał dochód tylko z rzemiosł i domów (od domu w mieście płacono czynszu 8 złp., a na przedmieściu 9-36 złp.), a żadnych gruntów w mieście nie posiadał, przeto straty jego były wielkie. Przed pożarem przynosiło miasto 8088 złp., ubyło przez pożar 7171, pozostało mu więc całkiem 917 złp.
Pomimo owej strasznej klęski liczył Wolsztyn w 6 lat później 1661 mieszkańców, 17 warsztatów sukienniczych i 12 przędzalni wełny.
Ratusz odbudowano kosztem rządu pruskiego w 1835 r., bóżnicę w 1842 roku.
Już po pierwszej okupacyi Wielkopolski ograniczył rząd pruski władze Adama Gajewskiego nad miastem, po roku 1815 zaś całkiem mu ją odebrał a na mocy prawa z dnia 15 maja 1833 r., zniósł wszelkie osobiste i procederowe podatki, składane dziedzicowi, którego odszkodowanie kasa państwowa wzięła na siebie.
Tak przestał Adam Gajewski być panem Wolsztyna.
W ciągu XIX wieku powstały w mieście rozmaite zakłady naukowe i dobroczynne, z których na tem miejscu wspominamy szkoły elementarne katolicką, ewangelicką i żydowską, szkołę realną, seminaryum nauczycieli katolickich i zakład dla ociemniałych, który przeniesiono później do Bydgoszczy. W gmachu po nim mieszkał jako fizyk powiatowy dziś slawny na cały świat profesor uniwersytetu berlińskiego dr Koch, który tu pierwsze swoje porobił odkrycia. 
W roku 1905 liczył Wolsztyn w którym znajduje się urząd landrata powiatu babimojskiego, 3436 mieszkańców i to 1735 katolików, 1419 protestantów i 281 Żydów.
Kolej żelazna łączy Wolsztyn z Lesznem i Zbąszyniem, jest kasa oszczędności, kasa Raiffeisenowska, parowy tartak i słynny browar Dokowicza.
Miasto bardzo przyjemne sprawia wrażenie...".
 Wolsztyński Rynek i Ratusz.

poniedziałek, 15 października 2012

Mewy i nie tylko - ciąg dalszy

Upodobały sobie te latawce pomost przy byłych warsztatach szkolnych na ulicy Rzecznej w Wolsztynie a raczej balustradę tego nadjeziornego dreptaka. Tym śmiesznym śmieszek harcom przyglądał się grzywacz. Oczywiście nie mam siebie na myśli.