sobota, 30 kwietnia 2011

Parada parowozów 2011

Dziś w Wolsztynie odbyła się kolejna, jak co roku o tym czasie, parada parowozów. 
 Pewnie byłaby taka jak zawsze gdyby...do komina nie wpadł mi pewien pomysł.
Ciekawe, co do komina wpadnie mi za rok. Uffffff.

piątek, 29 kwietnia 2011

Światło, para, dym i w gaz

Nie wyglądało to dziś za dobrze na wolsztyńskim niebie, przy ulicy Dworcowej.
Zaczęło się bodajże po 21:00. 
Chmury rozwiały się w lewo i prawo (bardziej w prawo szły, czyli na północ).
Dużo było liczb...np. 10,18, 49-59, Enio Morricone, ludzi dużo. Coraz więcej. 
I więcej. 
Tak z tysiąc jeden. 
Czułości najwięcej było. 
Najmniej światła...wpadającego do obiektywu. 
Nawet lokomotyw było dużo, lecz ich autoportrety pozostawiam dla koleżanek i kolegów fachowców, potrafiących ujmować je swoimi statycznymi, świetlano-doświetlonymi obiektywami. 
Przedstawienie mogło się podobać. Irytował "pan" z firmy sponsorującej niniejsze, który wiadomo, dużo na rozpoczęciu mówił o swojej chlebodawczyni, ku lekkiemu poddenerwowaniu oglądających.
Taka impreza sprzyja promocji regionu, promocji wyrobów i osobliwości kolejowych. Po dzisiejszym wieczorze jestem zadowolony. 
Szkoda tylko, że nie mogłem wypromować taką białą pałą (jaką mają na załączonym obrazku panowie w żółtym) jednego z zagazowanych ojców, którego kilkuletnia podopieczna, spadłaby niedługo z pobocznej lokomotywy. 
Panowie ! Gazujcie, póki wam pary starczy, ale nie traćcie światła w głowie.

środa, 27 kwietnia 2011

Chorzemin (część druga)

 Chorzemin od strony Wolsztyna - droga do wioski.

724 lata temu - (ojej), Przemysław II, taki jednoroczny król Polski (1295–1296), mając lat 30 powiedział cystersom "stacjonującym" w pobliskiej Wolsztynowi wsi Obra : macie oto wieś Chorzemin, rządźcie i gospodarujcie jak najlepiej.  
Droga polna przy wlocie od Wolsztyna ( jako pierwsza z prawej strony przed wsią. Prowadzi nad Jezioro Wolsztyńskie).
I droga jak wyżej, odbiegająca w tymże samym miejscu tylko bardziej na północ ku prywatnemu gospodarstwu rolnemu.

Nic niby dziwnego lecz jedno się rzuca. W oczy. I w myśl. Chorzemin (zwany obecnie potocznie "Szwecją" wśród mieszkańców Wolsztyna i okolic z uwagi na położenie względem Jeziora Wolsztyńskiego - "za morzem"), przez 509 lat był pod nadzorem cysterskim i dopiero w 1796 roku a więc 214 lat temu zmienił właściciela. Stał się nim Karl von Hünerbein, pruski generał, który dowodził dywizją kawalerii w 1812 roku w wojnie z Rosją w II Wojnie Polskiej (nazwanej tak przez Napoleona na użytek Polaczków), która rozgrywała się w okresie od 24 czerwca do 25 grudnia 1812. Dywizja  von Hünerbeina miała wówczas zająć Rygę (obecnie stolicę Łotwy) i wchodziła w skład X Korpusu Grande Armée - jednak bezskutecznie. Wycofano ją wobec silnego oporu braci zza Buga.
Widok "do Chorzemina" od Wolsztyna, na wysokości kapliczki.
 I w kierunku Wolsztyna z tegoż samego miejsca. 

Potem, Chorzemin przeszedł w ręce innych pruskich (niemieckich) właścicieli - wspomina się w historii chociażby rodzinę Daum, lecz równie szybko o niej zapomina. Czyżby rodzina Daumów pochodziła z Izraela i dlatego jej spadkobiercy zniknęli na przestrzeni dziejów?. Obecnie Daumowie mieszkają najliczniej w Kłodzku, Kołobrzegu, Opolu i Legnicy (dane internetowe). Czy to potomkowie właścicieli "Szwecji"?. Pewnie tak. Pewnie.
W kierunku wsi od strony "wylotu" do Kiełpin.
I w kierunku wsi Kiełpiny, skąd pochodziła na ten przykład moja babcia Helena Reymann i jej ojciec Władysław Reymann.

W kierunku Chorzemina od Ruchockiego Młyna. 

Wieś Chorzemin to specyficzna miejscowość. Rządzi się własnymi prawami. Wieś czyściutka. Wieś rolnicza. W sobotnie przedpołudnie obręb gospodarstw i domostw łącznie z ulicą są sprzątane, zamiatane. 
796 mieszkańcom sołtysuje obecnie Sławomir Krawczyk, wybrany przez swoich. Panie Sławku! Chorzemin nie może się zmienić!

Słowem jeszcze uzupełnienia. Przeglądając ostatnio pozycję wydaną nakładem redakcji Dziennika Poznańskiego z 1901 roku, o otwartej nazwie "Nazwy Polne zebrane zbierowymi siłami" pod kuratelą dr Władysława Łebińskiego , natknąłem się na zachowane na ówczesne czasy nazwy mini-mini (jak to nazywam sobie) chorzemińsko-polskich ojczyzn. A zatem podam, iż w tymże rejonie niespełna 110 lat temu istniały :
- Pola o nazwie: Glinki, Góra, Za górą, Kąty, Kowalska rola, Łąki, Łowisko, Wysiecz,
- Łąki : Małe i wielkie zgniłe błoto,  Małe błoto, Obora, Skotarska, Wielkie błoto, Zatoka,
- Wzgórza : Jędrasiowa góra,
- Lasy : Granice, Grobelka, Koźlin, Smugi,
- Stawy i wody: Kaliska, Krówski dół,
- Jeziora : Jeziórko,
- Rowy : Zdrój,
- Drogi : Łączna droga, Młyńska droga, Ruchojcka droga, Ścięgny lub ścięgna.
Ile tychże nazw się zachowało?. Ile zamieciono w niepamięć? Ile ich tkwi w głowach "szwedów". Ja, bielnikowy sąsiad chorzeminiaków znam i używam tylko dwóch wymienionych nazw. Dwóch albo aż dwóch.
Leśniczówka Chorzemin. W lewo na Nową Tuchorzę, w prawo do Karpicka i Wolsztyna. Lub Nowego Tomyśla.

niedziela, 24 kwietnia 2011

Wielkanocnie

- radośnie.

W wolsztyńskim Parku Miejskim.

czwartek, 21 kwietnia 2011

Pomnikowo

Po północnej stronie ulicy Powstańców Wielkopolskich w Wolsztynie, w rejonie skrzyżowania z drogą K-32, na terenie byłego cmentarza żydowskiego, wśród jałowców i akacji, w ośmiu zbiorowych mogiłach złożono prochy pomordowanych i zamęczonych jeńców wojennych, którzy w czasie II wojny światowej przebywali w hitlerowskim obozie jenieckim "Stalagu XXI C/H Wollstein" w Komorowie (obecnie rejon ulic Komorowskiej, Drzymały, Krętej, Strzeleckiej i Słonecznej w Wolsztynie).
W centralnej części tego cmentarza w 1952 roku, wzniesiono pomnik wyrzeźbiony przez Jana Żoka, przedstawiający postać żołnierza radzieckiego, po bokach którego ustawiono dwie armaty dywizyjne ZIS-3, kal. 76,2 mm.
W miejscu tym również, spoczywają ofiary obozu hitlerowskiego w Młyniewie koło Grodziska Wielkopolskiego. 
Do pomnika w jego części frontowej wmontowano tablicę na której widnieje napis: "Tu spoczywają bohaterowie Armii Czerwonej polegli w walce z faszyzmem hitlerowskim i wyniszczeni w miejscowym obozie jeńców za swoją i naszą wolność w latach 1941-1945. Cześć ich pamięci", oraz mniejszą z napisem : " Zwłoki 96 bohaterów przeniesiono w dniu 24.II.1952 r. na cmentarz wojenny w Nowym Tomyślu".
W dobie dzisiejszego zamętu pomnikowego (komu, ile, gdzie, a dlaczego taki a nie owaki), miejsce to zwycięża z czasem i ludźmi. Zapomniane, trochę na uboczu, schowane a jednocześnie nieukrywane. Nikt nie polemizował z treścią napisu na pomniku, nikt tablicy nie zdejmował i nie podmieniał.
Pomyślałem, że warto upamiętnić je kilkoma fotografiami...z drugiej strony trochę się boję, że przypomnę o istnieniu tego miejsca. 
Oszołomom.

wtorek, 19 kwietnia 2011

Historia pewnego zdjęcia (zdjęcie drugie)

Jakiś czas temu w moim posiadaniu znalazło się zdjęcie grupy żołnierzy. Dosłownie 36. Ma ono dla mnie znaczenie sentymentalno-historyczne (w takiej a nie innej kolejności), gdyż widnieje na nim mój dziadek wujeczny od strony ojca - Stanisław Strzelecki, syn Józefa i Cecylii Emilii Henzel. 
Dziadek wujeczny od strony ojca oznacza, że chodzi o brata mojej babci Władysławy (14.06.1896 - 25.06.1963). Stanisław Strzelecki, stoi jako drugi od lewej.
Wraz ze zdjęciem przekazano mi szczątkową informację na jego temat. Po pierwsze, że był kawalerzystą (mój ojciec bawił się ostrogami wujka Stasia, które miał zamocowane przy butach), po drugie dowodził tym zgrupowaniem a po trzecie, zdjęcie wykonano w Łukowie "Nieprużanach".
Informacji zatem jak na lekarstwo ale zawsze lepszy rydz niż "ktoś mnie okradł na targowisku".
By pogłębić posiadaną wiedzę, postanowiłem poprosić mojego najbliższego kuzyna - Staszka Kruchlika. Jego ustalenia przeszły moje największe oczekiwania jak to się ładnie pisze. Po prostu zostałem porażony do tego stopnia, że postanowiłem napisać o tymże zdjęciu.
Otóż! Chłopaki te, to wojsko polskie ubrane w mundury wzór 1919. Niniejsze umundurowanie wprowadzane było od 01 stycznia 1920 do 01 lipca 1921. Część szeregowych ma bluzy z kieszeniami i zapięciem na dwa guziki używane od 1924 do 1936 roku. Wszyscy mają buty z owijaczami więc jest to piechota. Podoficer (po prawej ręce Stanisława Strzeleckiego) także ma takie obuwie, posiada nieczytelną odznakę stopnia na czapce.
Co do samego Stanisława Strzeleckiego; ubrany jest w mundur podoficera wz. 1919 z najprawdopodobniej odznaką pułkową na lewej piersi. Nie ma odznaki stopnia na czapce. Drugi guzik od góry niezapięty, gdyż za połami munduru "coś" tkwi.
Wojsko jest ostrzyżone i podopinane, więc jest to najprawdopodobniej szkolenie unitarne. Karabin umocowany do stołu sugeruje, że jest to szkolenie strzeleckie. Widoczne karabiny to Mausery wz. 1898, produkcji niemieckiej.
Podoficer który siedzi przy stole, trzyma pistolet austriacki Steyr- Roth. Był to jeden z pierwszych pistoletów samopowtarzalnych. Miał charakterystyczny kształt. Nie posiadał wymiennego magazynka, a ładowało się go po odciągnięciu zamka z tzw. łódki.
Na podstawie powyższego stwierdzić można, że zdjęcie wykonano na przełomie lat dwudziestych i trzydziestych ze wskazaniem na lata dwudzieste.

Mając na uwadze wszelkie uzyskane informacje stwierdzam: Stanisław Strzelecki był żołnierzem 25 Pułku Ułanów Wielkopolskich – oddziału kawalerii Wojska Polskiego II RP i Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. Pułk tenże stacjonował w garnizonach: Kalisz (1921), Nowogródek (1921-1924) i Prużana (1924-1939). Szwadron zapasowy pułku znajdował się w Łukowie "nie(w)prużanach" - stąd chyba błędny słowny przekaz. Zatem szwadron zapasowy pułku!!! Przemawia za tym jeszcze jeden fakt. Otóż brat mojego ojca Edward, urodzony w 1924 roku, będąc w wieku "gimnazjalnym", zatem mając na tamte czasy +10 lat, pojechał w odwiedziny do swojego wujka. Raczej niemożliwym byłaby jego podróż do Prużan (obecnie Białoruś).
Szwadron jest to pododdział pułku kawalerii będący odpowiednikiem kompanii w piechocie. Szwadron dzielił się na plutony, a te na sekcje. Dowódcą szwadronu był rotmistrz (kapitan) - w 1939 roku pagon z 3 gwiazdkami. Czy Stanisław Strzelecki był rotmistrzem czy starszym wachmistrzem (starszym sierżantem) - w 1939 roku pagon z 2 piątkami? - gdyż takie dwie wersje do mnie dotarły. Prawdopodobna wydaje się być opcja druga. O rotmistrzu Stanisławie Strzeleckim rodzonym w Wielkopolsce, najprawdopodobniej w Rybnie Wielkim, obecnym powiecie gnieźnieńskim byłoby słychać.
Wracając jednak do oczywistości, 25 Pułk Ułanów Wielkopolskich zakończył swoje istnienie razem z całą brygadą i całym zgrupowaniem w rejonie Władypola (Ukraina, wioska na południe od Pnikutu) wieczorem 27 września 1939 r. Dotychczas nie są znane losy szwadronu marszowego (160 ułanów), wystawionego przez szwadron zapasowy pułku w Łukowie. Reszta szwadronu zapasowego - 50 konnych i 350 pieszych z 20 wozami - opuściła Łuków i prowadząc ciągłe walki z nieprzyjacielem, dotarła do Chełmna, gdzie jednak szczelnie okrążona musiała złożyć broń.
Nieznany jest grób Stanisława Strzeleckiego. Nieznana jego śmierć. Ostatnia od niego informacja w postaci krótkiego listu, to słowa o wyjeździe w dalekie, nieznane strony (co przemawia za tym, że jechał na wschód a jak na wschód we wrześniu 1939 roku to wiadomo na jaką wojnę). Uważam zatem Stanisława Strzeleckiego za osobę zamordowaną przez NKWD.  Chociaż jak dotąd nie znalazłem na to potwierdzenia.

poniedziałek, 18 kwietnia 2011

Ucha chucha, zawierucha

bo w Wolsztynie wiater dmucha.

W Parku Miejskim w kierunku wschodnim. W oddali po prawej szalety parkowe. Nikt nie wie kiedy są otwarte a kiedy zamknięte; zamknięte znaczy, że trzeba jak potrzeba na mur lub ścianę, co nie raz widziałem. Na prawo od nich stoi tzw. "Muszla". Miejsce występów artystycznych i mniej ważnych lub więcej. W tym roku miejsce to świecić będzie pustkami. Ktoś się pogniewał na "pana od Parku". Dni Wolsztyna (30.04-któryś tam maj) święcić się będą tym razem na rynecku wolsztyńskim. Oj, wokoło jest co do wybicia. 
I jeszcze taki przemyślun. Na drzwiach jednego ze sklepów wolsztyńskich z akcesoriami szkolnymi przeczytałem: Budka Suflera, termin sobota. 
Co prawda wyżej na tymże plakacie reklamowym dokładnym, widniał termin przypuszczalny koncertu (30.04-któryś tam maj), lecz określono go jako "sobota". Wierny kibic czyta, datuje i zapamiętuje. Jakąż ja mam zapamiętać "sobotę"?. Pomiędzy 30.04 a którymś to tam majem?).
Osobiście uważam, iż osoba odpowiedzialna za powstanie owego plakatowego-ogłoszenia, winna zostać wymieniona z imienia i z widzenia. Np. w sobotę. Tę lub tamtą, lub następną. I poczuć się. Jak "sobotnia" Budka Suflera.

niedziela, 17 kwietnia 2011

Nawet jeśli nie biorą

to warto.

Nad Jeziorem Wolsztyńskim w Karpicku.
55mm; f 7,1; 1/100; ISO100

czwartek, 14 kwietnia 2011

Historia Wolsztyna (część czwarta)

Wolsztyński Ratusz w kierunku północno-wschodnim.

"...Franciszek z Błociszowa Gajewski, starosta kościański, ożeniony z Wiktoryą Choińską, był synem Łukasza, kasztelana santockiego, i Elźbiety z Kuczborga Kuczborskiej, a wnukiem Wojciecha, kasztelana rogozińskiego, i Apolinary z Bnina Opaleńskiej.
Przy podziale dóbr ojcowskich, dokonanym w Czaczu w 1703 roku za pośrednictwem stryja Franciszka, kasztelanica rogozińskiego, otrzymał był Franciszek Gajewski: Czacz, Przysiekę Polską, Zimino, część Karśnic i część Księginek, brat zaś jego Stanisław - Suśnię, Wielkowieś, Unisław, Rosnowo, Rosnówko, Jarosławice i dezertę Skoraczewo. 
Zachodnia strona Rynku w Wolsztynie.

Po objęciu majętności wolsztyńskiej potwierdził Franciszek Gajewski 1729 roku lutrom przywilej kościelny za opłatą 3 dukatów.
W 1730 roku znowu szarańcza i liszki wielkie wyrządziły szkody mieszczanom wolsztyńskim.
W tymże roku zamienił Franciszek Gajewski folwark Karpicko na Olędry, osadzając w nim Niemców luterskiego wyznania a od króla Augusta II wyjednał dla Wolsztyna dodanie do 7 jarmarków - 4 nowych.
W dwa lata później (1732) przejeżdżał dwa razy przez Wolsztyn August II, król polski. Za drugim razem wysłuchał mszy świętej w kościele katolickim. W tymże roku (1732) kupił Gajewski - Tłoki od Ernesta Seydlica a w rok później w środę przed Świątkami - umarł. Był on, jak jego potomkowie dla luterskich poddanych łaskawym panem. 
Ściana północna Ratusza z przylegającą ulicą Poznańską.

Dziećmi jego z Wiktoryi Choińskiej zrodzonemi byli:
1) Andrzej, zmarł bezpotomnie,
2) Antoni, kasztelan nakielski, ożeniony z Izabelą Mycielską,
3) Rafał, ożeniony z Józefą z Brudzewa Mielżyńską a następnie z Katarzyną z Tworzyanek Tworzyanską,
4) Anna, żona Józefa Potockiego, kasztelana kamienieckiego.
Z tych otrzymał Rafał na mocy testamentu ojcowskiego, spisanego w Wolsztynie dnia 11 maja 1733 roku, majętność wolsztyńską.
Jak wyżej.

W następnym roku (1734) obchodzono w Wolsztynie w niedzielę Sexagesimae (druga niedziela przed postem) uroczyście koronacyę Augusta III. Podczas kazania w luterskim kościele zerwał się straszny orkan, który przeraźliwym zakończył się piorunem.
Rok 1737 zaznaczył się wielką wilgocią, skutkiem czego powstała drożyzna. Na jakąś zaraźliwą chorobę całe rodziny wymierały, zaraza padła też na bydło, wreszcie gwałtowny wicher obalił wieże kościoła św. Katarzyny w Komorowie a wieże kościoła luterskiego uszkodził. W tym roku ewangelik Fiedler został burmistrzem a drugi, Blach - kolektorem z czego wnosić należy, że lutrzy w tym czasie zyskali liczebną przewagę w mieście.
Jeszcze bliżej. W oddali szpital.

Rok 1739 znowu był bardzo niepomyślny. Najprzód spadł grad tuż wokoło miasta, potem w ciągu lata pojawiły się wilki pod Wolsztynem i wiele szkód wyrządzały, wreszcie nastała tak ostra zima, że ryby w Jeziorze Wolsztyńskim pomarzły; kto je jadł pomimo zakazu, popadał w śmiertelną chorobę.
Natomiast rok 1742 wielkie korzyści przyniósł mieszczanom, tak się bowiem obrodził owoc w Wolsztynie, gdy przeciwnie wiele mil wokoło wcale go nie było, że z dalekich stron, np. z Głogowa, poń przybywano i wysokie płacono ceny. 
Ściana północna Ratusza i ulica Poznańska w kierunku Jeziora Wolsztyńskiego.

W 1745 roku następujące bractwa były w mieście:
1) szewskie, członków 41,
2) strzeleckie - 8,
3) sukiennicze - 11,
4) stolarskie - 8,
5) piwowarskie - 14(!),
6) piekarskie - 9,
7) garncarskie - 4,
8) krawieckie - 12,
9) kuśnierskie - 9,
10)kowalskie - 3,
11)rzeźnickie - 5.
Do żadnego cechu nie należało 12 rzemieślników, pomiędzy nim niejakiś Libelt. Domów żydowskich było 27. Burmistrzem był Walenty Stanczewski.
W 1751 roku straszny pomór bydła zubożył wielu mieszczan..." (c.d.n.).
 I jak wyżej tylko bliżej.

wtorek, 12 kwietnia 2011

Żeby we mnie zaśpiewało coś też

Jezioro Wolsztyńskie w kierunku na wyspę Tumidaj.

"W kołnierz wtulam twarz,
chowam się przed miastem
- jego cienie żłobią w mojej twarzy wąwóz.
Trzeszczy, jak ułamek szkła
mój codzienny niepokój:
jak wydostać się z cienia?

Rośnie we mnie mgła,
jak ze studzien stu.
Nie wiem, ilu trzeba ksiąg, by ją rozwiać ...
Jedno wiem, że muszę biec
póki sił mi wystarczy,
póki tylko ta nuta
- mam ją w sobie!
...".
Jezioro Wolsztyńskie w kierunku na Bielnik.

niedziela, 10 kwietnia 2011

Powodowo

Wieś Powodowo, położona jest 5 kilometrów na zachód od Wolsztyna, przy drodze m.in. do Zielonej Góry czy Kołobrzegu.
Budynek Dworca PKP w Powodowie - w kierunku wschodnim.

Z drogi głównej w Powodowie (K-32), gdzieś na wysokości sygnalizacji świetlnej (którą postawiono w 2010 roku), w prawo odchodzi droga m.in. do Kiełpin i dalej Starej Tuchorzy i Tuchorzy. W odległości około 100 metrów od tego skrzyżowania znajduje się przejazd kolejowy. Na prawo przed nim biegnie droga dojazdowa do Dworca PKP i innych obiektów przemysłowo-usługowych (nie wymienię nazw, każdy musi pracować na siebie). 
Ściana szczytowa - zachodnia budynku Dworca PKP w Powodowie
 i zbliżenie.
Skoro przejazd kolejowy, Dworzec PKP to i muszą być tory. Tory mają to do siebie, że biegną w dwie strony. Otóż nie zawsze. Linia kolejowa biegnąca przez Powodowo (Wolsztyn-Sulechów) zbudowana została czy raczej oddana do użytku w 1898 roku. Zamknięto ją w 1994 roku, kiedy to po dwuletniej eksploatacji zbankrutowała pierwsza niepaństwowa firma kolejowa w Polsce – tutaj podam jej nazwę - Lubuska Kolej Regionalna.
Ściana zachodnio-północna,
jak wyżej, ale 9 kroków na północ, 
i zbliżenie na tablicę.

Cóż stało się w czerwcu 2009 roku?. Otóż w związku z przebudową wspomnianej drogi (m.in. do Kołobrzegu), na jej szerokości szyny wycięto, wysypano tłucznia, położono masę bitumiczną, a malarz sprawił oznaczenia poziome.
Pozostał budynek już nie Dworca PKP ale po byłym Dworcu PKP, podejrzewam, że obecnie sprzedany i wykupiony przez byłych (już) pracowników. 
Trakt kolejowy w kierunku zachodnim. W lewo do Wolsztyna, w prawo do Kiełpin.
 
Wracając z Kiełpin w dniu wczorajszym zatrzymałem się właśnie na stacji.
Budynek gospodarczy przy stacji w Powodowie. Kierunek jak wyżej plus lewo skos.

Kto wie czy nie była to ostatnia okazja do tego by zatrzymać się przy tak nazwanym budynku. Tory pomiędzy Wolsztynem a Powodowem jeszcze leżą. Jak długo? Tego nie wie nikt. Stojąc sobie na nich, spojrzałem w kierunku zachodnim, gdzie zostały odcięte. 
Dworzec PKP w Powodowie. Ściana frontowa.
W kierunku Wolsztyna. Następny przystanek to Wolsztyn - Bielnik.
 
- Tam to już pociąg nigdy nie pojedzie. Może jedynie rower albo bryczka (mając w głowie różnodziwne plany zagospodarowania tego terenu) - pomyślałem. Najpewniej jednak będzie można zobaczyć biegnącego lub przeskakującego po nasypie parzystokopytnego. Bo na zachód od Powodowa leży już Region Kozła...
Ściana południowa Dworca PKP w kierunku pod słońce. W Powodowie. W Wielkopolsce.