piątek, 31 stycznia 2014

Godają ze wielka woda z gór idzie, ze potop bedzie

Po dzisiejszym występie w Wolsztyńskim Domu Kultury, z niecierpliwością czekam na Kargowę, gdzie Teatr Fokus zagra rypiącego się tatkę 21 lutego.
Dziękuję...

czwartek, 30 stycznia 2014

Z Czesławem po Wolsztynie (Gie-eS)

Hotel - restauracja Kaukaska w Wolsztynie, przy ul. Poniatowskiego.
W miejscu gdzie obecnie znajduje się taras restauracji Kaukaska w Wolsztynie, przy ulicy Poniatowskiego, kiedyś poruszały się koła młyńskie. Młyn powstał tutaj w XII wieku, potem oddany został cystersom i działał aż do II wojny światowej. Przy tym młynie wodnym został zbudowany tartak wodny. Okoliczni mieszkańcy przywozili drzewo na przetarcie, na tarcicę czyli deski i na belki. Na prawo od młyna, znajdował się piętrowy dom. Dom ten był własnością poczciwego Niemca Otto Vettra, mieszkającego na piętrze. Na parterze znajdował się sklep spożywczy z towarami kolonialnymi jak to wtedy mówiono, czyli cytrusami, tytoniem, kakao, itp., Obok znajdowała się restauracja - inaczej knajpa. Chłop, który przyjeżdżał przetrzeć drzewo, albo zemleć zboże szedł właśnie do knajpy. Towarzysząca mu żona, po załatwieniu sprawunków w sklepie spożywczym, właśnie tam go szukała. Do knajpy chłop wchodził z batem-biczyskiem. Raz, żeby go nie zgubić, dwa był to taki zwyczaj. 
Po lewej siedziba GS SCh.
Przedsiębiorczy Otto Vetter, pobudował nieopodal kręgielnie. Budynek ten spalił się w okresie dwudziestolecia międzywojennego ale szybko go odbudowano. Mieszkańcy Niałka i Zatorza lubili przyjść wieczorem albo w niedzielę, pograć w kręgle a zawsze grano o kufle piwa. Przegrywający musiał drugiemu stawiać. 
Od podwórza.
Po II wojnie światowej powstała Gminna Spółdzielnia Samopomoc Chłopska. Prezes Spółdzielni - Edward Kuraszewicz (ur. 25.05.1911), był bardzo zaradny. Pod jego prezesurą "Gieesy", były najbogatszą spółdzielnią w całym powiecie wolsztyńskim. Porównując - Przewodniczący Prezydium Powiatowej Rady Narodowej - dzisiejszy Starosta, czy prezes PZGS-ów Powiatowego Związku Gminnych Spółdzielni, mieli z reprezentacyjnego funduszu na miesiąc, po 2 tysiące złotych. Prezes Kuraszewicz, miał pięć razy więcej. 
Tak zwany "Dołek"
Pod jego prezesurą na terenie tym dokonano wielu inwestycji. Powstała nowoczesna piekarnia,  masarnia, biurowiec, wybudowany został magazyn nawozów sztucznych, materiałów budowlanych, mała cementownia i wreszcie lokal z kawiarnią na piętrze a restauracją na parterze. Nazwę lokalowi nadał sam prezes. Ówczesny przewodniczący Witold Kokociński (rocznik 1918, zmarły w 2002, mieszkający na ulicy Bohaterów Bielnika), miał powiedzieć do prezesa Kuraszewicza: a dlaczego Kaukaska, przecież Wolsztyn nie jest w żaden sposób związany z Kaukazem. Ten miał odpowiedzieć: a panu przewodniczącemu Związek Radziecki się nie podoba? Na taki argument wtenczas nie było już rady. Prawda była taka, że losy w czasie II wojny światowej Edwarda Kuraszewicza, rzuciły właśnie na Kaukaz, a tam zaznał wiele życzliwości. W wyrazie wdzięczności postanowił lokal ten nazwać właśnie Kaukaska.
Specjalnością tego zakładu miała być herbata po kaukasku albo po gruzińsku. Niewiele różniła się od normalnej, nie przyjęła się mimo, że rozdawano recepturę jej parzenia. Edward Kuraszewicz spoczywa na wolsztyńskim cmentarzu. Zmarł 7 stycznia 1981 roku. 
Z komina po lewej dużo mąki poleciało.

środa, 29 stycznia 2014

Garbarska zima

Wolsztyn, ulica Garbarska od K-32.

wtorek, 28 stycznia 2014

Z Czesławem po Wolsztynie (most na Dojcy)

Bardzo lubię wracać, wracać do ojczyzny mojego dzieciństwa.
Wolsztyn, ulica Niałecka do Niałka Wielkiego.
W stronę przeciwną, do ulicy Poniatowskiego.
Pierwsza wzmianka o Niałku Wielkim pochodzi z 1155 roku, kiedy to stanowiła własność biskupa wrocławskiego i chociażby z tego powodu musiała być wsią zasobną. Ciekawe, że parę kilometrów dalej, leżące na wschód Komorowo, miało też swoją parafię i kościół, który znajdował się obok dzisiejszej Kaplicy ss. Miłosierdzia p.w. Niepokalanego Poczęcia NMP, ale należące do biskupa poznańskiego. 
Wieś Niałek, była własnością potężnego rodu Niałków-Jeleni, którzy w wieku XIII i XIV wieku, odgrywali bardzo dużą rolę w Wielkopolsce. Jeden z nich Wincenty z Niałka, był arcybiskupem gnieźnieńskim w latach 1220-1232 i kanclerzem na dworze księcia wielkopolskiego Władysława Laskonogiego. 
Po lewej stronie widoczne ślady po grobli.
Na Dojcy, pomiędzy dwoma jeziorami wybudowany był młyn wodny, należący do właściciela Komorowa - Luderusa i jego syna Peregryna (peregryn to pielgrzym, peregrynacja to pielgrzymka, imię dość popularne wśród rycerstwa śląskiego, więc też prawdopodobnie stamtąd przybyłych na te tereny). W 1284 roku Luderus z Peregrynem, darowali młyn oberskiemu opatowi Janowi. Zezwolili mu również na budowę jazu czyli grobli używając do tego ziemi i chrustu ze swoich włości. Do dziś dnia widać ślad usypanej grobli; przed mostem na Dojcy przy ulicy Poniatowskiego, po jednej i drugiej stronie drogi widoczny jest spadek. Ta grobla została usypana sztucznie przez cystersów - oczywiście nie oni ją usypali, tylko chłopi, którzy należeli do dóbr oberskich. 
Most na Dojcy. Wolsztyn, ulica Poniatowskiego.
Następnie zbudowano drewniany most w tym samym miejscu, gdzie dziś jest betonowy. Używany i odnawiany przez lata przetrwał, aż do 1939 roku, kiedy to saperzy polscy, żołnierze 14 Dywizji Piechoty wysadzili go w powietrze. Wysadzili również most kolejowy na rzece Dojca (obecnie przy ulicy Rzecznej). Gdy 7 września 1939 roku, wojska niemieckie wkraczały do Wolsztyna, musiały obok, pobudować drewnianą kładę, przez którą się przeprawiali (w rejon parkingu przy Bojowniku). Stały tam rozstawione przez miejscowych Niemców stoły z poczęstunkiem - tak witali swoich "wybawców". Krótko po tym, Niemcy zmuszając Polaków do pracy, zbudowali ponownie drewniany most, który służył przez całą okupację. Na krótko przed wkroczeniem Armii Radzieckiej, most podminowano. 
W lewo do Obry, prosto do Powodowa w prawo do Chorzemina.
Rzeczka Dojca.
W mroźną noc 25 stycznia 1945 roku, od strony Powodowa nadjechało kilkanaście czołgów radzieckich. Ta szpica pancerna, chciała przejechać przez Wolsztyn, ale zatrzymali ich na skrzyżowaniu ulic: Poniatowskiego, Bohaterów Bielnika i Niałeckiej, mieszkający tu Polacy, ostrzegając o zaminowaniu. Dowodzący oddziałem pancernym, starszy lejtnant rozkazał, żeby parę czołgów pojechało na Obrę a pozostali razem z nim, pojechała do Chorzemina, objechała Jezioro Wolsztyńskie, wjechała do Karpicka oswobadzając przy tym obóz jeńców na Komorowie (Stalag XXI C/H Wollstein). 
Mostu na Dojcy, nie zdołano wysadzić. Na drugi dzień, schwytano 8 Niemców, którzy musieli go rozminować. Dopiero w 1966 roku, przez wolsztyńskie przedsiębiorstwo, został zbudowany betonowy, wraz ze śluzą (różnica 1 metra pomiędzy Jeziorem Wolsztyńskim a Berzyńskim). Oddano go do użytku 23 grudnia.
W listopadzie 2010 roku, zakończono prace modernizacyjne śluzy i budowę czterech pomostów.

poniedziałek, 27 stycznia 2014

W oczekiwaniu na śnieg

Fotokomórkowiec wolsztyńskiego cypla z 12:35. Teraz jezioro pokrył śnieg.

niedziela, 26 stycznia 2014

Bo tylko zimą, po wolsztyńskim niebie

...czerwony gołąb się kolebie...

sobota, 25 stycznia 2014

Jak my w Rakoniewicach tatkę-latkę grali

Minus 11 o trzynastej trzydzieści. Udaję się do wolsztyńskiego Domu Kultury, gdzie do zbiórki miało dojść, aktorów - a co! Teatru Fokus. Na schodach Janusz marznący od godziny w nadziei, że ktoś mu otworzy, że te dwa bucki zabierze... Ewa eM jest lepsza ode mnie, bo przyjeżdza na rowerze. Adam loguje się po czternastej. Punktualność poetów...zaraz po nim przyjeżdża minibus, który zabiera i zresztą odwozi nas do i z Rakwic. Pozdrawiam kierowcę...komórkuję...
Ewa, Monika i Janusz. Nie korzystają z komunikacji podstawionej.
Busik, ciepły, rakoniewicznusik.
Świeci słonko z nawiasem, atmosfera całkiem luźna. Wiadomo, że Janusz jadł grochówkę, pewnikiem, że ja jadłem bigos. Przed. Nadymanie brzuchów...
Po przyjeździe witani i prowadzeni w pokoje. Warunki potężnie dobre. Wstępy, oficjele i obiady a potem mini próby. Cykcykam nieudanie kilka chwil przed spektaklem (dlaczego ciebie nie zabrałem pentaksiku mój). Hala swoimi rozmiarami wrażeniowo Blusbradersowa. 
Hala-sala.
Tak mi wyszło do obiadu.
Babka ze swoją synową. Pomiędzy nimi Adam Szef Sprawczy Sztuki.
Dochodzi szesnasta trzydzieści. W kulisach od dwudziestu minut. Nogi marzną. Zakładam i ściągam skarpetki. Kilka razy. Z drewnianym wieszakiem nawiązuję kopulacyjny kontakt dla rozluźnienia. Rozładowania ciśnienia...
Nareszcie zielone światło. Wchodzę...zaczynamy...ucę się tato, ucę. Są potężne hafty. Po 3 minutach słyszę pomruki śmiechu. Od tej pory będzie tylko lepiej. Haftów też jest coraz więcej...w kulisach atmosfera jedyna i pozytywna. Atakować, atakować by śmiech nie schodził...
Na premierze nie słyszałem takich rechotów. Dają mi pałera. Jak się później okaże nie tylko mi. Sławek "swoją babą" robi co chce. Jest genialny. Waldek seksując się z Helką wzmacnia do zenitu atmosferę...
Ewa Korzańska - urzędniczka. "Fuj, ale tu u was śmierdzi."
Placek ze swoją matką (babką). Cóż za zrozumienie.
Jest oczywistością, że łóżko Ludwika Placka musiało kiedyś pierdolnąć. Zagłówek odpada w najmniej oczekiwanej chwili. Jarek "szefo" Świrszcz, po spektaklu mówi: Marcin zagrałeś świetnie...
Tak. Improwizacja daje radość niesamowitą...
Dziękuję Fiolka...Rakoniewice...Gerard, Ewelina, Cecylia...dziękuję Teatr Fokus. Dziękuję Publiczność za obecność i oklaski.
Dziękujeści...
31 stycznia o 19:00 tatkujemy w Wolsztynie...

piątek, 24 stycznia 2014

Rus się dziołcha, casu skoda

Amatorski Teatr Fokus z Wolsztyna przedstawi 25 stycznia br., o godz. 16:30 w Hali Widowiskowo-Sportowej w Rakoniewicach, przy ul. Nowotomyskiej 3 - komedię Ryszarda Latki w reżyserii Adama Żuczkowskiego pt. Tato, tato, sprawa się rypła".
Zapraszam.
Foto - Ewka Olszewska. Dziękuję raz jeszcze.

czwartek, 23 stycznia 2014

Mówię co wiem

Uznałem. Uznałem dzisiaj idąc, że przecież nigdy się na to nie zgodzę, żeby być tym, czym nie jestem, a od czego się roją półkule. Ani na to, ani tak samo na to, że: jakoś to będzie, jak pan Bóg da zdrowie, a Matka Boska pieniądze, coś się musi zmienić, byle do wiosny. Uznałem, że tysiąc razy wolę przeminąć jak kometa. Tysiąc razy wolę mignąć tylko jak meteor i wsiąknąć w niezgłębione mgły. Całej prawdy nie znam. Mówię co wiem.
Kościół pw. św. Jana Chrzciciela w Przemęcie z zaborowskich łąk - 18 stycznia 2014 roku. 
Tekst Sted.

środa, 22 stycznia 2014

Nauka widzenia

"Widzenie jest cudem, który towarzyszy nam każdego dnia, gdy tylko otworzymy oczy. Ciemność ustępuje miejsca światłu, a rozmyte kontury nabierają namacalnych kształtów. Mdłe mleczne barwy stopniowo ulegają wysyceniu, nabierają życia. To cud, lecz przywykliśmy do niego na tyle, że większość z nas idzie przez życie z półprzymkniętymi oczami. Widzimy, lecz nie zawsze zauważamy. Od przypadku do przypadku coś przykuwa naszą uwagę, zaś w międzyczasie zmysły tężeją i obojętnieją. Tracimy wówczas coś więcej niż tylko zdolność widzenia.
To, co widzimy, ma olbrzymi wpływ na to, kim jesteśmy. Jednocześnie jestem pewien, że ta prosta zależność działa także w drugą stronę: otóż interpretacja sceny rozgrywającej się przed naszymi oczami w dużej mierze zależy od indywidualnego postrzegania rzeczywistości. Nauka widzenia jest przygodą, która nie ma sobie równych. Jak ujął to kiedyś Marcel Proust: "Prawdziwa podróż odkrywcza nie polega na szukaniu nowych lądów, lecz na nowym spojrzeniu". 
Wyobraź sobie, że doświadczasz pewnego rodzaju wizji; olśnienia, które sprawia, że widzisz dokładniej, lepiej, więcej; dostrzegasz rzeczy, które są ukryte przed wzrokiem innych. Wyobraź sobie, że sprawy, które dotychczas uważałeś za zupełnie zwyczajne, nabierają wartości i znaczenia. Nauka widzenia to próba spojrzenia na życie z innej perspektywy i ponownego zachwycenia się światem".

Myślę, że spokojnie "naukę widzenia", można zamienić na naukę miłości...

Tekst Chris Orwig z Visual Poetry. Fotografia z 18.01.2014 - z okolic Zaborowa.