wtorek, 31 stycznia 2012

Nil desperandum

poniedziałek, 30 stycznia 2012

Wolsztynówki-chwilówki: jednego serca

Nad Jeziorem Wolsztyńskim. Pomost przy promenadzie.

niedziela, 29 stycznia 2012

Wolsztynówki-chwilówki: skończyło się, miało wiecznie trwać

Sobotnie popołudnie. Ulica Komorowska do Drzymały w Wolsztynie. Na wprost brama. Do Parku.

sobota, 28 stycznia 2012

Z rozmów męsko-męskich (część czternasta). Śladem Blue.

- tatusiu, dlaczego to wszystko zamarzło?
- widzisz synku! Zimno mrozi wszystko dookoła ale tylko na jakiś czas. Przyjdzie dzień w którym ciepło zwycięży.
- a co to ciepło tato?
- ciepło to miłość Janku.

piątek, 27 stycznia 2012

W dzień gorącego lata

"...Powietrze lekko drgało tak
nie wiem jak wpadłem na twój ślad...
...i wtedy to poznałem cię
wiedziałem, że przygarniesz mnie...
...był festyn spadających gwiazd
był zatrzymany dziwnie czas...
...i ogień był i pierwsze łzy
istniejesz dla mnie tylko ty...".

Na molo w Wolsztynie, około 16:00. Minus pięć gdzieś tak, bo w nosie nie zamarzało. A zamarza przy minus siedem. 

Buba - bardzo dziękuję za inspiro.

czwartek, 26 stycznia 2012

I byłem

Nad zamarzniętym Jeziorem Wolsztyńskim. Na molo.

środa, 25 stycznia 2012

Epitafium

Na promenadzie. W Wolsztynie. Dziś a może i jutro.

wtorek, 24 stycznia 2012

Gdy odejdziesz nie zostawiaj nic

"Gdy odejdziesz zabierz słońca blask
Zabierz ścieżki i ulice miast
Ażebym nie znalazła
Ogrodu, w którym
Powiedziałeś mi
Że kochasz mnie

Zabierz białość chmur
Zabierz błękit gór
Zabierz ptaków śpiew
Zabierz dziewcząt śmiech

Gdy odejdziesz zabierz także noc
Pogaś gwiazdy
Utop w rzece świt
Bo po co noc bez ciebie
I gwiazdy po co
Gdy odejdziesz nie zostawiaj nic

Zabierz czerwień róż
Zabierz złoto wzgórz
Zostaw tylko sen
O miłości twej".

Gdy odejdziesz nie zostawiaj nic.
Na boisku w Mochach.

poniedziałek, 23 stycznia 2012

Powodowo cmentarz

Wiedziałem, że w Powodowie trzeba do świateł dojechać a potem w prawo na Kiełpiny. Przejazd jest kolejowy i co dalej?
- to musi być gdzieś tutaj, wskazałem na las po lewej. Skręciliśmy w lewo. Teraz to las już był po prawej a po lewej bloki mieszkalne. Wielorodzinne. I parking pod wiatą pokrytą plastikiem. Taki z siedemdziesiątych. Lat. Zielonkawy.
- zapytam się tej kobiety, powiedział eM. Szła na wprost nas. 
Spojrzała się nijak, styczniowo bym rzekł, po czym obróciła się o sto osiemdziesiąt i powiedziała wskazując palcem:
- kawałek musicie pojechać, tam gdzie ten samochód stoi, tam jest kapliczka...
Słońce padało przez wszystkie otwory i szklane elementy naszego mustanga. Mineliśmy "ten samochód" i dawaj w prawo. Bo tam rozgałęźnik taki polny jest i można jechać w kilka. Kierunków. Znowu ze sto metrów na wprost i stanęliśmy.
- widzisz tu jakąś kapliczkę, bo ja nie - głosem podejrzewającym kłamstewko "kobiety", zapytał eM.
Co miałem mówić. Przecież nic nie widziałem tylko drzewa. Pagórek jakiś niezły ale nie aż.
- dąbek tam rośnie całkiem całkiem odparłem, bo to on zwrócił moją uwagę - jedynak wśród sosen. Samotnik wśród tylu kobiet.
Wysiedliśmy i dawaj pod górkę. Potem pod drugą i zejście. Na minimini płaskowyż nazca.
- "to chyba to" powiedzieliśmy razem. 
Staliśmy przed "kapliczką" a raczej przed jej pozostałością. Główne wejście półokrągłe ku górze, podobnie dwa okienne otwory po bokach. Słońce pchało się przez nie ile tylko mogło. Do sklepienia wewnątrz przytwierdziła się i zdecydowanie spadała w dół wilgoć. Kroplami pojedynczymi o smaku betonu dawała ku ziemi śmiało. Na ziemię z żółtego piasku. Nie dziwota. To przecież prawie do tego miejsca dochodziło kiedyś wyrobisko piasku używanego do produkcji prefabrykatów nazywanych bloczkami powodowskimi.
Chwyciłem za podręczny aparacik kieszonkowy. Tak!, westchnąłem.
Byliśmy na terenie dawnego cmentarza ewangelickiego w Powodowie koło Wolsztyna. Wreszcie tutaj trafiłem. To na pagórku w północno-zachodniej części wsi, na skraju lasu, z ziem naszych i waszych wyłania się pozostałość kaplicy cmentarnej. Grobów brak. Nieopodal rośnie dąb. Ten którego nie mogłem nie zauważyć. Ma przeszło 5 metrów obwodu na bank. A raczej na słońce.
Bo dziś słońce świeciło wszędzie. I wszystkim.

niedziela, 22 stycznia 2012

PPH

...czyli promenadowo - podwórkowe historie.
Promenada w Wolsztynie, gdzieś tak od połowy długości ku byłej kawiarni "Fala", dziś pizzerii. Spojrzenie zza opłotki, ku równoległej ulicy 5 Stycznia.

sobota, 21 stycznia 2012

Gaska (część czwarta)

Ta gaska już była ale w odwrotnym kierunku. Tutaj ujęcie od ulicy Rzecznej ku ulicy 5 Stycznia w Wolsztynie. Tak wyglądała do południa, bo co potem się działo na trasie Poznań - Wolsztyn, nie wspomnę. Dawno tak się nie zmachałem kierowaniem śnieżnego zaprzęgu.
Dobranoc.

piątek, 20 stycznia 2012

Dzisiaj poszedłem na tory

"Jak ptak na drucie,
Jak pijak w nocnym chórze,
Próbowałem na swój sposób,
Wolnym być...".

Z mostu kolejowego na ulicy Rzecznej w Wolsztynie na wiadukt na ulicy Bohaterów Bielnika.

czwartek, 19 stycznia 2012

Komu bije dzwon

Pytanie retoryczne zadaję sobie.
Komu bije temu bije. Komu bije temu bić będzie. 
Dzwonnica przy kościele farnym w Wolsztynie.
Całe szczęście, że deszcz pada i pada.

środa, 18 stycznia 2012

Ty i ja teatry to są dwa

Cztery zdjęcia członków teatrów ludowych sprzed circa 100 lat. Uważam, że skoro były zawsze w posiadaniu mojej rodziny, to pochodzą z rejonu byłego powiatu babimojskiego a konkretnie z Siedlca, koło Wolsztyna lub okolic. Ale do rzeczy:
To zdjęcie jest chyba najbardziej znane wielbicielom Regionu Kozła. Można je znaleźć na stronie internetowej gminy Siedlec (pozdrawiam wójta Adama Cukra) w zakładce o gminie-->historia-->na starej fotografii, czy też chociażby książce Mariana Śmiałka - "Siedlec w XX stuleciu". Można je tam obejrzeć, ja posiadam oryginał. Zdjęcie na tyle dla mnie ważne, gdyż widnieje na nim mój pradziadek Jan Tomiński, syn Michała (pierwszy po lewej). Uważam również, że jako siedzący pierwszy z prawej widnieje jego brat Jan Chryzostom zwany "Krzyżunem". Dziewczyny mogą pochodzić z rodziny Piątka Józefa. Czas: 1911-1912 rok. Uwaga! W oknach ktoś luka. Czyżby suflerzy?
I to zdjęcie wydaje się pochodzić z tamtego okresu. Nie wiem kto na nim widnieje, lecz skłaniam się do rodzinnych koligacji. Zwłaszcza jeśli chodzi o pannę siedzącą z lewej strony. Póki co nie mieszam. 
Zdjęcie raczej późniejsze, może z lat trzydziestych. W tamtym okresie lubowano się w wąsiastych wąsach, przyklejanych na coś. Na pewno nie na super glue. Chociaż osobiście znam jednego mieszkańca Kopanicy, co by wyglądać bardziej "twarzowo" na portretowym zdjęciu, przykleił sobie uszy tymże klejem do głowy. Efekt był. 
Tutaj nie znam nikogo. Znowu.
Zdjęcie ostatnie i chyba najmłodsze. Od razu rzucają się w oczy dwa fajne wąsy i jakże wyrazista postać kowala. Brak pojęcia kto na zdjęciach.
Niniejszym obwieszczam, iż wobec zauważonych "ruchów" na "wolsztynie" tego typu tematyką, zezwalam na jednorazowe (no chyba, że coś pójdzie nie tak), pobranie wystawionych fotografii w celu rozpropagowania wśród młodzieży i aktorów starszych, celem osiągnięcia skutku w postaci wiedzy. Bo co jak co, ale "teatr" musi być...po mojej stronie.

wtorek, 17 stycznia 2012

Kameleon

Jeden powiedział mi dzisiaj, że ludzie są jak kameleony. Jeden powiedział mi, że zawsze trzeba być sobą. Jeden ma rację w obu twierdzeniach. Ale inaczej spojrzę na słowa Jednego. Czy kameleon nie jest zawsze sobą? Czy ten kto jest zawsze sobą nie jest kameleonem?.
Już myślałem, że śnieg który spadł wczoraj, będzie rosnąć w objętości. Nic z tego! Dzisiejszy deszcz przypomniał, że jest pora deszczowa i żadne anomalia śniegopodobne nie zburzą tego stanu rzeczy. A przecież zima to zima. Mróz, śnieg, sanki, wyładowane akumulatory, trzaskające szczapy świerku w kominku. Czy zima jest kameleonem? Zima to zima. Jest sobą czy się skameleonizowała? Czy jedno z podwórzy na ulicy Jeziornej w Karpicku nie jest sobą. Nie jest ubarwione rzeczywistością?
"...Kameleon, hipnotyzer mój...
Maski, maski, tysiąc barw.
Gdy nie wierzysz, on jest w snach".

poniedziałek, 16 stycznia 2012

Jestem szczęśliwy, niech wszyscy widzą to

"...Powietrze coraz bardziej przerzedzało się i tym razem mówię to po raz ostatni. Mściciel jestem. Widzę to dobrze. Widzę to coraz bardziej. Słońce, tam, musiało widocznie wychodzić zza kotary i światłość rozlewała się szeroko po widowni jak Nil. Po dachach cienie, pełznąc, kryły się za kominy, wieżyczki i winkle. Dzień zapowiadał się niechybny. W oknach pogaszono sztuczne światło. Płonęły tylko jeszcze nieśmiało rzadko rozmieszczone uliczne latarnie. Walka była nierówna i czas był ją zakończyć. Ale na pewno sobie spał w elektrowni rodak mój - marnotrawca. Szedłem środkiem nawy. Myślałem o tym, że napiję się mleka. Na chodniku kot spacerując w tę i z powrotem myślał o czym innym. Nad nim, wysoko, para gołębi, gruchając dreptała po wystającym gzymsie. Wschodzące słońce już tam świeciło im pięknie w oczy. Tak że aż mnie tu, na dnie, chłód od tego przeniknął do szpiku kości i ostrym, nagłym szpurtem ruszyłem biegiem pod górę.
Tak wpadłem na rynek. Stanąłem pod bramą najbliższej kamieniczki i oparłem się o wyrzeźbioną maszkarę. Oddychałem głęboko i sprawiedliwie. Dookoła zaczynało się życie ludzkości i mnie tu nie brakowało.
Ja tu jeszcze ciągle byłem...".

Miejsce z którego zrobiłem dziś to zdjęcie, to taka "krzyżowa droga", bo tak kiedyś nazywano przecięcia się dróg (bynajmniej w rejonie Siedlca). Ta tutaj (poetycka alejka, poznańska gaska, żadna droga), prowadzi wprost na wolsztyński Rynek, przez ulicę Poznańską (w oddali widoczna północna ściana ratusza a za nim wieżę kościoła Farnego). Za "śmierdzącym rowkiem" (pierwszy świerk po prawej) biegnie trochę pod górkę, na prawo wzdłuż podwórza maraszkowego, na lewo wzdłuż grabów i byłych działek ogrodowych. Wracając do punktu wyjścia w lewo wiedzie do Pałacu a w prawo do Jeziora Wolsztyńskiego. Za plecami plaża.

niedziela, 15 stycznia 2012

Zostaną dobre miny, wieże i k(g)o(w)miny

Nieczęsto się zdarza, by w lokalnej wolsztyńskiej telewizji, wspólnie, ramię w ramię stanęli i pojawili się Starosta z Burmistrzem. Nieistotny jest tutaj powód takiego stanu rzeczy, istotne jest natomiast, że wystąpili razem, 13 stycznia br. Powodem stała się obopólna interwencja w sprawie planowanej reformy sądownictwa w Polsce w tym zniesienie Sądu Rejonowego w Wolsztynie i przekształcenie go w Punkt Zamiejscowy Sądu Rejonowego w Grodzisku Wielkopolskim. Interwencja warszawska u ministra (której towarzyszyła sympatyczna atmosfera !). Z wypowiedzi dowiedziałem się, że o owej reformie mówiono już w 2008 roku z zapewnieniem, że takowej nie będzie. Przypomniało mi się inne zapewnienie, z początku lipca 2010, które na piśmie - przedwyborową porą (!), otrzymało do łapki albo za zapoznaniem gros  funkcjonariuszy służ mundurowych (ach ta apolityczność). Zapewnienie, że nie są prowadzone żadne prace zmierzające do odebrania uprawnień emerytalnych. 
Te dwie "historyje" wspaniale do siebie pasują. Reforma sądownictwa i emerytalna są już teoretycznie prze~sądzone. Przesądzona też stała się wiarygodność "reformatorów". I tutaj przerwie swój wywód rzucając ku kominom - łaciną, bo tylko w tym języku chce mi się mówić w takich chwilach...delicto parentum liberis non nocent.
Wieże kościoła Farnego i Kaplicy ss. Miłosierdzia p.w. Niepokalanego Poczęcia NMP w Wolsztynie widziane z placu targowego przy ulicy Komorowskiej.

sobota, 14 stycznia 2012

Zabiorę cię właśnie tam

Dziś pojechaliśmy do Magnezji. We trójkę. Pogoda od rana dawała mi znaki, że trzeba tam być o odpowiedniej godzinie. O znanej porze. 
Z niebios wiało jak trzeba, Jani uśmiechnięty powtarzał twierdząco: "ale zibo", co po naszemu oznacza, ale zimno.
..."Bo jeśli ziarno obumrze to wyda owoc", mówiłem sobie w duchu. Fiolka spoglądała w zachodnim kierunku oniemiała. Po chwili powiedziała pod wiatr wzmożonym głosem:
- dawno nie oglądałam zachodu słońca, cieszę się, że mnie tutaj zabrałeś...te zachody nad morzem to się nie umywają.
Uśmiechnąłem się i przytaknąłem głową. Pewnie, że się nie umywają, pomyślałem...w końcu jesteśmy w Magnezji.
 - zabierzesz mnie tam jeszcze kiedyś? - zapytała na odchodne.
Spojrzałem jeszcze raz za siebie, na jezioro, trzciny i dogorywające w nich słońce.
- zabiorę, krzyknąłem, zabiorę na pewno...

piątek, 13 stycznia 2012

Ścieżka

Po dzisiejszej wizycie u alergologa, korzystając z mojej ulubionej wietrzno-śnieżno-deszczowej pogody, na dodatek z moją szyją, która w prawo skręca się li tylko na godzinę drugą, poszedłem. 
Te moje wędrówki w dobrym i złym mam od zawsze. Czasie. Kierunku. A to kiedyś wyszedłem za bramę podwórzową, na Bielniku, gdy miałem lat sześć. To znowu pojechałem do niebotycznie odległego Świętna, na obóz harcerski, gdy miałem lat jedenaście. Gdy miałem lat dziewiętnaście przeszedłem szlakiem czerwonym od Eisenach do Budapesztu...
To tędy 30 lat temu wiodła ścieżka do Parku. Dziś, odstawiono ją "za drzewa" i nie jest już ścieżką a autostradą.
Dziś chodzę swoimi ścieżkami. Ktoś cwany, cwaniaczek jakiś mógłby powiedzieć - ha! wiem gdzie chodzisz, gdzie bywasz, bo oglądam ciebie, śledzę twoje ruchy. To prawda! Moje ścieżki niewykluczone, że bywają ścieżkami innych. Niewykluczone. Z tą tylko różnicą, że ścieżki innych biegną słoneczkiem, biegną ciepełkiem. Moje ścieżki nie znają barier. Nie znoszą barier. Ciepłych herbatek, słodkich ciasteczek...
To tutaj poczułem wilgoć. W butach. Trzcina koło cypla nad Jeziorem Wolsztyńskim, kusiła mnie a ja jej się oddałem bez reszty. Kupiłem klej to będzie z trzewikami okej.
Oddalając się od miasta, czułem, że w butach znów mi chlupocze. Przecież tyle co je dosuszyłem. Doprowadziłem do ładu i składu. Dobre buty to rzecz bardzo ważna. To jeden z filarów. Obracałem się więc w chlupoczących butach to w lewo (bez trudności), to  w prawo (tutaj już całym tułowiem, bo ta szyja), zatrzymywałem się i zatrzymywałem. Chwile zastygały w pikselach. Moje chwile na ścieżkach...
Nie potrafię zachwalać siebie samego. Nie nauczyłem się tego jeszcze. Zachwalać jednak będę zawsze Piękno, które jest tuż obok...
Na cyplu, nad Jeziorem.

czwartek, 12 stycznia 2012

Piekło to inni

"Zamknąć się w sobie można wszędzie, nawet wśród burz i zamętu".
Molo w Wolsztynie.

środa, 11 stycznia 2012

Panoramujesz mnie?

Panoramuję, panoramuję mój Wolsztynie.
Wolsztyn z pomostu na Bielniku.

wtorek, 10 stycznia 2012

A gdy będą wzgórza ciemnozielone

"Tu olcha słój czerwienny obnaża
Wszystko tonie w zmysłach
I lato pierwsze powraca jak echo.
Będę z tobą
Im dalej będę, metalem obcym
Z rdzą nieszczęścia.
 I te stada wronie z ciemną smugą
Okopconej zimy. Świeca się dopala,
Nadciąga chłód od północy.
Już czas pomyśleć o świętym śniegu,
To uszlachetnia samotność...".
Ja, stróż parkowy, nawet zimą oniemiały stąpam cichutko po ścieżkach mojego królestwa. Teraz mało kto tutaj zagląda. I jestem z tego kontent. Betonowy cokół (na trzecim) pamięta chyba jeszcze czasy hrabiny. To na nim kończy się główna Aleja Lipowa (na drugim) w wolsztyńskim parku, biegnąca jak w mordę ku zachodowi. W jej usytuowaniu nie ma nic przypadkowego. Drzewa posadzono specjalnie kierunkowo, by zachwyt topiącego się w jeziorze słońca sięgał nomen omen zenitu.W obecnie panującej w dolinie Dojcy porze deszczowej, trudno o zachód. Nietrudno natomiast o północ, do której wiedzie odnoga spacerowa (na pierwszym), kończąc się na "cyplu". Tam do "ciemnozielonego" już niedaleko.

W treści fragment wiersza olsztyńskiego "jeziorowego" poety - Stefana Połoma o tytule posta.

poniedziałek, 9 stycznia 2012

Oczekiwanie na śniadanie

Na terenie wypożyczalni sprzętu wodnego a zarazem klubu kajakarskiego "Zryw" - w wolsztyńskim parku, nad jeziorem stoi kuchnia polowa z której można najeść się grochówki (mnie się jeszcze nie udało).
Gdyby nie daj Boże komuś zaszkodziła (grochówka) - w pobliżu, kilka metrów ze wejściem stoi...przebieralnia (jeszcze nie musiałem skorzystać).

niedziela, 8 stycznia 2012

WOŚP w Wolsztynie

Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy zagrała w Wolsztynie, na Rynku, niemiecką grupą rekonstrukcyjną z września 1939 roku. Wolsztyńsko - Stradyńscy (wiem, że pominąłem) pasjonaci nad pasjonatami, postanowili wesprzeć Orkiestrę swoimi mundurami, karabinami, pojazdami (zbudowanymi za własne pieniądze i czas), zamiłowaniem. Podziw wielki dla tej Grupy, dla żon tych niesamowitych zapaleńców, dla ich dzieci. 
Niestety, mimo szczerych chęci "załogi" nie znalazł się hełm na moją łeb (jak sklep), pomimo wczorajszej wizyty u zaprzyjaźnionej fryzjerki (by zmniejszyła objętość owłosienia). Znalazł się natomiast handgranat, który włożyłem sobie za pasek. Każdy granat ręczny z tamtego okresu jest niebezpieczny bo może eksplodować. Ten "mój", (tkwiący elementem rozrywającym w okolicach krocza) był jednak niegroźny. Emanował łagodnością i przystosowaniem do ciała i duszy.
Fido, Mariuszu i pozostali...dziękuję i gratuluję zapału. I wielkości w swoim "graniu".

sobota, 7 stycznia 2012

Wolsztynówki-promenadówki : na dobre i na złe

"Przyjaźń, to zwierzę żyjące parami. Nigdy w stadzie".
Promenada w Wolsztynie. Jeszcze przed deszczem.

piątek, 6 stycznia 2012

Nie żyjmy tym

Pora deszczowa, która nawiedziła Polskę zimą tego roku ma przebłyski bezopadowe, dzięki którym można wyskoczyć nad Jezioro Wolsztyńskie i...wpaść po kostki w bagienne grzęzawisko. "Nie żyjmy tym" jednak - jak to ostatnio powiadają niektórzy. Nie żyjmy tym. Bociany podobno już wracają.
Nad Jeziorem Wolsztyńskim, nieopodal parkowej górki.

czwartek, 5 stycznia 2012

Karambuś

To kolejne jasiosłowo oznaczające zachwyt i radość. Ja też je wypowiadałem, gdy oglądałem dziś słońce podchodzące do zachodu od ulicy Rzecznej w Wolsztynie. Oby tak wiało i chmurzało jak najdłużej. Karambuś...

środa, 4 stycznia 2012

Hu-ha

lecą pałki-generałki.
Przejście prze tory z ulicy Kolejowej do Dworcowej w Wolsztynie. Kiedyś za przejście tędy można było zarobić mandat. Dziś, nie ma się co bać. I kogo. W Warszawie ubyło 1.