czwartek, 31 stycznia 2013

List do Pana doktora

Ja bym chciałem (jak to mawiał Sławoj) Panie doktorze zapytać o jedną taką rzecz namacalną. Jako mężczyzna a w dodatku doktor i to ze specjalizacją, której jest Pan wierny od wielu, wielu lat, dobrze Pan zapewne wie co słowo "namacalna" oznacza.
Dlatego walnę prosto z mostu a nawet prosto z pomostu: czy Pan wie, że jako wyuczony na tych wszystkich uczelniach, biorący udział w sympozjach naukowych, wyjazdach służbowych zagrabanicznych nawet, z zarobioną fortuną przez ciężką pracę i służbę drugiemu, wie Pan, że nie wszystko jest dla Pana? Wie Pan to? Nie wie Pan. To ja Panu powiem co dla Pana nie jest. Powiem panu tak namacalnie, bo Pan mieszka w pobliżu, Pana bliscy mieszkają w pobliżu. Nie chodzi tutaj w ogóle o mnie czy innego człeka tutejszego, przyjezdnego, który pojawia się w Wolsztynie i okolicach bo kocha to miejsce i sobie je umiłował. Nie o te osoby chodzi. Mi o Pana chodzi panie doktorze, bo smutno mi się zrobiło, gdy pomyślałem sobie, że coś jest też i nie dla Pana. Chciałbym by pławił się Pan w luksusie i dobytku, bo to takie miłe, gdy się widzi, jak drugi jest szczęśliwy.
Panie doktorze! Wie Pan, że już Pan nie wejdzie na ten pomost za przystanią w Karpicku, przy tym Pana Szlaku Żurawim?; nie usiądzie Pan na jego deskach, nie zdejmie Pan swoich słynnych sandałów i nie zamoczy stóp w Jeziorze Wolsztyńskim? Wie Pan to?
To już Pan wie. 
Wiem, że Pan jakoś wybrnie z tej sytuacji, że poradzi sobie z tą niedogodnością. Wiem nawet w jaki sposób ale nie chcę głośno o tym mówić  i szeroko pisać. Wąsko wspomnę, że pewnie Pan wybuduje sobie podobny pomost i też go zagrodzi. Ale będzie radość...jeśli mogę...mieć przy tej okazji małą prośbę. Malutką jak dla Pana. Proszę mieć mnie na względzie za te wszystkie dobre słowa skierowane pod Pana adresem. Niech mi Pan też wybuduje taki pomost byle byłby zagrodzony, by nikt inny nie mógł na niego wejść...
Moja żona zerka mi teraz przez ramię co tam dziś do Pana piszę i mówi: "ja też chcę, ja też, ja też". Nie śmiem prosić o to Pana ale wie Pan jak to jest z kobietami. Może dla niej też znajdzie się trochę drewna i miejsca obok. Moje dzieci też są za tym...hmmm.
To umówmy się tak! Dla mnie i mojej rodziny 5 pomostów, obok Pana i tego za przystanią w Karpicku, to razem siedem. Każdy będzie miał swój a jezioro długie...ciocia? Niech ciocia nie czyta mojego listu, nie, nie, nie, nie mogę więcej prosić...i wujek też???! No nie...
Pomost nad Jeziorem Wolsztyńskim, za tzw. "Przystanią" w Karpicku, naprzeciwko posesji nr 83 przy ulicy Wczasowej.

środa, 30 stycznia 2013

Wolsztynówki - zimówki: otulenie

Pałac w Wolsztynie. Lewy, tylny narożnik z agregatem.

wtorek, 29 stycznia 2013

Pod mostem

Pomyśleć jakby do pisania i fotografii wpleść niezauważalnie niezadowolenie z dotychczasowych dokonań i planowanych manewrów załogi zpierwszychstrongazet, niezadowolenie z tak długiego - co można wyrazić aksamitnymi słowami - "zepsutego nadużycia", by nie sięgać do gruboziarnistych słów i wprostoczywistych plwocin, synonimów łacińskich tych słów; a gdy już to wzburzenie przejdzie zapisać o dzisiejszej ulewie, topniejącym śniegu i pogodzie wiosennej ale jakże zdradliwej dla zdrowia a potem na ostatnim okrążeniu pokazać te betony, słupy twardogłowe, konstrukcje żelbetowe, stropy co niebawem spadną z wielkim hukiem i bieda jeszcze większa wtedy będzie niż jest i te napisy co myślą inni, co jest zdrowe, kogo w, a czego nie pokażą wefaktach a nawet tefałentrfam.
Wolsztyn. Pod wiaduktem na Alei Niepodległości.

poniedziałek, 28 stycznia 2013

Motywy ulubione - aleja lipowa

To już czwarta odsłona moich ulubionych motywów w tym druga dotycząca alei lipowej w Parku Miejskim w Wolsztynie. Ta w odróżnieniu od poprzedniej jest jednak zimowa. I autosatyryczna. Bo nie łatwo wykonać autoportret ze 150 metrów. Ale wszystko jest możliwe. W Wolsztynie oczywiście.

niedziela, 27 stycznia 2013

Zastygła w pozach...zima

Plac zabaw w Parku Miejskim w Wolsztynie.

piątek, 25 stycznia 2013

Napisać siebie zimowo-przeciwnie

Wolsztyn, ulica Lipowa do skrzyżowania Gajewskich, Wschowska i Dr Kocha.
Plac Kościuszki do ul Dr Kocha.
Napisać siebie w zimie i siebie idącego z aparatem fotograficznym w ręku za dnia lub wieczora, kiedy to Jeden chciał mnie podwieźć nawet do domu, jak prawie co piątek, za co mu serdecznie zresztą dziękuję, ale chciało się iść nogami, bo bardzo tęsknię do chodzenia a Jeden nie dręczył mnie i nie namawiał do jazdy, bo on dobrze wie, on mnie w istocie zna zupełnie i na wylot, na wskroś, a potem, gdy już się szło, to nawet w rękawiczkach, absolutnie małe przyciski i pokrętła ale częściej przyciski aparatu którego noszę wciąż ze sobą, poddawały się i szło sprawnie ustawianie rożnych cyfr i ostrości i przesłon a miało się taki pomysł, żeby o zimowej wieczornej porze, zatrzymać nieporuszające się samochody, bo one przecież też mają duszę, każdy samochód ma duszę tylko nie każdy właściciel o tym wie, nie każdy właściciel jest świadomy tego, że jego samochodowa towarzyszka życia ma duszę i niektórzy traktują je jak przedmiot, albo powietrze nawet, i w tym napisaniu siebie zamknąć w jedno: myśli, zimę, samochody tak by było wiadomo, że to o kobietę chodzi a nie o samochód, o mężczyznę chodzi a nie o samochód i o minus dziewiętnaście stopni Celsjusza ale wcale ta całość nie musi oznaczać mrozu i skostnienia, przeciwnie, przeciwnie...przeciwnie.
Ulica Kręta "pod górę" od Strzeleckiej.
W kierunku przeciwnym.

czwartek, 24 stycznia 2013

Róża

33 kilometry na północ od Wolsztyna, leży wioska o nazwie Róża z olęderskim rodowodem, zamieszkała przez około 160 mieszkańców (dane z 2006 roku). Przed wioską od strony Sątop, po prawej stronie znajduje się kaplica ewangelicka.
Pekaesem z Róży można dojechać do pobliskiego Chraplewa, Dusznik, Lwówka, Nowego Tomyśla i Poznania.
Północny skraj wsi, leży przy drodze Stary Tomyśl - Wąsowo.
Na wprost wg drogowskazu, w prawo do Starego Tomyśla w lewo do Wąsowa.

Na lewo od kierunkowskazu, stoi drewniana chata, być może zamieszkała a po podwórku chodzą dwa niewidoczne tutaj konie.
Po przeciwnej stronie chaty zaś, po lewej stronie wspomnianej drogi, patrząc w kierunku Wąsowa, stoi krzyż z Jezusem Ukrzyżowanym w bardzo ciekawej pozie.

środa, 23 stycznia 2013

Kupiec Poznański

Jeszcze o wczoraj, że wszystko się udało, tylko pogoda się nie udała, i moje zdrowie a Stary Marych dzielnie stał z rowerem i teką, gdy śnieg zaczął nieźle prószyć z niebios.

Poznań. Plac Wiosny Ludów. Zbieg ulic Strzeleckiej, Półwiejskiej i Krysiewicza.

wtorek, 22 stycznia 2013

Powroty. Poznań, Krysiewicza, Szpital i śnieg.

Poznań, ulica Krysiewicza na wprost przechodząca w Ogrodową, biegnąca od prawej, w lewo ulica Piekary.
Ulica Piekary. Na narożniku z Krysiewicza, sklep spożywczo - monopolowy o nazwie Małpka Express.
Ulica Ogrodowa, dalej Długa a na wprost kościół św. Franciszka Serafickiego - franciszkanów - bernardynów, przy ulicy Garbary.
Ulica Krysiewicza, trochę niżej. Po lewej Szpital Dziecięcy, na wprost budynek Kupca Poznańskiego przy Placu Wiosny Ludów.
Ponownie ściana frontowa szpitala, dalej brama wjazdowa, stróżówka (pozdrawiam portiera) i kaplica Świętej Rodziny - wybudowanej w 1904 roku z projektu Rogera Sławskiego. Skąd ja go znam hmm....

poniedziałek, 21 stycznia 2013

Wolsztynówki - zimówki: Serce Jezusa

...umocnienie słabych.
...pociecho strapionych.

Wolsztyn, ulica Dworcowa a 5 Stycznia. Skwer z figurą Serca Jezusowego, odtworzony po latach na wzór ufundowanego w w 1895 roku, przez Towarzystwo Przemysłowe.

niedziela, 20 stycznia 2013

Szpital (po raz trzeci)

14:30 - przed (po prawej) Specjalistycznym Zespołem Opieki Zdrowotnej nad Matką i Dzieckiem - Szpitalem Dziecięcym im. Bolesława Krysiewicza 7/8 w Poznaniu. 
W oddali wieża kościoła św. Krzyża przy ulicy Ogrodowej 6, należącego do Kościoła Ewangelicko - Metodystycznego w Rzeczpospolitej Polskiej.
Janek? Wiesz, że tatuś Cię kocha?
To dobrze.

sobota, 19 stycznia 2013

Wolsztynówki - zimówki: nie moge się zatrzymać

O radości, którą dziś się dało kilku osobom, uśmiechu szczerym i od serca, pieczeniu placków ziemniaczanych, które zwę plincami i samotnym wieczorze.

piątek, 18 stycznia 2013

Wolsztynówki - chwilówki: srebrny

Napisać o tym, że się szuka, poszukuje i nie znajduje, o tym, że chce się znaleźć jakieś hasło reklamowe, drogowskaz, punktzaczepienia, perłęwkoronie, wizerunek eksportowy tego miasta wiedząc, że takie jest, jeszcze dycha, paruje ale raczej ostatnimi wyziewami i że jest nią jedyna na tym kontynencie czynna parowozownia, umierająca na starość podobnie jak tego kraju jedne linie lotnicze, i w tym żalu do przyzwyczajenia, żalu do tradycji odchodzącej, szuka się innego symbolu mojej małej ojczyzny, który zastąpi nikogonieobchodzące parowozy - nie wliczać do tego grona tych miłośników wojtkolisowych, bo im klaszczę na zachętę do walki - ale patrząc chłodno dobrze się wie, że koniec jest nieunikniony i że w nerwach które przychodzą samoistnie, jedyne na co mam ochotę, to pokazać tym - którzy mogą a nic nie robią albo udają, że coś robią w ratowaniu wolsztyńskiego reliktu - srebrną metalpałę.
Wieża ciśnień w Wolsztynie, przy ul. Spokojnej.

czwartek, 17 stycznia 2013

Wolsztynówki - chwilowki: lustro

Koniecznie zapisać o przechodzeniu koło tego lustra drogowego, stojącego na ulicy Krętej mojego miasta, że już od kiedy się je pamięta, że stoi, ale nie potrafię podać jakiegoś konkretnego czasu, dnia, miesiąca, pory roku nawet czy roku, chodzi mi o tą liczbę co ludzie zapisują każde minione 365 dni, zatem nie ma się tego umiejscowionego czasowo, bo każdy czas inaczej liczy, ja na przykład liczę każdą minutę swojego życia i liczę na tą minutę, że będzie wyjątkowa jak dla kogoś innego rok, lub tydzień na Wyspach Kanaryjskich albo w innych miejscach które znam z zabawy - palcem po mapie, każdy jest przecież inny, każdy najważniejszy, mogę jedynie o sobie mówić z precyzją i starannością i prawdą, jak to jest z moim czasem, więc nie umiem określić daty od kiedy przechodzę sobie szybko lub wolno, czasami biegiem się zdarzało, nad ranem oczywiście też, ale nie będę pisał o moich spacerach pomiędzy nocą a świtem, nie teraz, nie, pamiętam nawet jak szedłem koło tego lustra gdy słońce w oczy świeciło i nie sam szedłem też i nigdy, przenigdy, przechodząc nie mogłem zobaczyć samego siebie w tym zwierciadle, i doszedłem do wniosku, że duchem jestem chyba albo aniołem jakimś.

Wolsztyn. ulica Kręta - w lustrze do ulicy Strzeleckiej.

środa, 16 stycznia 2013

Sia la la

Zanotować w tym miejscu, że czytało się dziś "jedenaścieminut" znanego pisarza i na stodziewiętnastej stronie kieszonkowej serii tej książki, natrafiło się na słowa, które mnie znokautowały i że jak wyszedłem popołudniową porą z domu, to udałem się w jedno zaśnieżone miejsce, bo zima jest przecież i już wiedziałem, że muszę je połączyć jakoś, to miejsce śnieżnolubne, ze słowami przeczytanymi wcześniej a po przybyciu tam, na miejsce, zrobiłem to bez mrugnięcia, bez chwili zawahania, tak jak chciałem i połączyłem je z efektami nieuniknionymi czyli czystością, delikatnością i niepowtarzalnością chwili. 
"...Wiedzą, że to, co nieuniknione, nadejdzie, że to co stać się musi, zawsze znajdzie sposób, by zaistnieć. A kiedy ten moment nadchodzi, nie wahają się, nie tracą okazji, nie pozwalają umknąć ani jednej cudownej chwili, potrafią uszanować doniosłość każdej sekundy...".

Ławka w parku w Wolsztynie do słów Paulo Coelho.

wtorek, 15 stycznia 2013

Wąsowo (dzień drugi)

Wczoraj śnieg spadł i przerwał dwudniową wieczerzę wąsowską. Ale nie na amen. W pacierzu...zatem wracam.
Miałem przed sobą pięćdziesiąt hektarów parku, a w nim staw, góry, doliny, zamek, pałac, zabudowania gospodarcze i wielgie, wielgie drzewa. Opaśne i grubaśne. Za jednym z nich stał mężczyzna w przedziwnej podobnej do czepka czapce. Z tyłu wystawały włosy, zawijające się na kołnierz, długiego, do łydek płaszcza. Twarz to miał nieźle porytą. Prawie jak te pnie wąsowskich dębów. 
Buty na jego nogach uspokoiły mnie. Potężne i dobrze skrojone, wysokie, jasnym brązem nie pasowały do reszty. Ale wyglądały na solidne a wiadomo - solidne buty to podstawa. 
Właśnie zapalał papierosa, gdy go zobaczyłem a on jednocześnie mnie. Obejrzałem się za siebie, by uspokoić swoje myśli, że w razie czego, tym z którymi przybyłem do tej wsi niedalekiej, nic nie grozi. Byłem za blisko by tak bez słowa odejść.
Można to porównać do sytuacji, gdy idziesz na przykład w Koszalinie, choćby ulicą Jana z Kolna i skręcając w boczną, dajmy na to Spółdzielczą napotykasz przed sobą patrol policji i wiesz, że twój wygląd nie spowoduje, że przejdą obok ciebie beztrosko, że ciebie nie zauważą. Tak właśnie było w parku w Wąsowie. Spojrzeliśmy na siebie. 
Facet wciągnął w siebie pierwszy sztach i zacharczał basem:
- dziwny ten kraj, sami kosmici.
Staliśmy jakieś 10 metrów od ogrodu zimowego, przez którego okna widać było telewizor a w nim wizerunek mężczyzny, którego uszy stały jak radary i który otwierał usta, coś do kogoś mówiąc. Nacisnąłem foto-pstryk, przewieszonym przez szyję aparatem.
- to Nowak, odpowiedziałem, wskazując na jasną plamę za szybą,
- syn Nowaka i Nowaczki? - zapytał długopłaszczowiec już z uśmiechem,
- taaa wydobyłem, bodajże już bez "ka" na końcu, ale walnąłem śmiało dalej - to kosmita odpowiedzialny za komunikację.
"Zadębowiec" zdjął czepek, ukazując nieźle wyślizganą łysinę i pokazując wcale niezłe zęby, parsknął śmiechem mówiąc:
- jak dobrze, że znalazłem drogę, by ciebie spotkać.  
Zamek w Wąsowie i pobliże.

poniedziałek, 14 stycznia 2013

Puch marny

Jak to od wczoraj pada śnieg i nie ma przerwy a jak jest, to przejściowa a do tego mgła zaciąga i nadchodzi i że zobaczyło się przez okno, jak półmetrowe tujki co naprzeciw,  obrosły śnieżnym puchem i myśląc o tym puchu zachciało się go mieć pod ręką, więc wlało się napój na bazie chmielu do grubego kufla z rączką (nie czasami Konstatnym Rączką, nie, nie) a zatem wlało się do tego kufla co w latach osiemdziesiątych razem ze mną wyszedł z pewnej pijalni piwa w ręce i gdy się zobaczyło, że jest w ręce, to już było za późno ale wracając do dziś, zamknęło się kufel w mikrofali i po podgrzaniu wsypało się łyżkę cukru i z kufla nastąpiło rozmnożenie wina, bo piana poszła górą i po szafkach, na podłogę i zostało pół z całości, bo reszta puchem uleciała i za karę wstawiłem drugie ale cukru już nie wsypałem, tylko miodzik i myślę, że postąpię tak raz jeszcze.

Skrzyżowanie Żeromskiego i Lipowej w Wolsztynie. Około 15:40.

niedziela, 13 stycznia 2013

WOŚP w Wąsowie

O tym, jak w ramach Wolsztyńskiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, zagrało się zimowo i wyjazdowo we wsi Wąsowo w gminie Kuślin, powiecie nowotomyskim, położonej trzydzieścipięć kilometrów od Wolsztyna na północ, gdzie stoi zamek von Hardtów, który spłonął prawie dwa lata temu w sobotni wieczór dziewiętnastego lutego i była to trwoga prawdziwa, oby jak najmniej takich, ale odbudowa idzie ku dobremu a Richard Hardt zakupił tenże majątek w 1868 czyli na sto lat przed narodzeniem piszącego, i że zupełnie warto spędzić co najmniej dwa dni w tym miejscu, w tej okolicy.
 

sobota, 12 stycznia 2013

Uliczka Dżonego

O tym, jak letnią porą 1987 roku poszedłem do Jot i w zasadzie wtedy wszystko się zaczęło. Poszedłem z nagranym na kasecie utworem Kwartetu Jorgi, "Tańce Irlandzkie" i musiało to być po 4 czerwca tamtego roku, bo wtedy premierowali w radio z utworami do płyty "Biskupin", wydanej ostatecznie na początku 1988 roku, i po tym, po tym zachodzie słońca który wygrał Maciek Rychły, padła nazwa miejscowości Grochowice, padła nazwa Stachuriada i tak było to potężne, że dwa, trzy tygodnie później, nie pamiętam teraz dokładnie, musiałbym znaleźć zeszyty podróżne, jechaliśmy już na tylnej kanapie "ogórka" - autobusu z Wolsztyna do Sławy Śląskiej a potem ze Sławy pociągiem do Kotli i potem pieszo do Grochowic..., ale za daleko zajechałem pamięcią w przeszłość, za daleko, bo tylko chciałem wspomnieć kiedy się nazwa uliczki mi utrwaliła a zatem utrwaliła mi się wtedy, na tamten czas mam ją umiejscowioną pod kopułą i kojarzę ją właśnie z tamtej chwili, kiedy się drugi raz urodziłem, na Jujki ulicy w Wolsztynie, latem 1987 roku.  
Uliczka Dżonego z ulicy Powstańców Wielkopolskich do Jujki.
W kierunku odwrotnym.
A to bonus: "Co to za pieczeń? To wcale nie pieczeń..." - z komina dmie. Kaczor się spalił chyba...ulica Jujki do działkowej w Wolsztynie.

piątek, 11 stycznia 2013

Gdziekolwiek pójdę

O piątkowym wieczorze (jak co tydzień prawie), spędzonym m.in. z Adamem Żuczkowskim, który jak sam mawia : "poetą bywa", i o tym, że wieczór tenże i Adam i Janusz i Wiesław - Józef, wpędzili mnie w poetyckie uchodzenie...
Gdziekolwiek stąd pójdę to pójdę o północy
Z ciałem rozwartym na przepływ cierpienia
Z duszą która tylko doświadczała bólu

Gdziekolwiek potem stanę to stanę oniemiały
Z sercem rozwartym na przepływ współczucia
Z gardłem które tylko doświadczało krwi

Gdziekolwiek dalej jeszcze pójdę o północy
Pójdę do śmierci nie do źródeł złotych
Uchodząc z siebie uchodząc z chaosu.


Wiersz Kazimierza Ratonia z 1974 roku, o tytule posta.