Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Siedlec. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Siedlec. Pokaż wszystkie posty
sobota, 28 marca 2015
Gdybyk to jo był pryzydyntym, gdybyk to jo był...
Etykiety:
foto-komórka,
Rynek,
Siedlec,
Wolsztyn
Lokalizacja:
Siedlec, Polska
wtorek, 30 września 2014
środa, 19 czerwca 2013
Droga do Siedlca
Z Reklina do Siedlca jest rzut beretem. Nawet moherowym. Droga w Siedlcu przechodzi w ulicę Topolową w poprzek której przepływa Rów Grabarski. Po lewej stronie, na poboczu, przy posesji nr 50 stoi drewniany krzyż. Ulica Topolowa prowadzi do głównej ulicy Siedlca - Zbąszyńskiej.
Droga do Siedlca z Reklina. |
Droga z Siedlca do Reklina. |
Siedlec, ulica Topolowa. Trzy w jednym czyli krzyż z Jezusem, mostek nad Rowem Grabarskim i gniazdo klekota. |
W kierunku Reklina. |
![]() |
Siedlec, ulica Topolowa. W oddali kościół p.w. św. Michała Archanioła. |
wtorek, 11 czerwca 2013
Siedlec, ulica Topolowa
To przy drodze z Kiełpin do Siedlca, przy ulicy Topolowej (bodajże przy posesji nr 35, ale pewny nie jestem), po prawej stronie stoi kapliczka z figurą Matki Boskiej.
Tak małowiela po drugiej stronie drogi, stoi nieudany dom pogrzebowy - tak mi andrzejek powiedział. Szkoda, szkoda, bo gmina Siedlec cukrem i prosiyntami stoi a tu taki niewypał. Nie wiadomo dlaczego. Albo wiadomo ale cichosza o tym.
piątek, 29 marca 2013
Akt zdania zagrody
Działo się w Siedlcu, dnia 18 stycznia, roku pańskiego 1938. Jan Tomiński - mój pradziadek i jego żonka, zdają zagrodę córce...(Andżelika pozdrawiam).
środa, 18 stycznia 2012
Ty i ja teatry to są dwa
Cztery zdjęcia członków teatrów ludowych sprzed circa 100 lat. Uważam, że skoro były zawsze w posiadaniu mojej rodziny, to pochodzą z rejonu byłego powiatu babimojskiego a konkretnie z Siedlca, koło Wolsztyna lub okolic. Ale do rzeczy:
To zdjęcie jest chyba najbardziej znane wielbicielom Regionu Kozła. Można je znaleźć na stronie internetowej gminy Siedlec (pozdrawiam wójta Adama Cukra) w zakładce o gminie-->historia-->na starej fotografii, czy też chociażby książce Mariana Śmiałka - "Siedlec w XX stuleciu". Można je tam obejrzeć, ja posiadam oryginał. Zdjęcie na tyle dla mnie ważne, gdyż widnieje na nim mój pradziadek Jan Tomiński, syn Michała (pierwszy po lewej). Uważam również, że jako siedzący pierwszy z prawej widnieje jego brat Jan Chryzostom zwany "Krzyżunem". Dziewczyny mogą pochodzić z rodziny Piątka Józefa. Czas: 1911-1912 rok. Uwaga! W oknach ktoś luka. Czyżby suflerzy?
I to zdjęcie wydaje się pochodzić z tamtego okresu. Nie wiem kto na nim widnieje, lecz skłaniam się do rodzinnych koligacji. Zwłaszcza jeśli chodzi o pannę siedzącą z lewej strony. Póki co nie mieszam.
Zdjęcie raczej późniejsze, może z lat trzydziestych. W tamtym okresie lubowano się w wąsiastych wąsach, przyklejanych na coś. Na pewno nie na super glue. Chociaż osobiście znam jednego mieszkańca Kopanicy, co by wyglądać bardziej "twarzowo" na portretowym zdjęciu, przykleił sobie uszy tymże klejem do głowy. Efekt był.
Tutaj nie znam nikogo. Znowu.
Zdjęcie ostatnie i chyba najmłodsze. Od razu rzucają się w oczy dwa fajne wąsy i jakże wyrazista postać kowala. Brak pojęcia kto na zdjęciach.
Niniejszym obwieszczam, iż wobec zauważonych "ruchów" na "wolsztynie" tego typu tematyką, zezwalam na jednorazowe (no chyba, że coś pójdzie nie tak), pobranie wystawionych fotografii w celu rozpropagowania wśród młodzieży i aktorów starszych, celem osiągnięcia skutku w postaci wiedzy. Bo co jak co, ale "teatr" musi być...po mojej stronie.
poniedziałek, 19 września 2011
Ocalić od zapomnienia (wspomnienia Jana Tomińskiego) - część siódma
"...W szopie dotykającej północnej ściany szczytowej mieścił się inwentarz, około trzech sztuk bydła i koń. Ściany były cienkie, dach przeciekał. Pamiętam jak ojciec wszedł do mieszkania, stanął w drzwiach i zatroskanym głosem powiedział : będziemy musieli budować chlew. Było to około roku 1908.
Zdaje się, że ojciec zaciągnął jakąś pożyczkę. Wręczył pewnego dnia matce złożony niebieskawy banknot:
Zdaje się, że ojciec zaciągnął jakąś pożyczkę. Wręczył pewnego dnia matce złożony niebieskawy banknot:
- „Tu są pieniądze” - powiedział.
Wnet zwieziono cegłę. Pamiętam dwóch gospodarzy, którzy przywieźli pierwszą cegłę. Było to w wielkim poście. Matka dała obiad. Wiem, że na obiad piekła śledzie, gdyż wtedy na wsi nie jedzono mięsa w czasie postu. Dachówkę przywiózł ojciec z Wolsztyna z jakiejś rozbiórki. Czyściliśmy ją z resztek wapna. Było to dla nas atrakcją, gdyż dachówki na swej powierzchni miały różne wzory w postaci podłużnych kresek.
![]() |
Pozwolenie na budowę z maja 1910 roku. Dokument dwukartkowy, zapisany na 3 stronach. Ile dziś zajmuje pozwolenie na budowę? |
![]() |
Antrag - wniosek (druga karta zezwolenia). |
Potem ojciec zwiózł drzewo budowlane. Do obróbki drzewa przybył cieśla z Kiełkowa o nazwisku Żok. Mówiono mu po imieniu - Wawrzyn. Był dosyć tęgiej postawy, powolny w ruchach. Ojciec mówił :
-„jak on wywierci jedną dziurę to ja sześć”, gdyż ojciec pomagał przy obróbce drewna. Wawrzyn spał w stodole. Jedzenie dawała mu matka. W jedzeniu był niewybredny. Napił się winnego octu, myśląc, że to wino. A lubił popić. Zamiast papieru toaletowego używał wiórów odrąbanych toporem.
Chlew murowało dwóch murarzy braci Hałuszczak z Siedlca. Cegłę i wapno (zaprawę dowoził ojciec). Chlew był długi około 12 metrów. Wnętrze dzieliło się na trzy części : stajnię, pomieszczenie dla krów i pomieszczenie dla świń. Mur był grubości jednej cegły. Belki drewniane, na nich drążki z polepą. Dach pokryty dachówką. W następnym roku w północnej ściance szczytowej dobudowano latową kuchnię, właściwie schowek na ziemniaki czy buraki. Jakiś czas miał tak ojciec swój warsztat. Dobudowano go w roku 1910.
![]() |
Podpis jednego z braci Hałuszczak. Bardzo ciekawa rodzina. Wrócę do niej. Karta 2 strona 4 zezwolenia z 1910 roku. |
W roku 1911 dobudowano stodołę o jeden sąsiek i jedną „bojewicę” - przy tym szopę na wóz i inne szopy. Ogród przy domu został poszerzony i zregulowany, ogrodzony, obsadzony żywopłotem.
Późną jesienią i zimą, gdy było można, zwoził ojciec ziemię z pól z wyższych miejsc na niższe. W podmokłych miejscach pokopał rowki odpływowe. Ziemię uprawiał starannie. Starał się, żeby wywieźć w pole dużo gnoju.
W leśnictwie Chobienice gospodarze otrzymywali pewną powierzchnię w lesie do wygrabienia ściółki (mchu), jako należność za polowanie. W czasie grabienia "iglic" zabierał nas ojciec do lasu. Starsze siostry i brat pomagali grabić. Młodsi zbieraliśmy po lesie chrust. Zapuszczaliśmy się daleko w las, ale tak, żeby się nie zgubić. Gruba warstwa mchu na ziemi, porosłe martwe sosenki porostami, spróchniałe pnie ściętych drzew, spokój leśny, szum sosen...to wszystko wywierało dziwny urok, pobudzało wyobraźnię do zapełniania lasu postaciami z bajek. Utkwił mi w pamięci rogacz z ogromnymi rogami w towarzystwie kilku saren. Było to w miejscu koło „krzyża”. Krzyż ten stał przy drodze leśnej, prowadzącej do drogi Chobienice – Kopanica w miejscu pagórkowatym. Tam prze pomyłkę zamiast rogacza hrabia zastrzelił leśniczego. Miejsce to nazwano „ Koło Krzyża”.
Wiele lat później, gdy podczas okupacji i II wojny światowej przejeżdżałem tamtędy rowerem, krzyż stał. Figura była potrzaskana przez hitlerowców. Wisiały tylko metalowe dłonie i stopy.
Karta druga, strona trzecia. |
Strona ostatnia. |
Wielki urok wywierał na nas paśnik dla saren, ustawiony w lesie z słomianym dachem a pod nim drabinką na paszę.
Co roku ojciec dzierżawił trawę na łące. Przeważnie na łęgach obrzańskich w okolicy Kopanicy i Kargowy. Trzeba było skosić, ususzyć i zwieźć. Nas nie zabierano, bo daleko i kłopot by z nami mieli. Ale mieliśmy raj, gdy przywieziono siano do domu. Często siano w domu dosuszano. Kulać się po sianie było coś nowego dla nas.
Przez dokupienie gruntu zwiększyła się gospodarka z dwudziestu do 32 mórg. Około siedem mórg położone było na terenie Nieborzy, dotykające z jednej strony do obszaru majątkowego Nieborza, odgraniczone już wspomnianym rowem granicznym, z drugiej z gruntami gospodarskimi, odgraniczone miedzą i rowem, dopływającym do rowu Grabarskiego. Na polach uprawiano: żyto, ziemniaki, owies; w mniejszej ilości jęczmień i pszenicę. Pod pszenicę ojciec wybierał najlepszy kawałek i dobrze go nawoził. Pszenicę wymieniał w młynie na mąkę. Ojciec bardzo lubił placek i inne pieczywo pszenne na drożdżach (młodziach).
...strona druga, |
Matka razem z ojcem wybierała specjalny kawałek na zagony pod len, nieraz pod proso i pod warzywa. Ojciec uprawiał również „pogunkę”, czyli tatarkę (gatunek gryki).
Z roślin pastewnych siał seradelę na polu piaszczystym, na niższych koniczynę i przelot. Pod wieczór zwykle jechaliśmy z ojcem po „zielone” - ojciec kosił, my, to jest młodsze rodzeństwo kładliśmy na wóz i grabiliśmy. Naturalnie ojciec po nas poprawiał. Wielką przyjemnością była jazda do domu. Siedzieliśmy wśród skoszonej koniczyny pachnącej.
W polu na specjalnym kawałku rodzice uprawiali marchew razem z makiem, kapustę; początkowo modrą potem białą, „korbasy”, bób i fasolę – najczęściej w ziemniakach.
Szkodę na polu warzywnym wyrządzały zające. Ścinały posadzoną rozsadę. Żeby je odstraszyć ojciec pociął stary filcowy kapelusz na kawałki, zwinięte w lejek przywiązał do kołeczka i zatknął go w ziemię. Następnie zapalił. Swąd i dym palących się szmat rozchodził się po polu.
Z roślin pastewnych siał seradelę na polu piaszczystym, na niższych koniczynę i przelot. Pod wieczór zwykle jechaliśmy z ojcem po „zielone” - ojciec kosił, my, to jest młodsze rodzeństwo kładliśmy na wóz i grabiliśmy. Naturalnie ojciec po nas poprawiał. Wielką przyjemnością była jazda do domu. Siedzieliśmy wśród skoszonej koniczyny pachnącej.
W polu na specjalnym kawałku rodzice uprawiali marchew razem z makiem, kapustę; początkowo modrą potem białą, „korbasy”, bób i fasolę – najczęściej w ziemniakach.
Szkodę na polu warzywnym wyrządzały zające. Ścinały posadzoną rozsadę. Żeby je odstraszyć ojciec pociął stary filcowy kapelusz na kawałki, zwinięte w lejek przywiązał do kołeczka i zatknął go w ziemię. Następnie zapalił. Swąd i dym palących się szmat rozchodził się po polu.
![]() |
...integralna z drugą- trzecia, |
Wronom, które stadami obsiadły pole kukurydzy wypowiedział zaciętą walkę. Stawiał straszydła, opasywał pole nićmi i przywiązanymi paskami szmacianymi. Pierwszy dzień omijały pole, następny już zaczęły obrabiać pole na krawędziach. Po oswojeniu zaś, już się nie bały. Zakładał „łapice” (zatrzask żelazny) żeby chwycić wronę. Ale „śmierduchy" nie poszły tam. Jedna odważna skusiła się na rozsiane ziarna „majsu” (kukurydzy) i wpadła. Nieżywą powiesił pomiędzy dwie tyczki. Znów jakiś czas był spokój. Wrony wyrządzały szkody i innym gospodarzom, gdyż uprawiali "koński ząb" na paszę zieloną. Ziarno do siewu było duże, prawie jak ziarenko bobu, nie żółte ale białe. Każdy robił co mógł, żeby „gapy” odstraszyć, bo inaczej „wyrąbałyby całe pole”.
W pobliskim boru, dotykający zabudowań sąsiada co wiosnę zakładały na wysokich sosnach swe gniazda, nieraz na jednej sośnie po dwa. Do gniazd na niższych drzewach docierali chłopcy i niszczyli je. Jednego roku „gapy” tak dokuczały, że ojciec i sąsiedzi kilka grubych tyk pozbijali w jedną długą i poprzedziurawili gniazda (około 50). Wrony po tym z niepokojem krążyły nad laskiem. Po odejściu siedziały na drzewach. Poszkodowane po paru dniach się wyniosły. Pozostały te, których gniazda były mało albo wcale nieuszkodzone.
i ostatnia. |
O kilometr był drugi lasek przy gospodarstwie Basińskiego, położony w polu. Za nim ciągnął się pas lasu, który łączył się z lasem chobienickim.
Na polach ojca i sąsiednich przebywały w kotlinkach zające. Marzeniem naszym było, żeby je dostać. Robiliśmy łuki i strzały ale wszystko na nic. Nieraz udało się chwycić młodego zajączka. Raz poszliśmy na pole pilnować krowy. Młodszy brat Edzio chwycił zajączka. Położyłem go na kolana. Leżał bezwładny jak nieżywy.
Na polach ojca i sąsiednich przebywały w kotlinkach zające. Marzeniem naszym było, żeby je dostać. Robiliśmy łuki i strzały ale wszystko na nic. Nieraz udało się chwycić młodego zajączka. Raz poszliśmy na pole pilnować krowy. Młodszy brat Edzio chwycił zajączka. Położyłem go na kolana. Leżał bezwładny jak nieżywy.
- „zdechł”- trąciłem go. Zerwał się jak opętany, pobiegł w ziemniaki. Przez chwilę było widać migający biały ogonek.
Nieraz przy koszeniu trawy usiekł ojciec młodego zajączka- średniaka. Często napotkał gniazdo ptasie. Obsiekł w koło, zostawił tylko kępkę. W oziminie, zwłaszcza w pszenicy napotkaliśmy gniazdo kuropatwy. Raz zabraliśmy jajka i podłożyliśmy pod kwokę. Wylęgły się. Wynieśliśmy kwokę z kuropatwiątkami za stodołę. Nie patrzyły na kwokę, rozprysły się na wszystkie strony...".
Nieraz przy koszeniu trawy usiekł ojciec młodego zajączka- średniaka. Często napotkał gniazdo ptasie. Obsiekł w koło, zostawił tylko kępkę. W oziminie, zwłaszcza w pszenicy napotkaliśmy gniazdo kuropatwy. Raz zabraliśmy jajka i podłożyliśmy pod kwokę. Wylęgły się. Wynieśliśmy kwokę z kuropatwiątkami za stodołę. Nie patrzyły na kwokę, rozprysły się na wszystkie strony...".
![]() |
Autor wspomnień - Jan Tomiński z córkami. Janisławą (po lewej) i Marią. Oraz z psem, który wabił się...Mucha. |
niedziela, 6 lutego 2011
Ocalić od zapomnienia (wspomnienia Jana Tomińskiego) - część piąta
Jan Tomiński - mój dziadek
"...Pierwsze wspomnienia z Siedlca – to, że siedziałem w ręcznym wózku razem z siostrą Jadwigą. Wózek zrobił ojciec. Drugie wspomnienie – to przywiezienie odrzynków z tartaku z Powodowa gdzie ojciec początkowo pracował. Z odrzynków sporządził małe ogrodzenie w którym matka zasadziła na nasienie : kapustę, marchew, cebulę, ćwikłę. Zbierałem klocki odrzynki.
dawny folwark w Żodyniu
W Żodyniu było dwóch braci Niemców - Bloens. Jeden mieszkał niedaleko wsi, przy drodze do Wolsztyna, naprzeciw wylotu drogi z Siedlca. Drugi mieszkał na zachód od wsi. Każdy posiadał 400 morgowy folwarczek. Na pierwszego mówiono Bloens z folwarku albo Otto Bloens, drugi Bloens ze wsi albo Fritz Bloens. Obaj do spółki kupili piłę tartaczną, rzadkość w tym czasie, zapędzaną lokomotywą od młockarni. Kupili w porozumieniu z ojcem, że piłę tę będzie usługiwał.
droga z Siedlca do Żodynia ( tutaj w kierunku Siedlca)
Tam przez wiele lat jeździł rowerem albo szedł pieszo. Tylko w czasie pilnych robót w polu pozostawał w domu. Pracował nie tylko przy budowach stodół, szop, itp., ale w warsztatach kołodziejskich. Po powrocie z pracy orał pole późno w noc. Pamiętam, że wieszał „laternę” na pługu i orał. Dwóch z Nieborzy szli drogą. Było ciemno. Widzieli chodzące światło po polu. Stanęli zdziwieni, co to może być. Dopiero na zakręcie usłyszeli głos ojca „ćwie”.
Przy kopaniu dołów pod drzewka za stodołą, wykopał ojciec duży kamień. Leżał na powierzchni. Pewnego dnia pod wieczór zobaczyliśmy (dzieci), że jakiś chłop wali młotem w kamień, aż iskry pryskają. Przybliżyliśmy się i poznaliśmy ojca. Przyniósł od Bloensa z folwarku duży młot i zaraz po drodze wziął się do rozbijania kamienia, który później był potrzebny do fundamentu. Zdrowie ojciec posiadał żelazne. W jedzeniu był niewybredny. Moc posiadał nieprzeciętną. Gdy nakładał gnój na wóz, to brał duże widły do kładzenia ściółki leśnej (iglice). Widły te były większe od dzisiejszych wideł do ziemniaków.
W swym lesie stryj „Krzyżun” (Chryzostom Tomiński), nakładał z synem (Władysławem) igliwie (iglice) na wóz, koła zarżnęły w piasku i konie nie mogły woza wyciągnąć. Przyszli po „Junka”. Ojciec odwrócił się plecami do koła, chwycił, podniósł z ciężarem do góry a ci drudzy podłożyli deskę pod koło.
Raz ojciec dostał silnego postrzału, tak, że musiał leżeć w łóżku. Była to dla niego prawdziwa męczarnia, robota dla niego się paliła a tu musiał leżeć. Po kilku dniach wstał. Prawie chwiał się na nogach, ale wziął kij i podpierając się ciągnął przez pola do Bloensa na folwark, by się dowiedzieć jak tam daleko z pracą.
Przy kopaniu dołów pod drzewka za stodołą, wykopał ojciec duży kamień. Leżał na powierzchni. Pewnego dnia pod wieczór zobaczyliśmy (dzieci), że jakiś chłop wali młotem w kamień, aż iskry pryskają. Przybliżyliśmy się i poznaliśmy ojca. Przyniósł od Bloensa z folwarku duży młot i zaraz po drodze wziął się do rozbijania kamienia, który później był potrzebny do fundamentu. Zdrowie ojciec posiadał żelazne. W jedzeniu był niewybredny. Moc posiadał nieprzeciętną. Gdy nakładał gnój na wóz, to brał duże widły do kładzenia ściółki leśnej (iglice). Widły te były większe od dzisiejszych wideł do ziemniaków.
W swym lesie stryj „Krzyżun” (Chryzostom Tomiński), nakładał z synem (Władysławem) igliwie (iglice) na wóz, koła zarżnęły w piasku i konie nie mogły woza wyciągnąć. Przyszli po „Junka”. Ojciec odwrócił się plecami do koła, chwycił, podniósł z ciężarem do góry a ci drudzy podłożyli deskę pod koło.
Raz ojciec dostał silnego postrzału, tak, że musiał leżeć w łóżku. Była to dla niego prawdziwa męczarnia, robota dla niego się paliła a tu musiał leżeć. Po kilku dniach wstał. Prawie chwiał się na nogach, ale wziął kij i podpierając się ciągnął przez pola do Bloensa na folwark, by się dowiedzieć jak tam daleko z pracą.
wjazd do Siedlca od strony Wolsztyna
Z chwilą przybycia rodziców na gospodarstwo do Siedlca, najstarsza siostra Bronia miała około 10 lat, druga siostra Frania lat 8 (wołano początkowo Franciszka a Bronię – Bronisia). Brat Stasio liczył około 5 lat, siostra Barbara około 3 lat. Ja 1 rok a siostra Jadwiga urodziła się już w Siedlcu w 1902 roku. Matka prowadziła gospodarstwo domowe i zajmowała się odpasaniem inwentarza. Konia ojciec odpasał sam. Pomocą matki była siostra Bronia. Pilnowała młodsze rodzeństwo.
zabudowania w Siedlcu, od strony Nieborzy, miejsce zamieszkania Jana Tomińskiego s. Michała (mojego pradziadka) i jego dzieci
Matka urodziła się 26 czerwca 1866 r. w Boruji. Otrzymała imię Marianna. Ojcem matki był Stanisław Rzepa (1836-1906). Matka matki pochodziła z domu Waligórskich z Adamowa. Matka Marianna była najstarszą z dzieci. Następnie był brat matki Michał, który ożenił się na gospodarstwo rolne w Niałku Wielkim, drugi brat Jan ożenił się na gospodarstwo w Małej Wsi pod Kopanicą. Najmłodszą siostrą była „Agnisia”. Otrzymała gospodarstwo w Boruji (ojcowiznę). Była jeszcze jedna siostra matki – Bronia – która zmarła w młodym wieku (około 15 lat), prawdopodobnie na zapalenie płuc. W ostatniej chwili przywieziono lekarza ze Zbąszynia, ale już było za późno. Gdy zachorowała nie zwracano na to uwagi. Miejscowa znachorka nie mogła pomóc. Mówiła : „ gdybym prędzej wiedziała o chorobie może bym ją wyleczyła gdyż w takich wypadkach już pomogłam”. Ale nikt nie myślał, że będzie tak niebezpiecznie. Siostrę matki pochowano w Przyprostyni, gdyż na tym cmentarzu chowano parafian z Boruji a należących do parafii w Zbąszyniu (12 km). Postawiono jej nagrobek. Matka często ją wspominała i dbała o grób. Matka była bardzo przywiązana do swej rodziny. Chleba w domu zawsze mieli pod dostatkiem. Jeżeli rok był nieurodzajny, ojciec zawsze się postarał o zboże. Jeździł po jarmarkach, udało mu się pohandlować końmi i za zarobione pieniądze kupił zboże. Raz wrócił z Nowego Tomyśla, rzucił worek z pieniędzmi na stół ze słowami : „jedzcie pieniądze – zboża nie było żebym mógł kupić". Zboże na mąkę mielono w miejscowym wiatraku. Nie zawsze wiał wiatr. Co dzień spoglądano na wiatrak czy się nie porusza. Uciekano się nawet do czarów. Spalono starą miotłę. I to nie pomogło. Wiatru nie było, aż zawiał wtedy kiedy sam chciał...".
Jan Tomiński (drugi z lewej). Zdjęcie wygląda jakby było zrobione na "siedleckiej" drodze, ale faktyczne miejsce jego wykonania jest mi nieznane. Podobnie jak nieznane są mi osoby towarzyszące.
Subskrybuj:
Posty (Atom)