niedziela, 31 stycznia 2010

Równość

(nie) dla wszystkich.
p.s.
Wiedziałem, że na tym moim czterosłowie się nie skończy. Na tym rebusie-oczywistusie. 
"...psów czy Psów?" - zatem? Napiszę pokrótce dla jasności. Hrabina Mycielska (przedwojenna właścicielka Pałacu w Wolsztynie), pewnie w grobie się by przewróciła, gdyby, Tam w przestworzach natrafiła na tego bloga.
Cóż to bowiem stało się od czasu, gdy Pałac w rękach hrabiowskich nie jest. Właściciel obecny (nic nie wiem, by hrabią był - by pochodził z rodziny szlacheckiej), stawia (domniemuję) tabliczkę...pod publiczkę. "Zakaz wprowadzania psów". Tabliczka-publiczka stoi od strony Pałacu - idąc od niego w kierunku plaży nad Jeziorem Wolsztyńskim. Niech sobie deduknę...autor chciał zapewne, by "stamtyndy", psów żadnych nie wprowadzać. Na plażę. Lecz, na plażę inne drogi prowadzą; a chociażby ścieżka od Karpicka, a to ścieżka "psiegówienko", jak ją nazywa jeden z zacnych mieszkańców ulicy Poznańskiej, a to promenada przy jeziorze. Tabliczek-publiczek nie znajdziesz na powyższych szlakach. To primo.
Secundo odniesie się do "prostoty" znaku "zakazu", czy raczej istoty przekazu prostego. Znak czytelny, napis czytelny, ale wiechnięty lekko w bocek. Czy zatem psów wprowadzać nie można kalekich, sprawnych inaczej, czy też właściciele czworonogów nie mogą wprowadzać psów, gdy ziemia im lekko kręci się na boki? Tego nie wiemy. Autor tablicowy wie. Chyba.
Tercję też sobie napiszę, chociaż będzie najkrótsza. 
Co nie jest zakazane jest dozwolone. 
Wolsztyniacy! Wnoście zatem swoje czworonogi do Parku, bo wprowadzać zakazano. Albo niech one Was wprowadzają, gdy sił Wam zabraknie z rana czy z wieczora. Proszę tylko o jedno. 
Nie sikajcie do jeziora.

sobota, 30 stycznia 2010

Sąd

...i na ten budynek zapadł wyrok. Ściana zachodnia byłego Sądu Rejonowego w Wolsztynie, przy zbiegu ulic Poniatowskiego i Sienkiewicza.

Pod słońce

dymiące...

czwartek, 28 stycznia 2010

Wieje

chłodem.

środa, 27 stycznia 2010

Uda w lokomotywowni

Nawet wolsztyńskim "dziewczynom", zmarzły dziś z rana stalowe "uda".
Te skromne -21,5 Celsjusza nie przeraziło jednak panów ze słynnej na świat cały lokomotywowni znad Dojcy. Niespiesznie ale fachowo, napełniali wunglem - węglarkę, opowiadając sobie zasłyszane "historyje":
"...ja na śniadanie ćwiartka, w obiad ćwiartka i na kolację ćwiartka i tak od czternastu już lat. I nic mi nie jest".
Brawo się pomyślało. Łał się szepnęło.
Ma chłop zdrowie się prawie rzekło na głos. A z tym zdrowiem to różnie bywa. Niektórzy tracą włosy na głowie, mam na myśli mężczyzn i ich skroniowate odcinki, łysiny skroniowe. Mam na myśli. Znam jednego co mówi, że nabył się takiej łysiny przez szorstkie uda. Swojej żony. 
Uda stalowe, uda żony...nieważne. Najważniejsze aby się udało.
Na śniadanie. W obiad.
I kolację.
(Znowu pada śnieg i to niemało i nielekko. Temperatura w odczycie optycznym...nieznana.)

wtorek, 26 stycznia 2010

To nic, że ze Szwecji

Wszystkie kroki prowadzą na...Tumidaj.

Zamarznięte Jezioro Wolsztyńskie i wyspa Tumidaj. Od Karpicka.

poniedziałek, 25 stycznia 2010

Cloud Nine (część druga)

"...Życie musi mieć własną geografię. Barwy, góry, różnorodność...jeżeli nie ma tego, to znaczy, że mieszkasz na księżycu lub pośrodku pustyni; i kiedy przyjrzysz się temu miejscu, przekonasz się, iż tylko najbardziej niesamowite, najbardziej zawzięte jaszczurki oraz owady mogą przetrwać tam, gdzie poza chłodem lub gorącem nie ma nic więcej..."

Tekst: Jonathan Carroll.

niedziela, 24 stycznia 2010

Cloud Nine

jak mawiają niektórzy...a czego doznają nieliczni.

sobota, 23 stycznia 2010

Ryby śpiewają w Ukajali...

...gdzieś tam.

Jezioro Wolsztyńskie i wyspa Tumidaj od Karpicka.

piątek, 22 stycznia 2010

Łąki

Śnieg z całego (pewnie nie tylko) Wolsztyna, zwieziono na tak zwane łąki, położone pomiędzy ulicą Dr Kocha a Dąbrowskiego. Ujęcie w kierunku Komedy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej. Mówią, że śnieg zamienia się w wodę. Chcę to zobaczyć.
Drugie morze (póki co pod postacią stałą) usypano przy ulicy Dąbrowskiego, tak zwanym deptaku...
z którego można dojść (wiosną pewnie i dopłynąć) do Dworca PKS.

czwartek, 21 stycznia 2010

Pomarańczowi

Wszedłem na peron, rozejrzałem się z przyzwyczajenia najpierw w lewo, potem w prawo, potem znowu w lewo (o dziękuję panie Cieśla. Ku memu zdziwieniu, gdy przyszedłeś pouczyć dzieci jak mają przez drogę, torowisko, szynotramwajowisko, lotnisko i stok narciarski przechodzić). Rok to chyba był ze 1976, ale nie później niż 1979. Pamiętam to niechybnie. Stuprocentowo. W tym klasopokoju gdzie wykładał Pan, był jakiś piec kaflowy-kaflok. Kachlok albo kachel. U nas by się powiedziało: w kuchni nad angielką wisiała patelka, ale nie o angielkę mi chodzi. Nie o taki piec...tylko...gdziem ja zajechał w swoich rozmyślach. Rozwagach. Od peronu do pieca, żem zaszedł. To niby daleko, ale nie najdalej. Gdy napiszę, że po torach jeździ ciuchcia, to do pieca będzie już blisko. Zatem, rozejrzałem się najpierw w lewo, mając w pamięci owego milicjanta, który uczył mnie zasad ruchu drogowego. Tam nic nie zobaczyłem, albo prawie. Bo innymi słowy to tam wiele się działo, ale napisałem nic, myśląc o Helenie. Nigdzie jej nie było. Heleny Pięknej. Gdzie ona, gdzie? - pomyślałem. Czy podzieliła losy innej Heleny, niekoniecznie pięknej, która jadąc na kołach, jechała też i na dachu testując swój Wóz?. Radio tylko zostało w porzo. Ale pięknej Heleny nie było po lewce, chociaż działy się tam rzeczy ciekawe nieba-rdzo.
Spojrzałem zatem w prawo. Oj, w prawo to ja lubię spojrzewać, spozirać a nawet zerkać. Lukać w prawo uwielbiam. Ubóstwiam wręcz. Iść w prawo wolę nie, lepiej w lewo, ale nie o iście tutaj dziś chodzi. W prawo spojrzałem zatem. Nie spodziewałem się cudu. Heleny w ogóle nie było. Widać. Panów pomarańczowych ujrzałem. Czyścili nastawnicę, rozjezdnicę, przestawnicę. Skuwali lód i zbierali śnieg, by ciuch, ciuch czasem nie wjechał w Łąkową ulicę. Albo na ten przykład w moją Dojcę nieczystą. Nie daj Bóg by tam wjechał kiedyś. A sio. A kysz od Dojcy. Dujcy mówią niektórzy. Też tak gadam kiedyś. Czasem. Raz po raz. Stukali więc dwaj pomarańczowi, znosili łopatkami śnieg i lód z rozjazdu tego szynowego. Coś trzeba bowiem robić na kolei. 
Zawsze mówili, że na kolei kradną. A tu masz. Nieprawda!.
Helenka natomiast nie nadjechała. Podobno jest w dużym mieście gdzie szyją i smarują dla niej garnitur majowy. Cóż? Pozostało jedynie pójść za słowem szeptającym teraz mi do uszka i napisać, że Piękną Helenę można zobaczyć na jakiejś innej stronie wuwuwu. 
Ale tam już nie będzie pomarańczowych.

środa, 20 stycznia 2010

Stacyjkowo

Z niepokojem stwierdzam, że w mojej wędrówce po Wolsztynie, nie było jeszcze...ciuch, ciuch, ciuch...trzeba to zmienić,
...za to dziś jest kwa, kwa, kwa, pod mostem kolejowym na Dojcy w Wolsztynie.

wtorek, 19 stycznia 2010

Most (na Dojcy)

"Jeszcze zima, ptaki chudną,
chudym ptakom głosu brak.
W krótkie popołudnia grudnia
w białej chmurze milczy ptak.

Jeszcze zima, dym się włóczy,
w wielkiej biedzie żyje kot
i po cichu nuci, mruczy:
kiedy wróci trzmiela lot...

Pod śniegiem świat pochylony,
siwieje mrozu brew.
To pora zmierzchów czerwonych,
to pora czarnych drzew.
A wiatr w kominie śpi, bo ciemno.
A ja? Co ja? Co będzie ze mną?

Jeszcze oczy ci rozjaśnia
moje słowo i mój gest.
Jeszcze świecę ci jak gwiazda,
ale to już nie tak jest.

Jeszcze tyle trzeba przebyć
niewesołych, bladych zim.
Czy nam zimy wynagrodzi
letnich ognisk wonny dym...?"



Rzeka Dojca w Wolsztynie od ulicy Rzecznej. 
Tekst: Agnieszka Osiecka.

Wschowska (część druga)

"...rzeki stoją lodem skute
wiatr po polu śnieg zadymka
..."

Wolsztyn - ulica Wschowska od Wodnej, znad kanału.
Tekst - wciąż Andrzej Garczarek.

poniedziałek, 18 stycznia 2010

Wschowska

"Mróz za mordę wziął i trzyma...
od Zamościa idzie zima..."

Wolsztyn - ulica Wschowska od Wodnej. Od mrozu kolory mi się.
Tekst: Andrzej Garczarek.

niedziela, 17 stycznia 2010

Dojca zimą

 
 
Rzeka Dojca i Jezioro Wolsztyńskie z ulicy Rzecznej.

sobota, 16 stycznia 2010

Bohaterów Bielnika


Wolsztyn, ulica Bohaterów Bielnika 20.

piątek, 15 stycznia 2010

Kino "Tatry"

było sobie...

środa, 13 stycznia 2010

Wolsztyńska kładka (kolejowa)

Ma ze sto lat a raczej nawet więcej...na pewno jest z początku 1900 roku. Zbudowali ją Niemcy, naród niepolski, ale bliski. Polsce. Polakom. Chyba powinienem napisać "bliski" w cudzy. Słowiu. Ale słowia różnie się mają do cudzy. Dajmy na to takie Słubice. To piękne miasto nad rzeką piękną. Osobowości tam mieszkają. Jedyne w swoim rodzaju. Słubice jednak żyją obok. Przy. Tuż, tuż. Nieopodal. Entszuldigenzibytte...
Żyją razem z niemieckim narodem. Tak jak ja. Chodzę pod, po, obok tejże kładki co dzień niemal. Siedem razy w tygodniu. Mijam ją. Mijam niemiecką robotę. Pracę.  Uwielbiam tę budowlę, bo jakoś wolsztyńska jest. Stała się moja. Urokliwa i pojedynczo piękna. Osobliwa. Tak jak każdy z nas. Jest osobliwy. Inny. Warty poznania. Poznania? Bardziej warty Słubic niż Poznania. Ale jest. Kładką dla jednego czy drugiego. Każdy z nas. Pomostem łączącym. Piękną tęczą. Otwartym semaforem-ramieniem dla innych. Każdy z nas jest. 
Tylko trzeba chcieć.

poniedziałek, 11 stycznia 2010

Na rondzie


Śnieg jak to mówią - "wali" na okrągło.

Pobliże ronda Solidarności - zbieg ulic Wschowskiej, Drzymały, Poznańskiej i Wodnej. Najstarszego ronda w Wolsztynie.

niedziela, 10 stycznia 2010

Tarasowo

 
 
 Ulica Wodna w Wolsztynie. Śnieg wciąż pada.

sobota, 9 stycznia 2010

Szajek

Dziś, tośmy poszli z Fiolką do "miasta" na piechotę. A bo to podobno śnieg padał jak nigdy, a to podobno śnieg napadał jak dotychczas, a (to nie podobno) wczoraj mnie kolega Waldemar (zresztą na moje życzenie) wystrugał w lokalu oranżowym na niejeżdżącego w dniu następnym, a to zima nastała...
Nawet sąsiad powiedział: "trzydzieści lat temu tak było". Nie wiem dlaczego z trzydziestoleciem wyskoczył od razu. Pamiętam zimę sprzed trzydziestu lat. Sprzed czterdziestu dwóch nie pamiętam. A podobno była. Też niezła. Ale ta sprzed trzydziestu lat to była. Job twoju mać. Może sąsiadeczek myślał, że mam ze dwadzieścia na wiatraku. Z dziewiętnaście na liczniku. Może myślał. Sąsiedzi na ogół mało wiedzą...za dużo myślą...
Zatem z moją Fiolką poszlim dziś do miasta na pieszko. Ja oczywiście z torbą nierozłączką.
Gdy zakończyliśmy prawie-że zakupy, a moje nogi skierowały się ku nowemu sklepowi na ulicy Wodnej (sklep nazwę ma "Szajek"), mijałem pana (przepraszam) PANA, bo drukowanymi trzeba napisać, który odśnieżał za pomocą ręcznej łopaty śnieżnej, chodnik. I gdym dochodził...do tego "Szajka", to wysunęła się z niego zlekkaopołowę młodsza ode mnie eks. Pedientka. Poznałem ją, bo biały miała fartuszek na sobie. Nie od śniegu. Nie od mąki z chlebka. Biały - firmowy miała. Fartuszek. Z napisem.
Rzekła do owego jegomościa co zasuwał łopatką : "niepotrzebnie Pan odśnieża, i tak zaraz będzie tak samo".
Pan z odśnieżaczem rzekł: "może i tak, ale kultura musi być".
Przeszedłem dalej i wszedłem do nazwanego "Szajka" mając te słowa w bez czapkowym moim łbie. Dokonałem zakupów i dalej myślałem o "kulturze" PANA  z łopatą.  I kóltuże Pani z "Szajka". Cholera-pomyślałem w końcu stanąwszy na Rynku. Cholera. Jasna k...a, ja p......ę. Jakbym palił, to ze wzburzenia pewnie bym grzmotnął "sporta". Ale nie palę. Woda zawrzała. 
Pani powiedziała, bo ślina nie miała co przynieść na język. Z głupia frant. Pan, odpowiedział prawdziwymi , szczerymi słowami...
Cholera, pomyślałem po raz któryś. Panny (bo panów w sklepie "Szajek" jako sprzedawców nie ma, nie widziałem bynajmniej), ćwiczyły" chyba z pół roku fach sprzedażny. Nie poszedłbym już po dzisiejszym dniu tamże, gdyby nie jeden z towarów mający bardzo ekstra (niewagancką) cenę. 
Pozdrawiam Panie z "Szajka". Pozdrawiam PANA z łopatą. Pozdrawiam śnieg, co wali non stoper. Kultura kiurfa musi być...

Kadr z ulicy Krętej w kierunku Powstańców Wielkopolskich w Wolsztynie z nienazwanej gaski dochodzącej do ulicy Strzeleckiej (zdjęcie pierwsze) i z samej ulicy Krętej w kierunku tym samym.

czwartek, 7 stycznia 2010

Muszla

...koncertowa
w wolsztyńskim Parku.

środa, 6 stycznia 2010

Park zimą

"Ja rozumiem, że wam jest zimno, ale jak jest zima to musi być zimno".


Tekst: cytat z filmu "Miś" - Stanisława Barei.

niedziela, 3 stycznia 2010

Do sedna. Do tytułu

Dziś idąc do sklepu "Netto", po niewybredny trunek, myślałem o tym co zapowiedziałem sobie, jako jeden z wielu przy okazji mijającego roku.  Myślałem o słowie, które to określa. Stojąc nawet na skrzyżowaniu ulic Komorowskiej i dużej obwodnicy - nie wiem jak ta ulica się nazywa, nosi nazwę, zatem stojąc na tym skrzyżowaniu, nie mogłem sobie jakoś podjąć tego brakującego słowa z pamięci. Przypomnieć, jak to mówią poeci. Wspomnieć, jak mówią marzyciele. Olśniło mnie dopiero, gdy wróciłem w opłotki.
"No co ty nie wiesz...", odpowiedzieli mi bliscy, gdy się zapytałem, jak się mówi na takie "coś", co się na Nowy Rok zamyśla. "Naprawdę nie wiesz...? Marcin? No co ty"? A mnie jak zamurowało. Doprawdy nie mogłem sobie wspomnieć. Może ten mróz co w uszy szczypał mnie niemiło. Siernie sprawił.  Może ten mrozik. Bo na mróz to za mało jemu. Za mało na ten zaszczytny tytuł. Ja wiem, komu jakie tytuły. Komu jakie zaszczyty. Wypowiadać...przedstawiać...
Ale do rzeczy. Do sedna. Do tytułu.
Z Nowym Rokiem, prawie każdy ma noworoczne postanowienie. Jeden postanawia to a drugi tamto. Jeden stawia na to co ma blisko a drugi na to co ma daleko. Zależy dla kogo daleko. Zależy po co blisko. Jeden stawia na Tolka a drugi na Banana. Jeden na Stawkę a drugi na Większą niż Życie.
I jam żem zapostanowił na koniec roku, że uczynię co nieco. Że sprawię i poprawię to czego nie udało mi się. Kiedyś. Że zrobię to, bo chcę. Uczynię spokój w swojej głowie między innymi. Normalność dogłaskam. Zawalczę o spokój.
Dlaczego? Dlatego bo Chcę. Bo kcę - jak mówią w nieodległej wiosce. Bo, każdy prawie, na Nowy Rok, zakłada sobie postanowienia.

sobota, 2 stycznia 2010

No to naprzód

Przyszłość jest zawsze trochę chwiejna.
Dowolny drobiazg, jak upadek płatka śniegu,
 
może pchnąć przyszłość na całkiem inną ścieżkę. 


Tekst - Terry Pratchett.

piątek, 1 stycznia 2010

Nowy Rok

Zapakowałem szczelnie ubiegły rok we folię,
i włożyłem pomiędzy...wiersze.