środa, 9 stycznia 2013

Trylogia styczniowa

Na plaży w Karpicku
- mojego męża boli głowa, kark, gardło, ma dreszcze i kaszel, powiedziała Fiolka,
- to raczej do lekarza powinien pójść, usłyszała kobieco a zarazem zimno zza lady,
- a do tego przestał palić papierosy - nie dawała za wygraną...
- aaa, przestał palić...proszę poczekać w takim razie. Dostojnie, ale jakby z radością (może sama na odwyku) farmaceutka obróciła się na pięcie i zniknęła za szafkami lekarstw. 
- to, może sobie nawet wypić gdy jest w pracy i w żaden sposób nie koliduje z kierowaniem samochodem, dopowiedziała wracając po kilku chwilach, kładąc na ladę czerwono-białe pudełko. 

Zalałem zawartość saszetki wrzątkiem, gdy Fiolka wróciła do domu zdyszana. Imbir, lipa, malina, czarny bez, rumianek, cynk...przeczytało się w zestawie składników. To ma mi pomóc? 
Wypiłem na trzy razy, przyrównując miksturę do smaku cukierków ajsów. Krople potu wyszły na czole, powieki stały się lepkie i ciężkie. 

Stałem na pomoście dzień później. Wcale nie była to pora na przebywanie w takim miejscu. Bynajmniej nie dla mnie. Na pomoście nad jeziorem. Ale przebywałem tam ze swoim Spokojem. Wyłaził z dwóch kieszeni kurtki (nawet na to pozwalałem ukradkiem by też poczuł rześkość i ozdrowienie). Spoglądałem na zachodzące słońce. Woda wydawała się przezroczysta. Chmury szły niemrawo. Kobieta jadąca skrajem plaży zsiadła z roweru i zapaliła papierosa. Zakaszlała głośno a potem raz jeszcze. Rozbolała mnie po chwili głowa...

0 pisz śmiało: