czwartek, 31 października 2013

Jakby kie się ktoś pytoł

...to jest borujsko droga, łod Nowyj Tuchorzy.

środa, 30 października 2013

Nie wiem czy w mojej samotności

wystarczy miejsca dla twojej...
Leśnictwo Krzewina.

Tekst-fragment Tomka Olszewskiego.

wtorek, 29 października 2013

Brajec - droga

O tym, jak pojechało się w brajeckie bieszczady i chciało się dotykać tego, czego nikt inny dotąd nie dotknął i udało się i znalazło się przypadkowo całkiem w ostoi zwierząt do której zakaz bezwzględny jest wchodzić a potem szukało się drogi chociaż piaszczystej, chociaż najwęższej i się ją znalazło, pomimo pomruków zachodzącego słońca przed oczyma moimi błękitnymi i odyńcowatego oddechu za plecami.
Wspominam liście
które sypią się i sypią
z błękitu
Wspominam dziuple
gdzie spała futrzana baśń
Wspominam stertę liści
w której zasnęła młodość
tak mocno, że zbudziła się
za tydzień
Zapach liści szedł mi do głowy
jak wino
Wspominam dziewczyny
które schowały się za drzewem
już na dobre
Wspominam góry
które zostały beze mnie
jak opuszczony dom
z wstawionymi szybami
ze szronu
Wspominam młodość
która została już na wieki
daleko stąd
w bukowym lesie
Dookolność Jeziora Brajec. Jednego z najpiękniejszych miejsc na wyciągnięcie ręki.

Wiersz - Jerzego Harasymowicza, pt. Droga. Pasuje jak talala do czasu i miejsca. I mnie.

poniedziałek, 28 października 2013

Nad Jeziorem Brajec


niedziela, 27 października 2013

hahaha - już 45

Zdaję sobie sprawę, że już umykam...dlatego też coraz bardziej kocham...bo miłość jest.

Dopisek szprychowy. Nie byłbym sobą, gdybym nie przypedałował dziś do Borui. Nie byłbym sobą. 
Boruja, Jezioro Kuźnickie.

sobota, 26 października 2013

Martarecka yerba

Matero i bombilla. 
Cholernie wdzięcznościami dziękuję.
Wolsztyn pije yerbę...

piątek, 25 października 2013

Wolsztynówki - chwilówki: dąb Maciek

O dzisiejszym telefonie od pierworodnego syna, który mieszka nad Wisłą, trzysta kilometrów na wschód od, o miłości do niego, tęsknocie, trwałości, dumie i niezatracalnej więzi.

czwartek, 24 października 2013

Strzelająca guma

Najprawdziwszy wolsztyński Bielnik.
To się musiało wydarzyć i dobrze, że tylko sześć kilometrów od domostwa - mojej wiatrakarni a nie w jakiejś mrocznej odległości. Liście pięknie szurały pod koliflołerowymi gumowcami, klonowate, osikowate, liście psie i iglaste. Cudownie to wszystko mi szemrało jesienią październikową, głęboko momentami zapadało się w bagnistym gruncie...
Patrzę na tą dynię z kokardą w kolorze wrzosu zawiązaną na zielonej jeszcze szyjce, patrzę na tą dziewczynę z pomarańczowymi licami stojącąleżąc na kuchennym stole w moim domu i dumam: dlaczego. Dlaczego o dętko koliflałerowa rozciągnęłaś się tylko dwanaście razy i pierdolnęłaś w najmniej spodziewanym momencie, miast nadąć się dyniowato i zawieźć mnie do Château en Garbanion...
Szedłem od mostu na Dojcy o którym przedwczoraj pisałem, bo to tam stało się hallelujah. Szedłem równym krokiem ale zatrzymywalnym na chwile poezji zdjęciowej. W tym iściu napotkałem nawet Martę, która wyrywała kilometry w śpiewnym biegu. Liście pięknie szurały pod moimi stopami, klonowate, osikowate, liście psie i iglaste. Śmiałem się w duchu i uśmiech miałem na gębusi, bo lubię takie, uwielbiam takie, pożądam takie nieprzewidywalności...
Dwa ujęcia spod jeziorowego zgięcia i koliflałer z dwoma pełnymi jeszcze wymionami.

środa, 23 października 2013

Aleksandrowo

Pomiędzy Chorzeminem a Wolsztynem.
Na wprost Szlak Żurawi, w prawo do Chorzemina.
Z drugiej strony, tzw. rozjazd aleksandrowski. W lewo do Chorzemina, na wprost można uciekać.
Od poprzedniego patrzenia w prawo za drzewami jezioro zwolsztyniałe.
Nieopodalne dębo-prądy.
Jeżdżąc tędy namiętnie, zawsze mieszczę się w gałęziownikach.
Niedawno biegałem za motylami. Było to zaledwie wczoraj a wydaje mi się, że czterdzieści lat temu. Nie wiem dlaczego. Tak mi się wydaje. Motyle miałem zamiar łapać w ręce, nie w siatkę - w siatkę łapano, gdy miałem może z pięć lat. W zasadzie, to biegłem tylko za jednym motylem. Więcej ich nie widziałem. Bardzo jest to trudne zajęcie a tym bardziej o tej porze, kiedy wiadomo, że motyle październików nie za bardzo lubią. 
Gdy się zmęczyłem, położyłem się przy stogu siana, leżał niezwieziony od pierwszych sianokosów, na łące pomiędzy rzeką a lasem. Ziemia była całkiem ciepła, miękka i spocona rosą. Leżąc i opierając głowę o plecak, myślałem o tych wszystkich rogalach, piernikach, barszczach i nowychrokach, z którymi niebawem będę rozmawiał na ty. Zdjąłem rękawiczki, które zakupiłem tego lata u jednego. Słońce świeciło mi prosto w oczy. Zasłoniłem je dłońmi w ten sposób, że wyciągnąłem ręce przed siebie, splatając palce tak jak do pacierza. Nie trwało może z dziesięć sekund gdy usiadł na serdecznym palcu prawej dłoni. Był dziwny w swoich kolorach. Chciałem się jemu dokładnie przyjrzeć, szczególnie nad wyraz rozwiniętym skrzydłom, ale tak jak się pojawił, tak szybko znikł.

wtorek, 22 października 2013

Wte i wewte (most na Dojcy)

Tym razem w cztery świata strony od południa zaczynając a stojąc na moście nad Dojcą - drodze z Karpicka do Tuchorzy.
Rzeka Dojca w kierunku Jeziora Wolsztyńskiego - na południe.
Droga do Tuchorzy.
Na północ.
Droga do Karpicka a dokładniej do drogi nr 305.

poniedziałek, 21 października 2013

O moim lesie

O moim lesie napisać, tych drzewach wszystkich, które w nim rosną i tych, które obumarły, tych rosnących dumnie i skarlałych ze strachu albo innego uzależnienia; tych, do których wraca się co dzień i które spotyka się od czasu do czasu - o tych wreszcie, które się odkrywa bardzo nieczęsto, mając na uwadze kosmos i nieprzeniknioną przestrzeń raz na miliony lat można wtrącić, i tutaj zejść z liczby mnogiej do liczby pojedynczej, gdyż to za wielki jest cud by komuś zdarzyło się dwukrotnie podczas umownego tak zwanego życia spotkać to jedyne drzewo, by potem stało się pomnikiem nieprzyrody wręcz; napisać o tym lesie, drzewach i krzewach, że każde jest potrzebne, każde jest ważne, każde ma myśli o innych kolorach ale i każde potrzebuje wody do życia, zwanej w krainie leśnej-sówki szczęściem.
Wolsztyn a raczej już Karpicko. Szlak Żurawi, jakieś 300 metrów od plaży.

niedziela, 20 października 2013

Żywice zbiyrołek w gojach (część druga)

O wejściu na wzgórze krzewinowe, bezdrzewno-bezzębne, w zadyszce słusznej, którą dziś mi wypomniano, ale to pomiędzy bzdury włożyć i nawet dzieciom a i wnukom - o czekam na ich źlamdanie i purtanie, czekam - nie wspominać, zatem o wejściu na ten pagórek nienazwany i o okolicach co w lewo i w prawo a i niekiedy pod słońce się rozciągający sosnowo w gojach... 
Przemek...pamiętamy o Tobie...bo to rok mija (a za oknem deszcz, nawałnica wręcz...).

sobota, 19 października 2013

Żywice zbiyrołek w gojach (część pierwsza)

O tym uciekaniu w drzewa nie patrząc na swój stan nie najlepszy i nie najgorszy, mając pomiędzy, to, co mogłoby się wydarzyć, gdyby zbieg okoliczności złych nastał, ale od gdybania są inni - się jest, jak powiedział Mistrz Piotr od przeżywania - "idź sobie teraz zapal albo poprzeżywaj trochę" powiedział wtedy, gdy postawiło się wszystko na jednego dżokera a inne karty bez czułości "ćpnęło" się za przysłowiowe okno, zatem o uciekaniu w drzewa zapisać dzień dzisiejszy i poprawić tę wyprawę "na grubo", mazakiem czarnym najlepiej, chociaż, do okolicy którą się wchłonęło bez reszty, pasowałby kolor pierwszej miłości nieskalanej.