O tym, że dziesiątego listopada dwatrzynaścieroku, pojechało się szur-szum w liście i w leśne majestaty około dwunastej w południe, przy spadających chmurach burzowych w nadziei, że te cumulusy zmienią się w jobtwojumać i zastygną w odpowiedniej chwili w mym jednookim spojrzeniu a tu stało się inaczej, bowiem na drugiej godzinie, słońce rozświetliło wszystko i wszystkich i gdy weszło się po schodach do leśnej-sówki, zobaczyło się ciasto drożdżowe tyle co wyjęte z lodówki, jego miszenie, cięcie, nadziewanie, zakręcanie, wypiekanie, lukrowanie...zobaczyło się smaczności i poczuło się siłę w sobie, po czym wyjęło się sztandar dwukolorowy z napisem o treści: już niedługo tak będzie...
Dopisek szprychowy: dziś skromne piętnaście, ale zawsze piętnaście w powietrzu a nie dwadzieściaczteryztefałen.
sobota, 9 listopada 2013
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
6 pisz śmiało:
Ale kusisz;)
To Ewa kusiła podobno ;-)
Hm,moja imienniczka;)
A to ciekawe :-)
o jaa, częstowałbym się ;)
Poproszę o dołączenie przepisu:)
Prześlij komentarz