wtorek, 15 grudnia 2009

Stary Widzim

Z Karolem pojechalim dziś najpierw na Fabryczną, jak to mówią na Kujawach, w Janikowie na ten przykład. Pojechalim. Skoro świt, albo nawet przed świtem, bo świtać zaczyna dopiero koło pół do ósmej, a myśmy wyjechali klika kwadransów przed świtem. Z Karolem piszę, ale wiadomo przecież jest, że to nie był Karol. Karol nie ma na imię Karol. Nawet żadnego Karola nie znam, no chyba, że tego co ma zimowy basen w środku lasu. Ale czy ja tamtego Karola znam? Tamtego od basenu?. Wiem, że basen jest u Karola. Pojechalim zatem sobie z Karolem, który wcale Karol nie ma na imię do Andrzejka. Andrzejek też nie ma na imię Andrzej, chociaż Andrzejów to ja znam dużo bardzo. Wielką ilość. Wielu. Mnóstwo. 
Około godziny dziewiątej rano poczyniliśmy odwrót, objeżdżając moją piękną wolsztyńską krainę od strony wschodniej. Minęliśmy tory kolejowe, które prowadzą do Leszna. Z daleka widoczny był budynek nastawni. Dziś już nieczynnej, ale zamieszkałej. Nie wiem, kto tam mieszka, może jakiś Karol, albo Andrzej, ale ja na pewno nie, bo w tym polu to bym chyba zwiał gdzieś.  Zwiałoby mnie. Z wiatrem.
 
Po lewej stronie zaś, leżały powalone drzewa, zdaje się, że owocowe, które komuś się nie spodobały i poderżnięto im gardło. Wypruto z flakami z matioszy ziemli i zostawiono na zimową zawieruchę. Co komu do tych drzew było, że je tak wyrżnął. Co komu do jemu...? Zatrzymaliśmy się z tym Karolem co Karol nie ma na imię, przy tym cmentarzysku i pomyślałem sobie, co by było jakby tak temu oprawcy wyrwać z korzeniami. Jakby jemu na pieniek i siekierką odrąbać. Darłby się wniebogłosy chyba. W nieboskłony.
 
Nieco w prawo od tego uroczyska, stał nienagannie zaciągnięty folią stóg słomy. Aaaa się pomyślało. Aaaaaaa. Kat-oprawca dba o słomkę, bo słomka dla krówek, słomka dla świnek a one wiadomo. Mleka dadzą. Pomachają ogonkiem każdemu kto przejedzie obok nich na rowerze, gdy te na łące trawkę wcinają. Szynkę dadzą, boczku i lebery. A jak już samemu nie będzie można zjeść, to się sprzeda taki machający ogonek  z całym zadkiem i będzie na nowego łopla. Łopla korsa albo łopla astra.
Aaaaaa się pomyślało. Aaaaaaa.  To tak się postępuje. Tak się czyni. Tak świntuszy.
Czereśnia czy inna owocówka nie dawała plonu, z robakami były gruszki, niedobre, nieuleczalne, niepotrzebne. Z mączniakami czy innymi parchami na ramionach były śliwki. Nie podobały się dary z sadu. Podarunki Ewy.
...Się zaciągnęło w zadumaniu głęboko mroźnym powietrzem, spojrzało torami w kierunku Wolsztyna i pojechało na górkę adamowską, bo stamtąd bliżej do słońca. 
Słońca, które już dawno wstało.

0 pisz śmiało: