O tym, jak jeszcze parę dni musi minąć, by te cudeńka, fiolniki-pierniki jak je nazywam sobie, wyjąć z tajemnego miejsca gdzie "wilgoć zaciągają" od 10 grudnia i cieszyć się i świętować i kolędować wniebogłosy i chrupać a mlaskać przy tym i oblizywać się, nawet nieskromnie, nawet bardzo nietaktownie, ale tak przecież można tylko raz do roku, przeżywać wieczór, pod wieczór z pierwszym wzejściem gwiazdy na niebie, a co by było gdyby tak co dzień się przeżywało, zauważało tą gwiazdę, było się tak miłym, radosnym, podekscytowanym, podnieconym wręcz, co by wtedy było...?
środa, 19 grudnia 2012
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
6 pisz śmiało:
gdzieś ostatnio czytałam artykuł "jak nie przytyć w święta" ale doszłam do wniosku, że takie artykuły są bez sensu, bo przecież właśnie na święta szykuje się górę jedzenia, pysznego, takiego jakiego nie je się co dzień, więc jaki byłby sens w ograniczaniu się?? żal mi tych autorów bezsensownych artykułów
Niektórzy piszą byle co bo byle co jedzą i to przez to, bo innego wytłumaczenia nie widzę :D
Ja musze jutro zabrac sie za moje :) Amerykanie nie znaja smaku prawdziwych pierniczkow i zawsze sprawiaja mi duza radosc gdy komplementuja moje wypieki :)
Jak można "załapać" się na tak wspaniałego piernika?
Staszek - dobrze wiesz jak ;), Marta - dopowiedziałaś resztę.
Obiecuję się poprawić.
Prześlij komentarz