czwartek, 9 sierpnia 2012

Boruja moja miłość. Na polu.

Do napisania tego posta natchnął mnie...chleb. Chleb z piekarni Grzegorza Kani z Borui 83. Chleb wiejski, pszenno-żytni, na zakwasie, jakiego jeszcze nie jadłem aż do wczoraj. Nawet nie wiem ile zapłaciłem za ten okrągły bochen. Przemiła Pani ekspedientka skroiła go zawijając w dwie oddzielne folie; "tak, szybko wam nie zeschnie". Dzień wcześniej nabyłem chleb razowy, żytni, który zjedzony został na raz. Jak na razowy chleb przypadło. Pani z piekarni wiedząc, że odwiedzona zostanie w dniu następnym, przygotowała dla Janka jajko-niespodziankę; "to za to, że wczoraj tak ładnie liczyłeś drożdżówki". Bo drożdżówki Grzegorz Kania piecze także niesamowite. Kruszonki kupa. Mniam.
Kiedy poniedziałkowym porankiem spacerowałem po polach w Borui, pomyślałem ile to pracy trzeba włożyć, by z takiego "kaniowego chleba", ludzie byli zadowoleni. Toż to cały cykl orbitalny, który należy wykonać by wyłożyć "razowca" na sklepową półkę.
A wędrować to mi się chciało, bo miejsce urokliwe nader, bo lasy dookoła, szum drzew, zapach wody z pobliskiego Jeziora Kuźnickiego, śpiew ptaków i to tyle. Bo raczej za niczym więcej nie tęsknię. To maksimum co jest mi potrzebne do dobrego samopoczucia.
Nawet wieczorem, gdy wyszedłem na codzienny obchód, te same miejsca wyglądały inaczej. Skąd ja to znam. Skąd to znam - dzwoniło w głowie.
Będąc już we wsi, dwie przemiłe panie zawołały do podejścia bliżej. Kombajnista kończył koszenie poletka przydomowego; "my tylko tyle mamy, aby dla kurek starczyło" - powiedziała jedna.
"Ja mam pod dostatkiem zielonego", zdawać się mogło, powiedziała do mnie krowa. Wracałem już na nocleg przechodząc koło łąki. Podniosła głowę i zamuczała. Całkiem nieźle. Zapytałem się tylko o pozwolenia na użycie aparatu wobec niej, na co odparła mukiem nr dwa.
Przysiadłem na miedzy pod lasem, niedaleko wsi. Poczekam jeszcze chwilę, pomyślałem, aż słońce przejdzie na drugą półkulę. Tam też za nim czekają, bo zboże musi dojrzeć i chleb trzeba piec...piec tradycje i poczucie więzi z miejscem w którym się żyje.
Boruja moja miłość? Chyba nikt nie ma wątpliwości. Bynajmniej ja.

0 pisz śmiało: