|
Boruja 97 |
Obudziłem się obolały. Nie wiem czy było to spowodowane miejscem w którym zasnąłem, czy myślami wzruszonymi, które po północy otoczyły moje ciało. Tego nie wiem i podejrzewam, że nigdy nie uzyskam na to odpowiedzi.
Nad głową miałem mały lufcik, odemknięty na leśną stronę miejsca w którym przyszło mi tą noc przebyć. Uniosłem wzrok tyle ile mogłem za siebie. W konarach sosen dostrzegłem odbijające się promienie wstającego tyle co słońca. Jest dobrze, pomyślałem. Bez zbędnych ruchów próbowałem ułożyć swoje plecy w jak najmniej dotkliwej pozycji. Zamknąłem oczy.
|
Zabytkowa chata w Borui. |
Puk, puk, puk, puk, puk zerwało mnie do pionu. Poczułem ból w kręgosłupie. Stukanie ponowiło się raz i ponownie. Dobiegało tuż znad sufitu. Znów spojrzałem w kierunku okienka na świat. Nikt przez nie nie zaglądał, nie kukał ale stukał.
- co jest szepnąłem cicho, bo inni z którymi przyszło mi spędzić noc w tym miejscu lekko jeszcze pochrapywali.
- ki czort powiedziałem głośniej.
- to tylko dzięcioł, powiedział jeden, co był najbliżej mnie. Opadłem olśniony. Dzięcioł? One nie śpią o tej porze? W zasadzie to dlaczego mają spać, chodziło mi po głowie. Teraz to już spokojniej wysłuchiwałem tego stukopuku. Wibracje niosło po całej drewnianej konstrukcji tego budynku. Ma siłę ptak. Ma dziobnięcie, chodziło. Szczególną moc w wyszukiwaniu. Niestrudzoną nawet bym powiedział.
Starałem się ułożyć moje nieobudzone do końca myśli, do melodii dzięciołowej. Nie było to trudne. Akompaniować jemu zaczął lekki wiatr, który przeczesywał rosnący dookoła bór. Liczenie nut przyniosło skutek. Wygrałem z czerwonym łebkiem usypiając się ponownie.
- dzięcioł drzewo kłuje i nos sobie psuje...zdążyłem jeszcze wymamrotać...