poniedziałek, 31 stycznia 2011

Szczęśliwi nieuzależnieni

"Chłopoku, tylko się w życiu nie przyzwyczajoj", powiadały kiedyś babcie do wnuków. Miały rację.
Człowiek to ma taką w sobie bestię przyzwyczajalną, która każe lgnąć i uzależniać się do czegokolwiek. Od kogokolwiek. Jak żadne inne pokrewne i nie-stworzenie.
Bo to dziewczyna przyzwyczaja się do chłopaka (znane są też inne rotacjo-mutacje), ręka do nogi, zapach do smrodu, Pani do służącej, służąca do Pani (czytaj - pod rygorem dobrego traktowania, co w obecnych czasach należy odczytywać, dobrej zapłaty)...
Elemeledutków takich i podobnych, tworzyć można by do nocy, ale nie w tym rzecz.
Ciesząc się wczorajszym dniem, przystanąłem na chwilę, przy budynku byłej Wikliniarni, na ulicy Drzymały w Wolsztynie (wcześniej baraku nr 1). Z tejże strony prowadzi wlot na zbetonowany doszczętnie kilka lat temu teren byłego Stalagu XXI C/H Wollstein, przez który "przeszło", podczas II wojny Światowej, około osiemnaście tysięcy jeńców polskich, brytyjskich, francuskich, sowieckich, amerykańskich czy norweskich. Z tejże strony prowadzi wejście na zabetonowany, chyba po to by niczego i nikogo nie znaleźć, obecny plac targowy. Przy à la bramie wjazdowej, po prawej stronie stoi murowany budynek w stanie zapaści z piękną tabliczką numeracyjno-oznaczeniową. Naszła mnie myśl ulotna, gdy stałem tam wczoraj głaskany promieniami słońca. Myśl-rozłąka. Myśl-nożyce. Uświadomiłem sobie, że kiedyś budynek ten, ta stróżówka czy portiernia, była nierozerwalną częścią prężnej firmy. Piękną i zadbaną. Dającą utrzymanie kilku. Od niej uzależnionych było paru. Przyzwyczajeniem była nieskończonym.
A wcześniej, może w tym miejscu stała wartownia. A we wartowni uzależniony od syna Aloisa i Fitt Klary Pölzl - żołnierz. Stał, bo się przyzwyczaił. Stał bo wierzył, że stoi w imię.
Budynek przy ulicy Drzymały 5 w Wolsztynie, jeszcze się nie przewrócił. Zostały jemu jednak godziny życia. Już nie uzależnia. Nie przyzwyczaja. Uświadamia. Wykrzykuje póki co słowa babcine : "tylko się w życiu nie przyzwyczajoj".

sobota, 29 stycznia 2011

Połoniny Garbarskie

Z ulicy Garbarskiej w Wolsztynie spojrzenie w kierunku północnym. 
Za przepięknym stepem, nad horyzontem, nieśmiało majaczy wieżyczka kościoła katolickiego p.w. Św. Józefa, oraz zabudowania należące do zespołu uzdrowiskowo-orzeźwiającego Miły Chłodek.
Dziś powietrze było stałe z wystarczającą ilością tlenu, jodu i miodu, gdzieniegdzie i raz po raz, wybuchające pełną tarczką słoneczną (w okolicy zachodu), przymglone zamglonym życiem mieszkańców miasta i okolicznych wsi. Nad ranem i rankiem zdało się zauważyć naleciałości szronowe na płaszczyznach a późnym wieczorem szczypiotliwość nieznaczną w dolnych okolicach uszu.
Niestety nie dane mi było usłyszeć skowronka a to dziś przecie winny już świergolić, bo imieniny Agnieszki. Może zatrzymały się w Hesji, by obejrzeć loty ludzkich bocianów.
Łobaczymy jutro, co tam na polu gra...

piątek, 28 stycznia 2011

Stare targowisko (część druga)

Się napisało w maju zeszłego roku o tym "terenie". Teraz jest styczniowo-lutowa wręcz prawie pora a domki z preferencyjnej skarbonki nadal jakoś za ogrodzeniem stalowym. Mury chyba muszą wyschnąć przez zimę, popękać musi chyba to i tamto, przez zimę, a potem...szpachelka i gotowe. Czekam z niecierpliwością na pierwszych mieszkańców. Sąsiadów Biedronki.
Nowe(?) minimini osiedle przy ulicy Gajewskich w Wolsztynie.


czwartek, 27 stycznia 2011

Józefa Dutkowskiego

Ulica Józefa Dutkowskiego, została otwarta we wrześniu 2010 roku z okazji X Zjazdu absolwentów Liceum Ogólnokształcącego w Wolsztynie. Nazwana imieniem ostatniego przedwojennego dyrektora tej szkoły, biegnie tak zwanymi łąkami, łącząc ulicę Dr Kocha z ulicą...Dr Kocha. Tak ktoś wymyślił, teren wyłożył kostką granitową i już.

Na zdjęciach "tyły" ulicy Dr Kocha, właśnie z ulicy Dutkowskiego.

wtorek, 25 stycznia 2011

Historia Wolsztyna (część trzecia)

"...Atoli już w 1675 roku, przeszedł Wolsztyn w posiadanie i na własność Macieja na Niegolewie Niegolewskiego, herbu Grzymała z mężem, chorążego wschowskiego, który w tymże roku dnia 3 sierpnia zapisał w obecności Macieja Mielżyńskiego na "świeżo kupionych" dobrach wolsztyńskich 1500 złp., odebranych z rąk Wojciecha Kowalkowicza, plebana sieleckiego i proboszcza św. Ducha w Wolsztynie, a w 1678 roku, zawarł z gminą luterską układ, mocą którego gmina zobowiązała się dawać dziedzicowi rocznie drugą (więc poprzednio dawano jedną) sztukę sukna i 40 złp., dziedzic zaś zobowiązał się zwrócić jej starą szkołę i bronić wolności religii.
Maciej Niegolewski był też dziedzicem Berzyny i Niałku Małego. Bór w tych wsiach sprzedał w roku 1693 za 8000 złp., Adamowi Bielińskiemu, dziedzicowi Kębłowa. Za jego rządów spaliła się znowu część miasta w roku 1696.
W roku 1709 zdziesiątkowało ludność wolsztyńską morowe powietrze, którego ofiarą padło 1400 mieszkańców, pomiędzy nimi pastor Samuel Unger z cała rodziną i bratem, kantorem Krzysztofem.
Wtenczas był już dziedzicem Wolsztyna syn Macieja - Kaźmierz Niegolewski, starosta powidzki, który ciężkim się okazywał lutrom wolsztyńskim. Tenże Niegolewski sprzedał Powodowo i Wielki Niałek w 1719 roku - Zygmuntowi Dziembowskiemu.
W 1720 roku tak wielka panowała drożyzna, że za wiertel żyta płacono 12 złp., a w dwa lata później 1 złp., 15 gr.
Na początku 1725 roku, wiele osób, z samej gminy luterskiej 48, popadło w gorączkę, która się szałem a  w wielu wypadkach śmiercią kończyła. Choroba ta trwała do końca stycznia. Potem zrywały się wielkie burze i wichry, raz nawet było trzęsienie ziemi, skutkiem czego mieszkańcy wiele strat ponieśli. 
W 1726 roku po ostrej zimie i głębokim śniegu, który leżał do końca marca , nastała bardzo sucha, gorąca wiosna, tak, że już na śś. Piotra i Pawła były żniwa. Jarka całkiem wyschła. Pomimo to, cena żyta wbrew wszelkim przypuszczeniom była niska.
Na początku 1728 roku, znowu wybuchła zaraźliwa choroba, później niezliczona moc liszek i szarańcza zniszczyły owoce, warzywa i zboże, szalały też okropne burze a w środę przed niedzielą po św. Trójcy, straszliwy orkan trwogą przejął wszystkich i wielkie szkody wyrządził; wreszcie dnia 27 sierpnia pożar, który wybuchł o północy, obrócił w perzynę najlepszą część miasta: rynek, ulicę prowadzącą stamtąd do kościoła katolickiego i ulicę Kaczą, przyczem spaliło się ciało zmarłej przed 6 godzinami żony kantora Spechta, który nadto jak wielu innych stracił całe swe mienie. I w tym pożarze, jak we wszystkich poprzednich, ocalały kościoły katolicki i luterski, Biała góra i ulica kościelna luterska.
W tymże samym roku, dnia 5 października, sprzedali Andrzej i Jan Niegolewscy, synowie Michała i Krystyny Czackiej a dziedzice Wolsztyna, Komorowa, Karpicka, Małego Niałka i Berzyny na mocy prawa dziedzicznego i komplanacyi ze stryjem Kaźmierzem Niegolewskim, starostą powidzkim, znacznie oddłużone dobra wolsztyńskie - Franciszkowi z Błociszewa Gajewskiemu, herbu Ostoja, staroście kościańskiemu, późniejszemu kasztelanowi konarskiemu.
Dobra składały się z miasta Wolsztyna, oraz wsi Berzyny i Niałka Małego z Olędrami Karpickimi i Komorowskimi. Cena wynosiła 181260 złp., a długi na nich w tejże wysokości były takie:
1. Teresa z Niegolewskich, żona Franciszka Miaskowskiego, miecznika wschowskiego, miała na dobrach sumy posagowej 40000 złp., prowizyi zaległej 16000 złp.,
2. Ludwika z Niegolewskich Doręgowska, miała na nich sumy posagowej 40000 złp., prowizyi zaległej 8000 złp.,
3. Zygmunt i Ernest Drzewieccy, synowie niegdy Mikołaja, 30000 złp., pretensyi 3000 złp., przez transfuzyą od Kołaczkowskiego 13000 złp.,
4. Barbara z Gaszyńskich Maciejowa Gorzeńska, 13000 złp.,
5. Jadwiga z Racięskich Racięska, 12900 złp.,
6. Zygmunt Dziembowski, Powodowa i części Niałka Wielkiego dziedzic, 2000 złp., prowizyi zaległej 1300 złp.
Nadto rościł sobie kościół sielecki prawo do 1500 złp., i tyleż kościół żernicki, które to sumy, gdyby się okazało, że im się nie należą, miały być wypłacone Niegolewskim...". (c.d.n.)
Wszystkie fotografie przedstawiają Rynek w Wolsztynie. Zdjęcie ostatnie - wylot z Rynku na ulicę Poznańską w kierunku wschodnim.

niedziela, 23 stycznia 2011

Człowiek w kapturze

Hotel Pałac Wolsztyn w styczniu 2011 roku.

sobota, 22 stycznia 2011

Wszystko stoi

Wieża kościoła Farnego w Wolsztynie. I nie tylko.

środa, 19 stycznia 2011

Wąsowo

W Wąsowie byłem tylko dwa razy. To zdecydowanie za mało.
W Wąsowie byłem aż dwa razy. To zdecydowanie lepiej brzmi.
W Wąsowie należy być!
Pamiętam, pierwszy raz pojechałem tam z Andrzejkiem. Szefowa zapodała nam danie firmowe - zupę borowikową, podaną w wydrążonym bochenku chleba. 15 złociszy za zupny chlebuś. Podano przepięknie, w ogrodzie zimowym, chlebek przymknięty był odciętą, stylizowaną przykrywką. Andrzej zdjął ją, popatrzył do środka i rzekł:
- ten dekiel też się je???
To było pięć lat temu.

Pałac w Wąsowie trzeba zobaczyć. Na oczy własne. 
Na zdjęciach czworo-częściowa perspektywa folwarku wąsowieckiego. To mniej więcej za horyzontem zdjęcia nr 3 lśni Pałac Hardta. Żeby jednak trafić do Wąsowa, trza przyjechać pierwej do Wolsztyna.

poniedziałek, 17 stycznia 2011

Blue Monday

Dziś Blue Monday - najbardziej dołujący dzień w roku.
Nic, tylko się napić.
Wolsztyński łabędź obalony na tafli lodowej Jeziora Wolsztyńskiego, 
po spożyciu Игристое...

niedziela, 16 stycznia 2011

Plaża w Wolsztynie

Cóż robić w taką pogodę? Tylko zdjęcia!. 
Nad Jeziorem Wolsztyńskim w Wolsztynie.

czwartek, 13 stycznia 2011

Zakrzewo

Zakrzewo, znane od 1320 roku jako Sacrow, to wieś położona około 14 kilometrów, na północny-zachód od Wolsztyna, przynależna do gminy Siedlec. To wówczas niejaki Wielisław, herbu Samson z Nądni, nadał Zakrzewo klasztorowi w Paradyżu. W 1510 roku należało już jednak do Dobrogosta Chobienickiego, później do Mikołaja Chłapowskiego i rodzin : Mielęckich (w XVIII wieku) a w międzywojniu do Wierzchowieckich i w końcu do Cegielskich. 
W 1910 roku w północnej części wsi, pośród przeszło sześciohektarowego parku wybudowano pałac z charakterystycznym półokrągłym gankiem, mansardowym dachem i dwukondygnacyjną wieżyczką pośrodku. 
"Zarządcą", tegoż uratowanego z dewastacji pałacyku, jest niezwykle sympatyczny pan Stanisław, zawiadujący firmą zajmującą się hodowlą bydła. To dzięki niemu obiekt ten nadal oddycha, dosłownie i w przenośni, podśmiechując się z niedalekiego chobienickiego "brata-rudery".
Zakrzewo, prowadzone pod dowództwem sołtysa Zygmunta Martyniaka, jest jedną z ładniejszych wsi powiatu wolsztyńskiego i każdy autochton dobrze o tym wie. Nie na darmo w 2008 roku, Zakrzewo w przeprowadzanym już od kilku lat konkursie "Piękna Wieś", w którym biorą udział wszystkie 25 miejscowości gminne, zajął pierwsze miejsce w kategorii średnich wsi.
Warto wspomnieć o jeszcze jednym, dziwnym zjawisku, nieznanym już w polskich miastach. Ułożono tutaj bowiem 400 metrów chodnika w... czynie społecznym. Niezwykłe ale prawdziwe. I godne naśladowania. Dlatego biję brawo.  I biję dumą, bo Wolsztyn leży całkiem niedaleko.

wtorek, 11 stycznia 2011

Kukuje

- Kukuje baba Malyla, kukuje dziadek Malyś, kukuje kamik....

Styczniowy zachód słońca nad osiedlem Garbarska w Wolsztynie.

sobota, 8 stycznia 2011

Wniebowstąpienia

Kościół p.w. Wniebowstąpienia Pańskiego. Jeden z czterech stojących obecnie w Wolsztynie. Piąty (ex-synagoga), spaliła się przeszło rok temu. Zatem "Wniebowstąpienia"...
Anna Miękicka (Pani na włościach) w 1642 roku zasponsorowała ze swojej (nieswojej) kasy oczywiście tenże kościół, co prawda drewniany, ale kościół. Ewangelicki zaznaczam. Historyczne zapiski jakoś tak ogólnie podają (wzoruję się na nich), że w 1656 roku, "Wniebowstąpienia" został zniszczony. Mało tego, trzy lata później w 1658 roku, został odbudowany. Ciekawe przez kogo? Wolsztyniacy, to znaczy ewangeliccy wolsztyniacy modlili się w tym "kirche" do 1810 roku. Wtedy to, miasto strawił pożar. Sprawcy podpalenia niewykryto do dziś (umorzono wobec niewykrycia sprawcy).
"Wniebowstąpienia" strzeliłem od strony łąk, czyli powiedzmy od naciąganego wschodu. I od tyłu. 


czwartek, 6 stycznia 2011

Oczy

"...Myśli widzą na przestrzał, a oczy aby po wierzchu. 
Oczy niby patrzą, 
ale widzą to, 
co myślisz...".


Hotel Pałac Wolsztyn  w Wolsztynie.

środa, 5 stycznia 2011

Wolsztynówki-zimówki : rowek śmierdzący

Obok Dojcy, to druga wolsztyńska "rzeka". Także łączy dwa wolsztyńskie jeziora. Ta wodna struga. Z żadnego z nich nie uchodzi, do każdego wpada. Aż dziwne. I nie zamarza zimą! Jakież nią muszą podróżować chlorobromki i inne płynne. 
Ujęcie z promenady nad Jeziorem Wolsztyńskim w kierunku gaski "psie gówienko". W tym miejscu zaczyna się Park Miejski.  

poniedziałek, 3 stycznia 2011

Wszystko na opak (a ciemu one tu)

Przy betlejemce na ulicy Rynek 1 w Wolsztynie, stanęła tradycyjnie betlejemka nr 2 tejże zimy. Numer dwa składa się z trzech deweloperskich mieszkań. Centralne przeznaczone na rodzinę Józefa i Maryi uwiecznione w lipowe figurki, ustawione na sianku. Pomieszczenie po prawej (patrząc na wprost), bywa zazwyczaj puste, lecz zawiera pewną ilość z wyglądu suchego sianka. Pomieszczenie skrajne lewe zajmują trzy zającowate króliki. Udało mi się je sfotografować w rozwidleniu skrajnym. Parę dni wcześniej, gdy temperatura wieczorna śmiało lgnęła do dwudziestu minus, te trzy futerkowce miały się bardzo "ku-sie" i ich szereg był bocznozwarty.
Zwierzęta futerkowe (w tym i ludzie) winny wystawić się raz po raz na mrozik - nie mam w tym żadnej wątpliwości. Lecz dziwne zastanowienie dopadło moją głowę, dziwna bezmyśl (i nie było to spowodowane sylwajstrowo-noworocznym szampanieniem), gdy mój niespełna trzyletni synek zapytał:
- a ciemu one tu?
Cóż ja mogłem temu ciekawskiemu chłopakowi powiedzieć? Cóż ja mogłem? Miałem na języku parę zdań, zwrotów i przyimków sympatyzujących. Ale raczej nie zrozumiałby. Trudne bowiem słowa miałem na jęzorze. Przyszła mi z pomocą kobieta, opatulona bardziej niż ja i te króliki, która powiedziała do wystającego spod połów brązowego płaszcza do kolan futerkowca (raczej był to pies lub jego żeńska odmiana):
- niech se tu te samochody wstawią i te dupy z akumulatorami odkryją.
Jaś udawał, że nie słyszy tych słów. To znaczy ja udawałem, że ich nie słyszę a on nie domagał się od "pani" jakiegoś wyjaśnienia.  Odpowiedziałem naprędce:
- bo one tu...i poszliśmy szukać kaczek...

niedziela, 2 stycznia 2011

Wszystko na opak (kłet na drzewie)

A co będzie dalej?

Ulica Kręta w Wolsztynie.