wtorek, 31 sierpnia 2010

Chłopcy-promenadowcy

Trwa unicestwianie wolsztyńskiej promenady, biegnącej nad Jeziorem Wolsztyńskim.
 Od ulicy Rzecznej.

Unicestwianie, czyli czynienie coś, czegoś aby przestało istnieć, ma się dobrze. 
Od kilku tygodni trwa "remont" nadjeziornego traktu, który przekształcany zostaje w ścieżkę rowerową. Ścieżkę rowerową, dumnie zwaną " Szlakiem Żurawim". 
Od dawien dawna (opieram się jedynie na swojej pamięci), a więc sięgając ze trzydzieści lat wstecz, nazywano to miejsce, PROMENADĄ. Osobiście to z francuskiego coś lizłem, i orientuję się idealnie, iż  słowo "promenada" to nic innego jak trakt- ciąg komunikacyjny, przeznaczony dla ruchu pieszych. 
  Nadal od ulicy Rzecznej.

DLA RUCHU PIESZYCH!!!.
Miejsce to już nigdy nie będzie promenadą, skoro spacerujący pieszo mieszkańcy Wolsztyna, okolic i nieokolic muszą uważać na nadjeżdżające rowery czy inne pojazdy typu quad. Co to  do cholery jest za dziadostwo?
Czekam, aż oddany zostanie do użytku (zapewne z wielką pompą i nagłośnieniem medialnym), odcinek "promenady" od ulicy Rzecznej do Poznańskiej  i dalej do śmierdzącego rowka i Plaży Miejskiej. Czekam tych słów zachwytu i pochlebstw.
 Ku ulicy Rzecznej.

Śmiejąc się, będę jednak chodził środkiem tej "ulicy", mając gdzieniegdzie nadjeżdżających z tyłu. Gdzieniegdzie tych nadjeżdżających z przodu. Tyle mi pozostaje. A niech mnie który trąci łokciem. Niech mnie trąci...
W ćwiczeniach rzutowych zawsze dominowałem. Jezioro niedaleko. Jak ćpnę, to z całej siły i tylko do wody.
Hej.
Nadal ku ulicy Rzecznej.

poniedziałek, 30 sierpnia 2010

Grzyb

Przedwczoraj, pod wieczór zabłądziłem z aparatem na wolsztyńskim Rynku. Idąc w kierunku ulicy Kościelnej, zauważyłem jadącego rowerem mężczyznę, który dojeżdżając do mnie powiedział :
- pan tak robisz zdjęcia a nie chce Pan grzybowi zrobić?.
Nie wiem o kim najpierw pomyślałem : o sobie, rowerzyście, czy o moim koledze Darku, którego tak wdzięcznie nazywam.
- patrz pan, powiedział, wyjmując z koszyka przewieszonego na kierownicy grzyba. Na stadionie znalazłem.
- prawdziwek powiedziałem, najprawdziwszy,
- kilo pięćdziesiąt waży, odparł.
Chwyciłem go w rękę, kiwając z uznaniem głową.
- niech Pan go weźmie, zrobię tą fotkę, powiedziałem,
- tylko mnie pan nie rób czasami, tylko nie mnie, powtórzył.
Fajnie znaleźć grzyba pomyślałem. Tym bardziej na Rynku w Wolsztynie.

niedziela, 29 sierpnia 2010

Tydzień po

...wichurze. Widać, że jeszcze nie każdy się podniósł.

Karpicko, aleja nadjeziorna.

sobota, 28 sierpnia 2010

Zachodzące słońce wolsztyńsko-karpickujące

Fiolka mnie się pyta : 
- o której jedziesz na ten zachód ?
- na wpół do ósmej się odpowiedziało.
Wiadomo, że nie o wpół do ósmej, tylko o dziewiętnastej trzydzieści, słońce zachodzi. W sierpniu. 28 sierpnia 2010 roku. 
Pojechałem. 
Wysiadając z ał~ta , nawet nie, dojeżdżając do mojej zatoczki, zauważyłem nowożeńców (łona w  białej sukni, łon w ciemnym garniturze). Przy tych szczęśliwcach na kolanku z aparatem jeden men, drugi men, brodaty, też z aparatem, ręką wyciągniętą przed siebie,  wykonywał ruchy, tak jakby wachlarz trzymał w dłoni. Odganiał komary, później spostrzegłem. To nie koniec. Pomiędzy aparatczykami stała kobieta i silnie dzierżyła w ręce kamerę mini-mini. To nie koniec. Wśród tego fotograficzno-kamerowego zamieszania biegało dwóch chłopaków, urodzonych na oko już w tym wieku. Idąc ku, usłyszałem słowa jednego małoletniego:
- O !  fotograf idzie. 
Smyrnął mi się uśmiech pod nieposiadanym wąsem i mijając to towarzystwo, szepnąłem z cicha: " zachód jest o wpół". Była dziewiętnasta dziesięć. Po drugie - Co oni tu robią?. To moje miejsce!!!.
Jednym z fotofoto był jegomość, którego rozpoznałem, bo prawie wolszyński jest, choć w Wolsztynie nie mieszka. Rozpoznałem go, gdyż jak chciałem utrwalić zawarcie swojego związku ma~, to udałem się do niego. Liczba lub cyfra jak kto woli, którą tenże podał, za wykonanie usługi, wytrzeźwiała mnie na zawsze. Rozumiem, że trzeba zarabiać  - ale czy przy zarobku należy doić do ostatniej kropelki?. 
Przeszedłem koło tej ekipy, która na swoich monitorach miała założone półtorametrowe obiektywy i piętnaście lamp błyskowych. Przeszedłem i strzeliłem kilka fotek, po czym wróciłem do domu i sprawdziłem losowanie lotto.
Okazało się, że wygrałem piętnaście milionów złotych. 
No tak!. Pierwsze co zrobię, to pójdę spać. 
Bo snu potrzebuję. I zachodów słońca.
A gdy się obudzę pojadę nad jezioro. 

piątek, 27 sierpnia 2010

Plaża w Karpicku

"...Morze szumiało. Czy myślałem o sobie w takiej obecności? W takim obliczu? Tak. Myślałem o sobie. O mojej właśnie szczupłej wizji. Ale nie życzę jej nikomu. Nie życzę nikomu ciężkiego szaleństwa.
Myślałem o sobie zatem więc. Szeroko. Obejmowałem wielkie koło. W kole tym ja byłem też, ale nie jako jego środek. Dawno już odeszły mnie myśli za centralnym miejscem w układzie niepromienistym. Czym to grozi, najlepiej pokazał mi boski przykład. Kontemplacja. Nieruchoma sylwetka. Bezwiedne istnienie. Natura moja tak dzika, nigdy nieobjęta, czy mogła za czymś podobnym tęsknić? Kiedyś tęskniła, dawniej, ale to było straszliwe nieporozumienie. Czy po to jest statek, aby osiadł na mieliźnie? Czy po to się żyje, żeby spać w najlepsze?..."

czwartek, 26 sierpnia 2010

Wieża ciśnień

Ta charakterystyczna wolsztyńska lufa, to nic innego jak trzydziestometrowa wieża ciśnień (podobno trzydziestojednometrowa), wybudowana w dwa lata i oddana do użytku za panowania Wilhelma II Hohenzollerna - ostatniego niemieckiego cesarza i króla Prus - w roku 1913. Ustawiono ją na ówczesnym odludziu; dziś przynależnym do ulicy Lipowej nr 61. Od chwili rozruchu działała do...1992 roku a zatem przez prawie 80 lat. W roku 1992, postawiono mojego pięknego srebrnego, który przejął rolę wysłużonej babci. Srebrny wieżowiec ciśnieniowy stoi w rejonie ulic Marcina Rożka, Jujki i Spokojnej. Został wybudowany przez węgierską firmę a może nie...(w tym momencie proszę o pomoc).

środa, 25 sierpnia 2010

Nie było jej wcześniej tutaj.

Nad Jeziorem Wolsztyńskim od strony Karpicka.

wtorek, 24 sierpnia 2010

Leśnopolskie drogi

Pomiędzy Jeziorem Wioska a Jeziorem Brajec. Oddział leśny nr 227 - Leśnictwo Krzewina.

poniedziałek, 23 sierpnia 2010

Krajobraz po bitwie

Ostatnią taką zawieruchę pamiętam z lat 1984-1987, dokładność moja czasowa jest i tak bardzo wąska, zważając na brak jakiejkolwiek informacji o tamtej zadymie atmosferycznej w posiadanych przeze mnie pismo-czasach. Wiem, że są tacy co pamiętają, lecz milczą na ten temat. Etam. Niech sobie milczą. Ja za nimi też będę milczał...
Zatem, pomiędzy rokiem 1984 a 1987 zawierucha nad Wolsztynem zrobiła swoje, zwalając na ten przykład dachówki z domów (łał)...chałupek dachówkowych. Było to wiosną - piękną...wolsztyńską...wczesną.
Dojca z zielonego mostku na ulicy Rzecznej.

Zaczęło się jakoś w nocy, około 2:00, 1:30, albo 2:30. Doprawdy zegar był ostatnim urządzeniem, na które bym spojrzał (nie spojrzałem), gdyż (lelum polelum) wiatr plus woda powodowało nieokiełznane zjawisko para.
Tną gałęzie załamane na chałupkę. Ulica Rzeczna. Wolsztyn.

Z uwagi na miejsce zamieszkania, mój sen był wielce nieuregulowany (najwyższy punkt w Wolsztynie, wiatry łomójboże) dzisiejszej nocy...ba!!! Czy sen był ?.
 Ulica Rzeczna w kierunku na Promenadę.

Mammamia jak to w tej piosence Anni, Agnethy, Benniego i Bjerna. O mammamia. Co to się działo. Nie dosyć, że człowiek mieszka na największej wyżyźnie, to jeszcze upatrzył sobie najwyższe piętro. Niczym jakiś orzeł. Bielik albo inny sęp. Szarzyński...(i nie miłować ciężko i miłować...nędzna pociecha).
 Ulica Rzeczna. Pierwszy po lewej dom od zielonego mostka w kierunku na Promenadę.

Wietrzno-deszczowe szaleństwo ustało po około trzydziestu minutach. Tenże fakt pozwolił mi zapuścić lekkiego komara. W głowie jednak miałem programy typu National Geographic w których upominano o złowrogiej ciszy przed atakiem wtórnym.
 Promenada nad Jeziorem Wolsztyńskim, z nową nawierzchnią. W kierunku ulicy Rzecznej.

Atak wtórny oczywiście nastąpił, przedstawiając się subtelno-delikatnym waleniem kropel deszczu o szyby.
 I podobnie jak wyżej, tylko wew. Zbliżeniowym klimacie.

Puk. Puk. Stuk, stuk uspał mnie do tego stopnia, że rankiem ciężko było. Oj przeciężko. Wstać. Stuk, puk. Puk, stuk.
 Olszyna spowojowanie-złamana. Za śmierdzącym rowkiem w lewo ku Wolsztyńskiemu. Patrząc. Jenziorowi...jak to mówią w Żodyniu.

Człowiek jednak, to wodoodporne zwierzę i wiatrochłonne. Z wiatrem we włosach pognałem rankiem na dwóch nogach ku służbie narodu. W zanadrzu oczywiście stowarzyszyła mi moja torba-nierozłączka.
 Wlot tamowy, na wysokości Alei Głównej Parkowej. Po drugiej stronie widoczne zabudowania Bielnika.

Z tą torbą, sierpniowym popołudniem, 2010 roku, udałem się w pieszym odwrocie do miejsca zamieszkania.
Tutej w oddali widoczna balustrada przy "nibymostku", nad wartkim (z uczucia) - rowkiem śmierduśniczkiem, krojącym Wolsztyn na pół ( w bardzo zresztą elegancky sposób).


Ostatnią taką zawieruchę pamiętam z lat 1984-1987. Przedostatnią. Ta zeszłej nocy cholera wie skąd przyszła. Cholera też wie gdzie poszła.
Promenada od strony mola w kierunku Parku.


No i najgorsze...
Nie wiadomo kiedy wróci.

niedziela, 22 sierpnia 2010

Pomostowo-Bielnikowo

Nowy i zarazem jedyny pomost przy Jeziorze Wolsztyńskim od strony Bohaterów Bielnika, wystąpił swego czasu w tym miejscu w roli głównej. Pomost ma się dobrze, jak i dobrze ma się moje jezioro i wszystko co na nim, pod nim, nad nim i dookoła.
Po lewej stronie w oddali majaczy wyspa Tumidaj.
Połowa października, to będzie dobry moment by tutaj znowu wrócić.

środa, 18 sierpnia 2010

Na szlaku

Bodajże najbardziej, na północ wysuniętą ulicą w Wolsztynie, jest ulica Parkowa. Łączy ona ulicę Drzymały z ulicą Wczasową, przynależną już do Karpicka. Od strony zachodniej przylega do niej Park przechodzący w leśno-parkowy kompleks, kończący się na wysokości pierwszych zabudowań Karpicka. Dalej na zachód znajduje się linia brzegowa Jeziora Wolsztyńskiego, wzdłuż której biegnie ścieżka, dziś stanowiąca fragment Szlaku Żurawiego.

Fotografia nr 1 - w kierunku Wolsztyna, dwie następne w kierunku Karpicka. 
Fotografia ostatnia, to pierwsze zabudowania działek letniskowych bezpośrednio nad jeziorem (po lewej stronie). Ścieżka na wprost prowadzi do mojej zatoczki i dalej na plażę.

poniedziałek, 16 sierpnia 2010

Rynek (od tyłu)

 Widok na posesję nr 44 przy ul. Rynek w Wolsztynie, od ulicy Wodnej.

niedziela, 15 sierpnia 2010

Chałupka w Tomyślu

Nowy Tomyśl, miasto powiatowe w województwie wielkopolskim, położone jest około 25 kilometrów na północ od Wolsztyna.
Nowy Tomyśl, posiada swoją rzekę (Szarka), posiada założone w 1985 roku Muzeum Wikliniarstwa i Chmielarstwa. Posiada też Mini Zoo. Przykro mi, że Nowy Tomyśl nie ma swojego jeziora. Może kiedyś, w przyszłości...
Skoro nie mają przyjaciele z kraju nowotomyskiego jezior, co należy?. Należy poszukać Parku. O!!!! A taki mają!. Najpierw należy zapytać ludzi o ulicę Olchową.
Przy tejże ulicy można zaparkować rower, wózek czy inny pojazd ~śladowy i dobiegającą do niej prostopadle aleją, udać się do Parku Kultury i Wypoczynku.
Po przejściu około 100 metrów na wprost i 50 metrów w prawo wkracza się do Ogrodu Zoologicznego w którym, oprócz zwierząt można napotkać różne chałupki.
A to chałupkę wiatraczaną...
...a to ptasią chałupkę gołębiową,
domek znaczy się przetrwaniowy dla wybranych columbasów.
Wychodząc z ogrodu, po lewej stronie, znajduje się natomiast wejście do wspomnianego chmielarsko - wikliniarskiego Muzeum.
I tam, można m.in., zobaczyć inne chałupki typu trabant w wersji DDR...
...czy chałupkę typu"kobieta aniołem i schronieniem jest".
Po wyjściu w lewo wkracza się w eskimoską chałupkę o nazwie wigloo...
...co prawda nie chroniącą przed deszczem,
lecz pozytywnie nastrajającą i zmuszającą do zadumania nad naszym Pięknym. Światem.
Pozwolę sobie jeszcze na drobną dygresyjkę.
Napisałem o Zoo, wiklinie, ale co z tym chmielem?. Otóż, miejsca te odwiedziłem dzięki znanemu skądinąd, temu lub tamtemu, chłopcu który Pandziam na siebie mówił. Mówił też Panjan a teraz nazywa siebie Małyjan.
Otóż Małyjan, idąc aleją na parking niestrzeżony przy ulicy Olchowej w Nowym Tomyślu, odnalazł leżącą na ziemi puszkę po piwie "Warka". Stanął przy niej i powiedział:
- pić.
Chcąc nawiązać z nim rozmowę zapytałem :
- co to?
Małyjan odparł półsłówkiem:
- Mancini...gdyż jeszcze za bardzo nie potrafi powiedzieć całego zdania. Miał mnie na myśli, tego, który czasami "Warkę" spełni do dna.
W taki to oto sposób chciałbym spuentować podróż Chałupków do Tomyśla, znanego jako Nowy Tomyśl. 
Małegojana, Manciniego i jegoż małżonki znaczy się.