o wypatrywaniu ich już jakiś czas tego roku, nie przez lornetki czy inne tele, nie przez te soczewki przykręcane do całości, które utraciło się bezpowrotnie tamtego dnia, nie, ale o wypatrywaniu słuchem i okiem nieuzbrojonym, chociaż moje oko nieuzbrojone to mało już widzi, no może nie mało, ale gorzej niż wtedy, chociaż, chociaż..., dziś do południa widziało całkiem dobrze, potrafiło z pięćdziesięciu metrów ładnie pozwolić uderzyć tym co wypadło z tego co trzymało się w ręku, ale nie o tym chciałem tylko o wypatrywaniu ich już jakiś czas tego roku, i napisać, że nie korzystając z przebrania, czołgania, ostrożności i dbałości, rzuciło się dziś koliflałera w trawę, wydobyło zatrzymywacza obrazu i idąc w ich kierunku naduszało się palcem wskazującym to co miało się naduszać dziwiąc się, z każdym krokiem, z każdym gestem, że jeszcze stoją, że jeszcze milczą, że jeszcze...bo jak mnie już zobaczyły, to klangor był niezły na okolice, ale tak piękny, że teraz zamykam oczy i go słucham, póki co sam, ale wszystko jest do kupienia, pytanie tylko za ile, jest do kupienia, jest...
wtorek, 17 marca 2015
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
2 pisz śmiało:
ja też już je widziałam jakiś tydzień temu :)
Jak miło znów zobaczyć żurawie - spotkałam je dwa tygodnie temu, a ich klangor wciąż dźwięczy mi w uszach.
Prześlij komentarz