Zakręciłem dwa dni temu pięćdziesiątkę poniżej dwóch godzin przez Obry, Świętna, Sławociny, Ciosańce, Bagna, Łupice, Kaszczory, Mochy, Solce, Wroniawy, Stare Widzimie i Berzyny. Będąc w pędzie podwietrznym zatrzymałem się dwa razy - pierwszy, na drodze 316, pomiędzy Sławocinem a Ciosańcem, (czy gdziekolwiek indziej są miejscowości o tak przepięknych nazwach?), gdzie po lewej stronie, za rowem, pomiędzy dwoma dosyć rosłymi kasztanowcami postawiono kapliczkę z Jezusem, drugi raz, przy wsi Bagno, bym nie zbagnił do reszty...
W Mochach, na górce wszystko stało się jasne. Chmurra-burzurraa w kierunku której odważnie dążyłem od początku swojej eskapady, a potem od której odważnie uciekałem - dopadła mnie z całą stanowczością tak jak i jadące z naprzeciwka (czarne piwka) - tirobusy (zarzucające na mnie boczny nawiew opadowy raz to a po raz)...
...Piotrek napisał do mnie po wszystkim: "z cukru nie jesteś, nie rozpuścisz się"...a ja...ehm...przecie jestem z cukru...
3 pisz śmiało:
Jak już byłeś w Ciosańcu to trzeba było zobaczyć kapliczkę w Szreniawie tam kiedyś mieszkałem,też ładna,pozdrawiam.Ps,a tak między nami, to czym jeździsz rowerem czy autem.
To dopiero wyczyn. Tempo niesamowite. Gratuluję i pozdrawiam.
Moja działka - myślę, że kiedyś dotrę do Twojej Szreniawy z popasem dla mojego moich dwóch kółek ;-)
Tojav - w drogę powrotną trochę popychał mnie wiatr ;-)
Prześlij komentarz