o wpuszczaniu studzianej wody do przenośnego niebieskiego jeziora, słońcu które paliło w świeżą łysinę, chalupczokach tymoteuszowych, którzy nad trześniowskim zakotwiczyli dwudniowo, napełnieniu jeziora i braku odwagi zanurzenia całkowitego w obawie przed zanikiem, bo przecież dziś jest ten dzień, dzień w którym zaniku nie powinno być, wieczornym czasie na szprychy, bo szprychy wieczorem to jest to, to jest strzał w dziesiątkę, można nawet napisać, że strzał z biodra, bo nie z ambony - z ambony będzie jutro.
Kadr z okolic Kębłowa Dębówca a Obry.
0 pisz śmiało:
Prześlij komentarz