poniedziałek, 17 marca 2014

Nie o Krymie

"Wojna miała nadejść już dawno. Spodziewano się jej rok za rokiem, miesiąc za miesiącem, dzień za dniem. Na Nowy Rok, na Wielkanoc, na Zielone Świątki, Boże Narodzenie, na wszystkie Marie, Jany, Piotry, Pawły i we wszystkie, wszystkie inne dni. Była obgadana, wywróżona, wymodlona. A od pewnego czasu nawet słychać ją było. Wystarczyło przyłożyć ucho do ziemi, a gdy pogoda była czysta, wsłuchać się dobrze we wschód, a dochodziły jej dalekie pomrukiwania, dudnienia, nawet pojedyncze czasami wybuchy. Niekiedy zaś, w ciemną, bezgwiezdną noc, gdy się wyszło na wzgórze, można ją było nawet ujrzeć. 
Gdzieś daleko, daleko, jakby na samym brzegu nocy, ukazywały się oczom różne przedziwne błyski, jasności, łuny czerwone, wyglądające na zwykłą daleką burzę, ale mówiono, że to jest właśnie wojna. I mówiono, że nie jest wcale daleko, i na dni ją obliczano. A gdy dłużej patrzyło się na nią, robiła się tak bliska, jakby dziś jeszcze miała nadejść, w środku nocy, nad ranem, najwyżej jutro, pojutrze, ale też strach przed nią był.
Niektórzy już na dalekie drogi wychodzili jej naprzeciw, aby posłuchać, wypatrzyć, którędy najpewniej przybędzie. A drudzy mówili, że to jeszcze nie wojna, że to dopiero przeczucie. Kopano jednak już doły, jamy, schrony, w grądach, w pochyłościach, w podgórzach, wynoszono dobytek, w ziemi chowano, a niektórzy wynosili się już z domów na noc, wyprowadzali zwierzynę do sadów, nad rzekę, w pola, w las..."
Pobliże szlaku czerwonego, drogi 305 i Dojcy, 2 km od Kuźnicy Zbąskiej.
Tekst - Wiesław Myśliwski.

1 pisz śmiało:

Anonimowy pisze...

Piękna ta "wojenna ścieżka"...
M.