o tym, że o godzinie siódmejosiemnaście dzisiejszego ranka, oparło się niezgrabnie kolifłałera o ławkę tą sprzed sześciu lat, ławkę stojącą cały czas w tak zwanym parku, otwarło się podręczny nierozłączny najkowski plecak, wyjęło uważnie lustra i soczewki sprytnie zminiaturyzowane przez skośnookie krótkie rączki i dotykiem palca wskazującego prawej ręki, uzbrojonego w plusowską paciną rękawiczkę wełniankę, nacisnęło się spust w zachodni brzeg jeziora, gdzie w uschniętej trzcinie, promienie wschodzącego słońca znalazły swoje pięćminut
Jezioro Wolsztyńskie, od Parku w Chorzeminy... |
0 pisz śmiało:
Prześlij komentarz