Siedzę w tej leśnej-sówce od trzech dni, zabarykadowany od zewnątrz workami szyszek i workami igliwia sosen srebrnych. Widziałem przez szpary w deskach drzwi bocznych, tych od wschodu, jak przesypywali je do worków a potem układali jeden na drugim a przy nich drugi na trzecim. Nosili też wiadra z wodą, tak mi się wydaje, że z wodą i polewali nią te worki. Pomyślałem nawet, że może benzynę albo inny łatwopalny płyn leją na te szyszki i igły ale poczułbym swoim węchem psim zapewne, poczułbym od razu. Dochodzę do tego, że nie jestem zbyt inteligentny by zrozumieć ich działanie a przede wszystkim cel. Gdyby chociaż zamienili ze sobą jedno zdanie, ba, zwrot jakiś czy wyraz pojedynczy - pokleiłbym pewnie wszystko jak to się mówi do kupy i był zorientowany. A tak kicha.
Zresztą, tak na prawdę nie potrafię ich zrozumieć już od samego początku. Nie tylko te worki mi chodzą po głowie ale też paprocie. Dlaczego je wsuwają pod drzwiami, wczoraj na przykład tymi od strony południowej i tylko po dwie? Nie boje się tego co mnie spotkało ale coraz częściej zaczynam myśleć, że ktoś coś starannie zaplanował. Ktoś chce mnie zagrzybić na śmierć...
0 pisz śmiało:
Prześlij komentarz