piątek, 2 listopada 2012

Wolsztynówki - chwilówki : cieniogroby ławkowe

Napisać o tym, jak kilka dni temu z juniorem młodszym poszło się śladem blue w parkowe drzewa i zbierało się liście opadłe, różnokolorowe a te od klonu były najczęściej podnoszone a te od lipy woskowo aksamitne były w dotyku a te od miłorzębu całkiem inne w kształcie. Napisać, jak niebiesko-morskie niebo kochało się z jesiennym słońcem i zapachem opadłych żołędzi a lupa z plecaka pokazała jak można skupić ciepło i zapalić leżący liść i ile było w tym zdumienia i pytań o treści - jak to tato?  
Nie zapomnieć o tym, jak fiolka wybierała zdjęcie do posta i zwróciła uwagę swoją wrażliwą na cieniogroby ławkowe, które udało się zatrzymać w tamtej chwili o tamtym czasie i jak czas jest elementem względnie - wymyślonym (rok to rok a jakby dzień miałby być rok, albo godzina miałaby być rok, to rewolucja byłaby w umysłach ludzi ale nie w moim). Można jeszcze w dopowiedzeniu dodać, w jakimś - takimś literackim przedsionku uczuciowym, że jak te cienioławki się zatrzymywało w obrazie, to pod bukiem stała dziewczyna i rozmawiała z kimś telefonicznie, komórkowo i wcale to nie była rozmowa z tym z kim się mieszka.
Dodać (podkreślając jakoś, może tłustym drukiem, lub drukowaną literą), żeby w następnym wpisie tym dziennikowym pokazać fotografię drzewa i nazwać je "choć tu do mnie", albo "objęcie" albo całkiem inaczej i napisać o miłości do przyrody jak i o miłości do ludzi, łącząc to sprytnie jakimś słowem paraframarcinowym.

0 pisz śmiało: