Tenże powstał jako ostatni. Orlik 2012. Trzy orlicze majstersztyki za europy biednej pieniądze w okołopiętnastotysięcznym wolsztynku zakwitły w ostatnim czasie. Zatrzymałem się z ciekawości, niedawnego dnia, przy Orliku pana Poniatowskiego, bo zabudowano pięknie zieloną murawą teren bagienny, przy tejże ulicy. Nosek swój przytknąłem do zielonej trawki (ach jaka piękna, nieskażona, nienawożona, bezkretowa). Trawka zapachniała mi moczem (być może nosek swój przytknąłem w miejscu gdzie "było miło" chłopcom kulającym barani pęcherz, a może wszedłem na teren oznaczony przez gang ulicznych obscymurków). Nieważne. Orliki rosną jak grzyby po deszczu. Piękne to i fascynujące. Momentami wzruszające. Tylko!
Tylko! Dlaczego jam, 00001 głos wyborczy tego miasta z maludą swoją nie mogę kopnąć piłki do bramki. Na Orliku. 2012 zresztą. Bo to "kufelki", "intaki" , "gorgle" i inne wolsztyńskorosłe gwiazdy, toczą swoje treningi i niewybredne mecze, na których słowo "kurwa" pięknie odbija się o plastikowometalowe druty.
Nie chcę, by mój syn słuchał takich "miłosnych okrzyków" (póki co), a po drugie chcę wejść na Orlika (2012) i pograć z nim w nogę (póki co).
Bo za chwilę, wszystko przykryje mgła.