Do Nowego Młyna można dojść od strony drogi na Nowy Tomyśl (leśna droga w lewo z drogowskazem informującym), albo od drogi do Nowej Tuchorzy, gdzie należy skręcić w prawo, tuż za leśniczówką Chorzemin, gdzie znajduje się trzy hektarowe Morskie Oko. O tej porze roku jest to jednak wielce utrudnione z uwagi na panujące roztopy kolanowe. Zatem bez woderów, czy Mitsubishi Pajero na ten przykład, należy zostać w domu i oglądać M jak miłość.
Dotarcie jednak do Nowego Młyna, nawet kosztem obłoconego kroku, warte jest każdego proszku do prania, tym bardziej, że z pierwszej ogrodzonej posiadłości która tam się znajduje, wita długobroda koza, która jest bardzo niefotogeniczna. I nic nie mówi. I odwraca się także długim ogonem do przybyłych.
Około 200 metrów od drogi, w lesie, znajduje się paśnik nr 16, w którego górnej zabudowanej części, oprócz kołderki i sianka, leży pusta buteleczka po piwie "Żubr", poniżej, w korycie właściwym, sianko i ziarenko dla mniej wybrednych.
Tak. A potem, dochodzi się do rzeczki Dojca, jej przełomu (tak je sobie nazywam, to miejsce właśnie), gdzie można spojrzeć w lewo,
można spojrzeć w prawo,
można zejść po drewnianych stromych i oblodzony schodach, wyrżnąć przy tym orła i znów spojrzeć w lewo,
a potem znowu w prawo, po czym jedyną drogą powrotną, są owe schody, na których znowu można się wyrżnąć.
Ale co tam odbita kość ogonowa, co tam zabłocone spodnie. Dla panującej tam ciszy, warto jeszcze wracać 5 kilometrów pieszo.
0 pisz śmiało:
Prześlij komentarz