czwartek, 21 stycznia 2010

Pomarańczowi

Wszedłem na peron, rozejrzałem się z przyzwyczajenia najpierw w lewo, potem w prawo, potem znowu w lewo (o dziękuję panie Cieśla. Ku memu zdziwieniu, gdy przyszedłeś pouczyć dzieci jak mają przez drogę, torowisko, szynotramwajowisko, lotnisko i stok narciarski przechodzić). Rok to chyba był ze 1976, ale nie później niż 1979. Pamiętam to niechybnie. Stuprocentowo. W tym klasopokoju gdzie wykładał Pan, był jakiś piec kaflowy-kaflok. Kachlok albo kachel. U nas by się powiedziało: w kuchni nad angielką wisiała patelka, ale nie o angielkę mi chodzi. Nie o taki piec...tylko...gdziem ja zajechał w swoich rozmyślach. Rozwagach. Od peronu do pieca, żem zaszedł. To niby daleko, ale nie najdalej. Gdy napiszę, że po torach jeździ ciuchcia, to do pieca będzie już blisko. Zatem, rozejrzałem się najpierw w lewo, mając w pamięci owego milicjanta, który uczył mnie zasad ruchu drogowego. Tam nic nie zobaczyłem, albo prawie. Bo innymi słowy to tam wiele się działo, ale napisałem nic, myśląc o Helenie. Nigdzie jej nie było. Heleny Pięknej. Gdzie ona, gdzie? - pomyślałem. Czy podzieliła losy innej Heleny, niekoniecznie pięknej, która jadąc na kołach, jechała też i na dachu testując swój Wóz?. Radio tylko zostało w porzo. Ale pięknej Heleny nie było po lewce, chociaż działy się tam rzeczy ciekawe nieba-rdzo.
Spojrzałem zatem w prawo. Oj, w prawo to ja lubię spojrzewać, spozirać a nawet zerkać. Lukać w prawo uwielbiam. Ubóstwiam wręcz. Iść w prawo wolę nie, lepiej w lewo, ale nie o iście tutaj dziś chodzi. W prawo spojrzałem zatem. Nie spodziewałem się cudu. Heleny w ogóle nie było. Widać. Panów pomarańczowych ujrzałem. Czyścili nastawnicę, rozjezdnicę, przestawnicę. Skuwali lód i zbierali śnieg, by ciuch, ciuch czasem nie wjechał w Łąkową ulicę. Albo na ten przykład w moją Dojcę nieczystą. Nie daj Bóg by tam wjechał kiedyś. A sio. A kysz od Dojcy. Dujcy mówią niektórzy. Też tak gadam kiedyś. Czasem. Raz po raz. Stukali więc dwaj pomarańczowi, znosili łopatkami śnieg i lód z rozjazdu tego szynowego. Coś trzeba bowiem robić na kolei. 
Zawsze mówili, że na kolei kradną. A tu masz. Nieprawda!.
Helenka natomiast nie nadjechała. Podobno jest w dużym mieście gdzie szyją i smarują dla niej garnitur majowy. Cóż? Pozostało jedynie pójść za słowem szeptającym teraz mi do uszka i napisać, że Piękną Helenę można zobaczyć na jakiejś innej stronie wuwuwu. 
Ale tam już nie będzie pomarańczowych.

0 pisz śmiało: