(nie) dla wszystkich.
p.s.
Wiedziałem, że na tym moim czterosłowie się nie skończy. Na tym rebusie-oczywistusie.
"...psów czy Psów?" - zatem? Napiszę pokrótce dla jasności. Hrabina Mycielska (przedwojenna właścicielka Pałacu w Wolsztynie), pewnie w grobie się by przewróciła, gdyby, Tam w przestworzach natrafiła na tego bloga.
Cóż to bowiem stało się od czasu, gdy Pałac w rękach hrabiowskich nie jest. Właściciel obecny (nic nie wiem, by hrabią był - by pochodził z rodziny szlacheckiej), stawia (domniemuję) tabliczkę...pod publiczkę. "Zakaz wprowadzania psów". Tabliczka-publiczka stoi od strony Pałacu - idąc od niego w kierunku plaży nad Jeziorem Wolsztyńskim. Niech sobie deduknę...autor chciał zapewne, by "stamtyndy", psów żadnych nie wprowadzać. Na plażę. Lecz, na plażę inne drogi prowadzą; a chociażby ścieżka od Karpicka, a to ścieżka "psiegówienko", jak ją nazywa jeden z zacnych mieszkańców ulicy Poznańskiej, a to promenada przy jeziorze. Tabliczek-publiczek nie znajdziesz na powyższych szlakach. To primo.
Secundo odniesie się do "prostoty" znaku "zakazu", czy raczej istoty przekazu prostego. Znak czytelny, napis czytelny, ale wiechnięty lekko w bocek. Czy zatem psów wprowadzać nie można kalekich, sprawnych inaczej, czy też właściciele czworonogów nie mogą wprowadzać psów, gdy ziemia im lekko kręci się na boki? Tego nie wiemy. Autor tablicowy wie. Chyba.
Tercję też sobie napiszę, chociaż będzie najkrótsza.
Co nie jest zakazane jest dozwolone.
Wolsztyniacy! Wnoście zatem swoje czworonogi do Parku, bo wprowadzać zakazano. Albo niech one Was wprowadzają, gdy sił Wam zabraknie z rana czy z wieczora. Proszę tylko o jedno.
Nie sikajcie do jeziora.