środa, 24 czerwca 2015

Stachuriada 2015 (Pilarz - Nikodem)

Siedziałem z aparatem przewieszonym przez szyję, na grochowickiej polanie.
- Szefie! Zawołał do mnie mężczyzna z wąsem, stojący nieopodal w towarzystwie jeszcze jednego
- Tak? - zapytałem
- Wujek znał Stachurę - ruchem głowy wskazał na towarzyszącego mu Rowerzystę Uśmiechniętego, ubranego w niebieską kurtkę z pomarańczowymi wstawkami
- co Pan powie? - odparłem z niedowierzaniem, spoglądając na obydwóch podejrzliwie, gdyż niejeden już raz u miejscowych zauważyłem talent do kawalarstwa. Rowerzysta cały czas uśmiechał się pod nosem
- to ja jestem tym Nikodemem powiedział w końcu sinymi ustami - to ja jemu robotę organizował
A tak, tak pomyślałem, siekierezadowy  Pilarz - Nikodem, spuszczający dla Stachury bojarskie sosny, ten sam, którego matka zraniła się siekierą w nogę...
-  młotkiem zęby w pile prostował a przez trzy tygodnie zarobił 1300 złotych, więcej niż my w miesiąc - dodał, przerywając moją myślową podróż do 1967 roku...
"...O, cudne manowce. Jest rano. Nowy dzień. Na zrąb właśnie przyszliśmy z leśniczym. Kawałek drogi jest od wioski do leśniczówki i kawałek drogi od leśniczówki do zrębu. Będzie razem z pięć kilometrów. Im zrąb dalej w lesie, tym dalsza strefa i większy dodatek do wypłaty — zapodał mi po drodze leśniczy. Oparte o drzewa widziałem parę rowerów i jeden motocykl. Pojazdami więc sobie dojeżdżają z wioski na zrąb. Wynalazkami cywilizacji. Kto ma, ten jeździ. Ja zaś piechotą będę codziennie przemierzał pięć kilometrów padołu w jedną stronę i pięć kilometrów padołu w drugą. Razem okrągła cyfra. Nachodzę się, nie da się ukryć. Na razie stoję. Ja stoję, a drzewa padają. Pilarz–Nikodem szwedzką ręczną piłą na benzynę spuszcza drzewa na mojej działce. Spuść na początek ze dwadzieścia sztuk, powiedział leśniczy do Nikodema, opieprzywszy go przedtem za to, że ma na głowie czapkę–uszatkę, a nie ochronny kask. O higienie pracy uczyli cię czy nie? Po co ja cię posyłałem na kurs ? — opieprzał go leśniczy. Nikodem coś tam się tłumaczy, że ma za dużą głowę, a za mały kask i że go uciska. Gra piła w rękach Nikodema. Z tyłu, za spuszczanym drzewem —stoi gajowy z długą tyką widełkowato zakończoną i pcha, napiera, żeby się piła nie zakleszczyła. Kieruje też drzewem, żeby padało podłużnie i równo, równolegle do drzew już poległych; żeby się wszystko nie zwalało na kupę i byle jak, pomieszane we wszystkie strony świata. Dostojność jakaś bojarska jest w tym padaniu drzewa, w tym jego ukośnym locie w dół na tle nieba. Szum słychać przecinający powietrze, potem trzask łamiących się o ziemię gałęzi i potem dopiero ciężko dudni nam grunt pod nogami...
...Lecące drzewo tymczasem dosięgło ziemi, łamią się z trzaskiem grube konary, mniejsze i pomniejsze gałęzie, dudni leśna dominancja i kurz się wznosi od zgniłych, zmurszałych, rozsypujących się na proch sitowatych, tabacznych sęków. I znowu gra piła w rękach Nikodema, co ukończył kurs na pilarza i uczył się higieny pracy, i wie, że pilarz powinien pracować w kasku, ale on ma głowę za dużą, a za mały kask i ten go uciska.

Nikodemowi piła teraz coś przestaje grać w pół drogi, w samym środku pnia. Pyka i gaśnie. Nikodem wysuwa ją ostrożnie z uwięzi, odchodzi kawałek na bok i coś tam zaczyna przy niej majstrować. Benzyna w baku jest, bo niedawno natankował. Pomajstrował, zakręca linkę i ostro szarpie. Pyk, pyk, pyk i gaśnie. Jeszcze raz. I jeszcze raz. Teraz zapaliła. Nikodem wraca do ściętej do połowy sosny, ale jeszcze niezachwianie stojącej. Ale już nie. Stoi, ale już zachwianie stoi. Gajowy napiera na nią swoją tyką i już powoli, niezwykle powoli przechyla się wysoka korona i leci w dół, przyśpieszonym ukośnym na tle nieba lotem..." 

0 pisz śmiało: