niedziela, 13 kwietnia 2014

Z Czesławem po Wolsztynie (5 Stycznia)

Opowiadam dalej to zamglone miasto. Moje miasto...
Ulica 5 Stycznia w Wolsztynie, jedna z głównych ulic w centrum miasta. Biegnie od południowego-zachodu, gdzie dochodzą do niej ulice Poniatowskiego i Dworcowa, by na drugim końcu połączyć się z ulicą Poznańską i zejściem na molo. 
Przy tej ulicy, po lewej stronie, patrząc na północy-wschód, obecnie w kolorze seledynowym, w zwartej zabudowie, stoi odnowiony dom o nr 8. Po I wojnie światowej, właścicielem tego domu w którym znajdował się sklep i piekarnia, był Franciszek Kramarek. Był on, z chwilą powołania w dniu 30 czerwca 1953 roku przez Prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej w Poznaniu - Cechu Rzemiosł Różnych w Wolsztynie - Starszym Cechu. Funkcję tą pełnił do końca 1953 roku. Franciszek Kramarek, posiadał bardzo liczną rodzinę. Jeden z synów był organistą, kolejny piekarzem, podtrzymującym tradycje rodzinne - późniejszy, po II wojnie światowej pracownik Powiatowych Związków Gminnych Spółdzielni "Samopomoc Chłopska" w Wolsztynie, kolejny oficerem Wojska Polskiego, który zginął w Katyniu w 1940 roku; jedna z córek była farmaceutką, inna natomiast lekarzem. 
Tuż za nim, znajduje się posesja nr 9 - dom w kolorze kremowym, należący dawniej do pana Sierszyńskiego, kupca z Grodziska Wielkopolskiego, gdzie na stałe mieszkał. Przyjeżdżał do Wolsztyna w sezonie letnim z całą rodziną ze względu na atrakcyjne położenie Wolsztyna (pomiędzy dwoma jeziorami). Dom ten był przez niego wydzierżawiany. Na dole znajdowała się drogeria pana Białkowskiego.
Dom z nr 10 - w kolorze brzoskwiniowym, należał do Niemca - Güntera. Tu również znajdowała się piekarnia w podwórzu a od ulicy - sklep piekarniczy. Günter był zaliczany do tzw. porządnych Niemców. Po śmierci swojej żony, prawdopodobnie około 1935 roku, sklep prowadziła jego córka. Syn jego zauroczył się ideologią Hitlera i uciekł do Niemiec. W czasie okupacji, Günter przejął piekarnię Franciszka Kramarka. Jej wyposażenie przeniósł do siebie, rozbudowując jednocześnie interes. Po II wojnie światowej w domu Franciszka Kramarka, mieszkał pan Szewczyk, jak przystało na nazwisko - mistrz szewski. Nabył on od władz miejskich dom po Günterze, przeprowadzając się do niego, gdzie prowadził warsztat. Franciszek Kramarek natomiast, który dotychczas mieszkał w tym budynku (nr 10), przeprowadził się na swoje (nr 9). Obecnie, sklep dziecięcy.
Cofnięty w tył od linii zabudowy, dom nr 11 z czerwonej cegły, wybudowany w stylu pseudo-gotyckim, wraz z następnym nr 12 (obecnie po przebudowie pasaż handlowy Ruelle 12) stanowił wspólną posesję i był własnością sióstr zakonu ewangelickiego, nazywany także Domem Starców, Domem Spokojnej Starości albo Diakonism Hause. Przebywali w nim wiekowi Niemcy i Niemki, którymi opiekowało się nawet do 20 sióstr. Za budynkiem w podwórzu znajdowała się salka przeznaczona na spotkania i przyjęcia. Po wojnie mieściły się w nim siedziby organizacji młodzieżowych, takich jak: Związek Walki Młodych, Związek Młodzieży Polskiej czy Służba Polsce. W budynku obok natomiast, znajdowała się szkoła niemiecka. W okresie międzywojennym była traktowana przez władze państwowe jako szkoła prywatna. Zatrudniała ona trzech nauczycieli. Jednym z nich był Ernst Wiedmaier, bardzo zły człowiek, który przyczynił się do śmierci kierownika Szkoły nr 1 w Wolsztynie - Antoniego Sturnego. Zachowały się na to dowody w postaci pisma Wiedmaiera do landrata, jak i pismo landtara do gestapo w Kościanie. Antoni Sturny, rocznik 1900, powstaniec wielkopolski, opiekun harcerzy, zastępca komendanta przysposobienia wojskowego i wychowania fizycznego na powiat wolsztyński, prezes Zarządu Powiatowego Związku Nauczycielstwa Polskiego i współorganizator (warz z wicestarostą Tadeuszem Hassnym) grupy dywersyjnej na wypadek wkroczenia wojsk niemieckich na teren powiatu wolsztyńskiego, został aresztowany i przewieziony do Oflagu IIB Arnswalde (obecne Choszczno), skąd trafił do więzienia politycznego w Kościanie a w marcu 1940 roku, do fortu VII w Poznaniu, gdzie został zamordowany.
Po II wojnie w budynku tym mieściła się Prokuratura - obecnie budynek mieszkalny. 
Kolejne budynki o nr 12a (piętro w kolorze miedzianym) i nr 13 (w kolorze seledynowym), stanowiły własność pani Rescher (nie jestem pewien co do pisowni) - samotnej, starszej Niemki. Przed, jak i po II wojnie w budynku nr 12a, mieszkał Wincenty Ratajczak, pracownik magistratu, prowadzący biuro Cechu Rzemiosł Różnych, przy ulicy Roberta Kocha. Wincenty Ratajczak miał czworo dzieci w tym -  córkę farmaceutkę, syna inżyniera czy drugiego syna profesora prawa na Uniwersytecie Śląskim. Na parterze, przed wojną pan Lewandowski, prowadził sklep papierniczy. Obok, w tym samym budynku znajdował się zakład krawiecki pana Grzelaka a później w tym samym miejscu Karola Orwata. Osobiście pamiętam sklep Delikatesy, należący do do Powszechnej Spółdzielni Spożywców. Można tu było kupić w latach 70/80 "balonówę" - gumę do żucia z historyjką z kaczorem Donaldem, bodajże za 4,50 zł. Obecnie mieści się tutaj sklep rowerowy.
Pod nr 13, znajdowała się restauracja i hotel. W podwórzu zachowały się zabudowania, które stanowiły stajnie dla przyjezdnych gości. Ci, którzy podróżowali własnymi bryczkami czy powozami zatrzymując się w tym hotelu (przed I wojną światową), mogli wyprzęgać swoje konie i odpoczywać. W okresie międzywojennym zawsze na parterze znajdował się sklep rzeźnicki. Warsztat był w podwórzu. Ten sklep prowadził najpierw pan Duber, później "Bekoniarnia" z Grodziska Wielkopolskiego, a po wojnie PSS "Społem". Sprzedawał w nim przez długie lata pan Bocer z żoną w tym też i moja mama. Kierownikiem warsztatu rzeźnickiego był Józef Kaczmarek oraz Leon Adler - syn Józefa, jednego z największych wolsztyńskich rzeźników w okresie międzywojennym.

1 pisz śmiało:

Stanisław pisze...

Mając taką wiedzę o Wolsztynie
warto byłoby ją utrwalić i zapisać w formie książki. Wydawnictwo to byłoby na pewno bardziej wartościowe, niż te pisane gdzieś na końcu świata i publikowane w internecie.