środa, 9 kwietnia 2014

To nie są jakieś fanaberie

O dzisiejszym wyjściu w morze snów, pomiędzy granatem a kobaltem i zetknięciu się za rogiem, tam gdzie pływalnia miły chłodek z przeciwnością ale nie nie-do-przejścia, nie nie-do-przebycia czyli zetknięciu z przeciwnością, która tak naprawdę nią nie była, tylko widać zdawało mi się tak w mojej wypełnionej motylami głowie; o przejechaniu w świetlistych prześwistach pomiędzy ultramarynem i szafirem i ucieczce przed nieuniknionym a myślę, że to była nawet pogoń za niedoścignionym nieudana zresztą, bo jakże mogłoby być inaczej i zatrzymaniu się w tym pędzie, bo nikt nie będzie mnie gonił a ja nie będę przed nikim i niczym uciekał - o zatrzymaniu się w tym wietrze deszczowym i zobaczeniu oczywistości.
Karpicko - zatoka.
Jezioro Wolsztyńskie.























Zapisek szprychowy: bardzo ciężka jazda pod-wietrzno-deszczowo-ulewnie-grząska. Bez zmęczenia jednak i z ostateczną dwudziestką w nogach w godzinę z haczykiem.

1 pisz śmiało:

Anonimowy pisze...

Piękne burzowe niebieskości:-)
Pozdrawiam
M