Jan Tomiński - mój dziadek
"...Pierwsze wspomnienia z Siedlca – to, że siedziałem w ręcznym wózku razem z siostrą Jadwigą. Wózek zrobił ojciec. Drugie wspomnienie – to przywiezienie odrzynków z tartaku z Powodowa gdzie ojciec początkowo pracował. Z odrzynków sporządził małe ogrodzenie w którym matka zasadziła na nasienie : kapustę, marchew, cebulę, ćwikłę. Zbierałem klocki odrzynki.
dawny folwark w Żodyniu
W Żodyniu było dwóch braci Niemców - Bloens. Jeden mieszkał niedaleko wsi, przy drodze do Wolsztyna, naprzeciw wylotu drogi z Siedlca. Drugi mieszkał na zachód od wsi. Każdy posiadał 400 morgowy folwarczek. Na pierwszego mówiono Bloens z folwarku albo Otto Bloens, drugi Bloens ze wsi albo Fritz Bloens. Obaj do spółki kupili piłę tartaczną, rzadkość w tym czasie, zapędzaną lokomotywą od młockarni. Kupili w porozumieniu z ojcem, że piłę tę będzie usługiwał.
droga z Siedlca do Żodynia ( tutaj w kierunku Siedlca)
Tam przez wiele lat jeździł rowerem albo szedł pieszo. Tylko w czasie pilnych robót w polu pozostawał w domu. Pracował nie tylko przy budowach stodół, szop, itp., ale w warsztatach kołodziejskich. Po powrocie z pracy orał pole późno w noc. Pamiętam, że wieszał „laternę” na pługu i orał. Dwóch z Nieborzy szli drogą. Było ciemno. Widzieli chodzące światło po polu. Stanęli zdziwieni, co to może być. Dopiero na zakręcie usłyszeli głos ojca „ćwie”.
Przy kopaniu dołów pod drzewka za stodołą, wykopał ojciec duży kamień. Leżał na powierzchni. Pewnego dnia pod wieczór zobaczyliśmy (dzieci), że jakiś chłop wali młotem w kamień, aż iskry pryskają. Przybliżyliśmy się i poznaliśmy ojca. Przyniósł od Bloensa z folwarku duży młot i zaraz po drodze wziął się do rozbijania kamienia, który później był potrzebny do fundamentu. Zdrowie ojciec posiadał żelazne. W jedzeniu był niewybredny. Moc posiadał nieprzeciętną. Gdy nakładał gnój na wóz, to brał duże widły do kładzenia ściółki leśnej (iglice). Widły te były większe od dzisiejszych wideł do ziemniaków.
W swym lesie stryj „Krzyżun” (Chryzostom Tomiński), nakładał z synem (Władysławem) igliwie (iglice) na wóz, koła zarżnęły w piasku i konie nie mogły woza wyciągnąć. Przyszli po „Junka”. Ojciec odwrócił się plecami do koła, chwycił, podniósł z ciężarem do góry a ci drudzy podłożyli deskę pod koło.
Raz ojciec dostał silnego postrzału, tak, że musiał leżeć w łóżku. Była to dla niego prawdziwa męczarnia, robota dla niego się paliła a tu musiał leżeć. Po kilku dniach wstał. Prawie chwiał się na nogach, ale wziął kij i podpierając się ciągnął przez pola do Bloensa na folwark, by się dowiedzieć jak tam daleko z pracą.
Przy kopaniu dołów pod drzewka za stodołą, wykopał ojciec duży kamień. Leżał na powierzchni. Pewnego dnia pod wieczór zobaczyliśmy (dzieci), że jakiś chłop wali młotem w kamień, aż iskry pryskają. Przybliżyliśmy się i poznaliśmy ojca. Przyniósł od Bloensa z folwarku duży młot i zaraz po drodze wziął się do rozbijania kamienia, który później był potrzebny do fundamentu. Zdrowie ojciec posiadał żelazne. W jedzeniu był niewybredny. Moc posiadał nieprzeciętną. Gdy nakładał gnój na wóz, to brał duże widły do kładzenia ściółki leśnej (iglice). Widły te były większe od dzisiejszych wideł do ziemniaków.
W swym lesie stryj „Krzyżun” (Chryzostom Tomiński), nakładał z synem (Władysławem) igliwie (iglice) na wóz, koła zarżnęły w piasku i konie nie mogły woza wyciągnąć. Przyszli po „Junka”. Ojciec odwrócił się plecami do koła, chwycił, podniósł z ciężarem do góry a ci drudzy podłożyli deskę pod koło.
Raz ojciec dostał silnego postrzału, tak, że musiał leżeć w łóżku. Była to dla niego prawdziwa męczarnia, robota dla niego się paliła a tu musiał leżeć. Po kilku dniach wstał. Prawie chwiał się na nogach, ale wziął kij i podpierając się ciągnął przez pola do Bloensa na folwark, by się dowiedzieć jak tam daleko z pracą.
wjazd do Siedlca od strony Wolsztyna
Z chwilą przybycia rodziców na gospodarstwo do Siedlca, najstarsza siostra Bronia miała około 10 lat, druga siostra Frania lat 8 (wołano początkowo Franciszka a Bronię – Bronisia). Brat Stasio liczył około 5 lat, siostra Barbara około 3 lat. Ja 1 rok a siostra Jadwiga urodziła się już w Siedlcu w 1902 roku. Matka prowadziła gospodarstwo domowe i zajmowała się odpasaniem inwentarza. Konia ojciec odpasał sam. Pomocą matki była siostra Bronia. Pilnowała młodsze rodzeństwo.
zabudowania w Siedlcu, od strony Nieborzy, miejsce zamieszkania Jana Tomińskiego s. Michała (mojego pradziadka) i jego dzieci
Matka urodziła się 26 czerwca 1866 r. w Boruji. Otrzymała imię Marianna. Ojcem matki był Stanisław Rzepa (1836-1906). Matka matki pochodziła z domu Waligórskich z Adamowa. Matka Marianna była najstarszą z dzieci. Następnie był brat matki Michał, który ożenił się na gospodarstwo rolne w Niałku Wielkim, drugi brat Jan ożenił się na gospodarstwo w Małej Wsi pod Kopanicą. Najmłodszą siostrą była „Agnisia”. Otrzymała gospodarstwo w Boruji (ojcowiznę). Była jeszcze jedna siostra matki – Bronia – która zmarła w młodym wieku (około 15 lat), prawdopodobnie na zapalenie płuc. W ostatniej chwili przywieziono lekarza ze Zbąszynia, ale już było za późno. Gdy zachorowała nie zwracano na to uwagi. Miejscowa znachorka nie mogła pomóc. Mówiła : „ gdybym prędzej wiedziała o chorobie może bym ją wyleczyła gdyż w takich wypadkach już pomogłam”. Ale nikt nie myślał, że będzie tak niebezpiecznie. Siostrę matki pochowano w Przyprostyni, gdyż na tym cmentarzu chowano parafian z Boruji a należących do parafii w Zbąszyniu (12 km). Postawiono jej nagrobek. Matka często ją wspominała i dbała o grób. Matka była bardzo przywiązana do swej rodziny. Chleba w domu zawsze mieli pod dostatkiem. Jeżeli rok był nieurodzajny, ojciec zawsze się postarał o zboże. Jeździł po jarmarkach, udało mu się pohandlować końmi i za zarobione pieniądze kupił zboże. Raz wrócił z Nowego Tomyśla, rzucił worek z pieniędzmi na stół ze słowami : „jedzcie pieniądze – zboża nie było żebym mógł kupić". Zboże na mąkę mielono w miejscowym wiatraku. Nie zawsze wiał wiatr. Co dzień spoglądano na wiatrak czy się nie porusza. Uciekano się nawet do czarów. Spalono starą miotłę. I to nie pomogło. Wiatru nie było, aż zawiał wtedy kiedy sam chciał...".
Jan Tomiński (drugi z lewej). Zdjęcie wygląda jakby było zrobione na "siedleckiej" drodze, ale faktyczne miejsce jego wykonania jest mi nieznane. Podobnie jak nieznane są mi osoby towarzyszące.
8 pisz śmiało:
No to pokazałeś mi tutaj miejsca które doskonale znam... w Siedlcu też mieszka Tomiński - czyżby to była Twoja rodzina? To zdjęcie, które nie wiesz gdzie było zrobione, też mi wygląda jakby to była siedlecka droga... pamiętam, że rosły tam spore drzewa i potem, za jednym machnięciem wszystkie je ścięto. Tak przy okazji (mam nadzieję nie zapomnieć) pokażę to zdjęcie wiekowym siedlczanom i może ktoś coś podpowie, może kogoś pozna.
Fantastyczne historie! Właśnie dla tego typu dokumentacji warto jest robić to co robisz.Tak trzymaj!
Pozdrawiam!
Grażynko - będę wdzięczny jeśli coś Ci się uda ustalić.
Sabvelso - dziękuję...
Jak zwykle kolejna porcja wspomnień, okraszona współczesnymi ujęciami - świetna robota, dobrze że komuś chce się robić coś takiego.
Marcinku jutro pędzę do kraju... mam b.chorą mamę i jak sytuacja nieco się ustabilizuje postaram się poszperać. Myślę, że jest tam jeszcze sporo ludzi, którzy powinni pamiętać Twego dziadka i historię z Nim związaną... zaintrygowało i mnie to co piszesz!
Marcin - dziękuję, ale uczę się od innych ;),
Graża - czekam z niecierpliwością :)
Uważam, że każde zdanie napisane przez dziadka Jana, ba! wyraz jest magiczny. Jestem tylko pośrednikiem.
Naszej historii Marto :)
great close up - and colour!!
Prześlij komentarz