środa, 31 marca 2010

Orlik nr 3

Tenże powstał jako ostatni. Orlik 2012. Trzy orlicze majstersztyki za europy biednej pieniądze w okołopiętnastotysięcznym wolsztynku zakwitły w ostatnim czasie. Zatrzymałem się z ciekawości, niedawnego dnia, przy Orliku pana Poniatowskiego, bo zabudowano pięknie zieloną murawą teren bagienny, przy tejże ulicy. Nosek swój przytknąłem do zielonej trawki (ach jaka piękna, nieskażona, nienawożona, bezkretowa). Trawka zapachniała mi moczem (być może nosek swój przytknąłem w miejscu gdzie "było miło" chłopcom kulającym barani pęcherz, a może wszedłem na teren oznaczony przez  gang ulicznych obscymurków). Nieważne. Orliki rosną jak grzyby po deszczu. Piękne to i fascynujące. Momentami wzruszające. Tylko!
Tylko! Dlaczego jam, 00001 głos wyborczy tego miasta z maludą swoją nie mogę kopnąć piłki do bramki. Na Orliku. 2012 zresztą. Bo to "kufelki", "intaki" , "gorgle" i inne wolsztyńskorosłe gwiazdy, toczą swoje treningi i niewybredne mecze, na których słowo "kurwa" pięknie odbija się o plastikowometalowe druty.
Nie chcę, by mój syn słuchał takich "miłosnych okrzyków" (póki co), a po drugie chcę wejść na Orlika (2012) i pograć z nim w nogę (póki co). 
Bo za chwilę, wszystko przykryje mgła.

wtorek, 30 marca 2010

Molo (część druga)

Połowa wolsztyńskiego mola wraz z ulicą Poznańską.

niedziela, 28 marca 2010

Źródlana

Od kilku dni słońce zmartwychwstało, zaczęło podawać na wyższych częstotliwościach do tego stopnia, że w miniony czwartek, to w krótkim rękawie się chodziło. Dziś w niedzierlę palmową, było skądinąd słoneczno-niesłonecznie. Na dodatek mędrcy pchnęli w nocy czas do przodu, przyspieszając dzień odejścia z tego świata o godzinę. 
Oj, od rana Jaś "brumbrumił", "tato"-zapowiadał, zatem około szesnastej (nie wiem czy to była szesnasta czy piętnasta czy siedemnasta, bo nie dbam o czasopłynność), wyskoczyliśmy pooglądać tiry (ti), i busy (bu), na pobliską obwodnicę-hałaśnicę. Mijając kościół p.w. Św. Józefa, zobaczyłem za sobą ciemność od zachodu. A że oglądać się lubię - to jasność. Szliśmy jednak dalej, krokiem średniego rozmiarami i wieku żółwia. Gdy kropla wody spadła mi na nos wyczułem, że nie przeczułem. Albo zaniedbałem swoje doświadczenie pogodowe. Jaś wskoczył mi na a-pa-pa a ja dawaj w lewo, w nigdy nie uczęszczaną przeze mnie dróżkę polno-utwardzoną. Kałużowiastą momentami. Oj, co żem się zmęczył niosąc mojego piętnastokilowca, to moje. Na Komorowskiej poddałem się, stawiając "ciężarek" na chodnik. Po szesnastu i pół metrach, usłyszałem "apa" i ...cóż miałem zrobić. Posłuchałem głosu pana - "pańdam". 
Gdy po wszystkim usiadłem we fotelu, w oknie balkonowego pokoju zapaliło się słońce, chmury gdzieś umknęły.
Pomyślało się, że piękna natury niczym się nie powstrzyma. Dobrze, że można  czasami być jej przekazicielem. Emocji, które wyzwala. 
Co niniejszym czynię.


Ulica Źródlana w Wolsztynie, widziana w kierunku ulicy Drzymały.

sobota, 27 marca 2010

Pompa

Nie wiem kiedy została postawiona. Wydaje się, że po 1959 roku, gdyż wówczas w listopadzie moi rodzice zamieszkali na Bielniku. W mojej pamięci pozostała jako zielony zwierz (nie wiem dlaczego ktoś ją pomalował na szaro), na którego grzbiecie (kranie) siadałem mając kilka lat z nadzieją, że poniesie mnie chociażby do ulicy. Wody nigdy z niej nie piłem. Ażeby dała wody, trzeba było ją zalać od góry, zdejmując żeliwny szyszak. Dziś wiem, że po prostu nie trzymała wewnątrz, przez zużytą uszczelkę.
Pięknie zachowała się do dnia dzisiejszego, chociaż mogłaby podzielić losy innych zdezelowanych koleżanek pomp, które w tamtym okresie stawiano we większości gospodarstw, a które dziś tak chętnie przyjmują na skupie złomu.
I pomimo tego, że przez te wszystkie lata krajobraz wokół niej  zmieniał się, znikały drzewa, znikały pola i sady, rosły mury i inne budowle, przestały latać pszczoły i rankiem piać koguty, to właśnie Ona króluje na tym podwórzu. Podwórku mojego dzieciństwa.

Majka ! Dziękuję.

czwartek, 25 marca 2010

Pomost na Bielniku

Nigdy nie wiadomo, kiedy człowiek w swoim życiu spojrzy na tą czy inną deskę.

Drewniany pomost na Bielniku w Wolsztynie.

środa, 24 marca 2010

Chata olenderska

Nazwa "olendry" pochodzi od formy osadnictwa, które kiedyś stało się bardzo powszechne na terenie Równiny Nowotomyskiej, lub inaczej niecce nowotomyskiej. Rejon ten jest zamknięty linią : Pniewy – Lwówek – Pszczew – Trzciel – Zbąszyń – Wolsztyn – Rakoniewice.
Osadnictwo olęderskie spowodowały prześladowania ludności protestanckiej w Holandii po wojnie trzydziestoletniej (1618-1648). Nazwa „osadnictwo olęderskie” (holenderskie) nie oznacza narodowości osadników, lecz pewne zasady prawa holenderskiego, które przypominało podstawy prawne, na jakich osadzano w średniowieczu kolonistów niderlandzkich. Kolonizacja niecki nowotomyskiej w XVIII wieku opierała się głównie na osadnikach narodowości niemieckiej ( protestanci z Nowej Marchii, Śląska i Pomorza – katolicy z Bawarii i Szwabii - fachowcy od uprawy chmielu), później polskiej oraz w małym stopniu czeskiej (ze Śląska i Moraw).
Chata widoczna na zdjęciu pochodzi z 1770 roku - wyryta data na belce stropowej - została przeniesiona ze wsi Sękowo, położonej 3 km na zachód od Nowego Tomyśla i posiada wymiary 15,5 x 7,2 m.
Charakterystyczna dla niej jest izba w kształcie litery L. W centrum znajduje się komin sztagowy,
ustawiony na murowanej czworobocznej podstawie, utworzony z czterech słupów (brożyn) połączonych szponami i łatami oplecionymi słomą, na którą obustronnie nałożona jest gruba warstwa gliny.
Tą chacjendę można zobaczyć, wejść do niej, wyjrzeć przez okienko jedno czy drugie, ewentualnie wskoczyć do komina na Bielniku, tzn. w Skansenie Budownictwa Ludowego w Wolsztynie, przy ulicy Bohaterów Bielnika. 

Miejscu bliskiemu sercu mego dzieciństwa. 

poniedziałek, 22 marca 2010

Najciemniej pod latarnią

"...obserwator -
cudzych grzechów - rejestrator..."


Latarnia (nie) morska na wolsztyńskim molo, na której zamontowano oko.

niedziela, 21 marca 2010

Przedpałacowy

...dywan krokusowy.

sobota, 20 marca 2010

Chałupka

"Miej ty sobie pałace, ja mój domek ciasny.

Prawda, nie jest wspaniały, szczupły, ale własny". 




Ulica Poznańska 39 w Wolsztynie, widziana od ulicy Wodnej.

czwartek, 18 marca 2010

A jednak

...szkoda będzie mi tej zimy...