wtorek, 29 maja 2012

W-niebo-wzięty (część startowa)

Do zachodu słońca było jeszcze dobre półtorej godziny. Jechałem na podchorzemińskie pola czarnym "tałregiem" zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami pierwszego stratega balonowego na Wolsztyn - Romana Bauty. To on do mnie zadzwonił. Poinformował, że. 
Zamysł był taki, by czterema balonami zaatakować miasto od północno-zachodniej strony. Nie mogłem odmówić. Już nie. Wystarczy, że odmówiłem raz a potem z dobre dwa razy Łukaszowi. Łukasza spotkałem już na miejscu. Gdy rozstawialiśmy bombowce cieplne. Podszedłem do niego by się przywitać. Powiedziałem jemu, kto jest najpiękniejszy. 
Powiadają, że kobiecie się nie odmawia. Dziś, teraz, w tej minucie wiem, że nie odmawia się tym co latają. Na balonach. Nie! Źle piszę. Nie latają! Ten wyraz nie wyraża. Abolutnie. Sedna. Balonem się nie leci. Balonem się pływa. To taka łódka puszczona w parkowym stawie. Sen na jawie. Podróż przez ciszę. Dmuchawce z dzieciństwa. To Biała Lokomotywa...
Trzymałem dzielnie podstawę czaszy z Wojtkiem Lisem, gdy dmuchawa zapodawała powietrze. Trzymałem dzielnie gdy palniki odezwały się szumiąco dodając oliwy do ognia. Aż łzy poleciały mi po polikach. Wojtkowi smary, bo uczulony na trawsko jest. Apsik. 
Gdy nasz BeDeeR stanął dęba, padła komenda do wozu. Koszyk mały, wiklinowy, ze słusznej witki musiał-niemusiał pomieścić nas troje. Do tego cztery pięćdziesięciolitrowe butelki gazowe. Dobre obciążenie na niski lot, pomyślałem. Wcale nie był niski jak się później okazało. Kosz balonowy posiada w jednej z bocznych ścian otwór na "buta". To w niego wsuwa się stopę, chwyta za rurkę co nad głową i gotowe. Na pokładzie. SP-BDR to taki solo-dubeltowy balon. Do szybkich przelotów. Dla lekkiego "towaru" przewożonego.Miałem obawy czy da radę...
Romek otwierał przepustnicę co po chwilę. Balon ni chuchu. Przyczepiony odciągiem do samochodu w końcu wygrał. Wtedy zaczęła grać muzyka...
Start nastąpił około 19:20, dnia 28 maja 2012 roku, na polu pomiędzy Wolsztynem a Chorzeminem, za działkami ogrodowymi. SP-BIKiem dowodził Dawid.
SP-BERem sterował Jędrzej.
Pierwsze skrzypce na "czerwonym" grał Mirek.
Jeden z moich pierwszych wzroków powędrował oczywiście na wyspę "Takatuka", czyli wolsztyńską Tumidaj.
Droga do Chorzemina.
Wolsztyński, skansenowski wiatrak.
I oczywiście wolsztyński łysol a przed nim Garbarnia.
Jutro polecę dalej.

4 pisz śmiało:

Kubaplay pisze...

Pozdrawiam! :D nie zapomnij kto Was trzymał do startu ;)

Kubaplay pisze...

w sumie wiadomo co jest napiękniejsze.. balony.. you know ;) w jakiej postaci by nie były ;)

chalupczok pisze...

Powiem Ci na ucho. Jak już leżał za Borkami, to się przytuliłem do. Musiałem. Balony są naj!!!!

Anonimowy pisze...

Gratuluję odwagi. I zazdroszczę :)