niedziela, 4 września 2016

nagi sad (bo dyszel pierwszych chałup już dostawał)

Jeszcze kilka kadrów ze wschodniego brzegu Jeziora Drawsko. 
"...Od samego początku czułem, że to wszystko jest nieprawdziwe, zmyślone, chociaż może jedyne, co nam pozostało. Dlatego smutno mi było, choć piękna, słoneczna pogoda zachęcała do radości, do beztroski, do miłości własnej, a gdyśmy znaleźli się prawie we wsi, bo dyszel pierwszych chałup już dostawał, ogarnął mnie jakiś strach, nie tyle przed ciekawością ludzką - przez którą, jak przypuszczałem, mieliśmy się przedzierać niczym przez gąszcz jakiś, chociaż na szczęście robota wymiotła ludzi w pola jak zaraza i wieś, martwa z żaru, opustoszała, że nawet psa nie uświadczył, ani ptactwa żadnego a siedzący tu i ówdzie na przyzbach dziadkowie, mruczący pacierze, już do innego świata należeli i nawet koń nasz ich nie obudził - ani nawet strach przed ciekawością stworzeń, domów czy drzew, ile strach przed moim własnym życiem, jakby odtąd dopiero miało się zacząć naprawdę. Strach nie taki wcale wzniosły, żebym się miał nim chwalić. Zwyczajny, pospolity, jaki czułem zwykle, gdy chodziłem do plebańskiego sadu na jabłka, a nie tak nawet bałem się gospodyni księżej, psów czy parobka, jak księdza odmawiającego brewiarz gdzieś między drzewami.
Może w ten dzień powrotu właśnie po raz pierwszy zrozumiałem, że będę musiał chronić ojca, aby nigdy nie utracił owej wiary, która sobie gniazdo w nim uwiła. Że zdał się bezwiednie na moją wyrozumiałość, a nie wiedziałem jeszcze wtedy, czym ona jest, a więc na moją dobrowolną uległość, której starałem się, jak mogłem, poddawać w miłości do niego, z czego jedno tylko pocieszenie dla siebie brałem, że łatwiej być silnym niż uległym. 
A przecież mogłoby się wydawać, że to ja jestem w jego opiece, że myśli i oka ze mnie nie spuszcza, żyjąc w wiecznym wzruszeniu nad moim zwykłym, marnym istnieniem, i że to jedno bez reszty wypełnia mu życie. 
Warował na tym swoim przednim siedzeniu, abym czuł się jak pan, a gdyśmy wjechali w wieś, obejrzał się na mnie, jakby dla dodania mi otuchy, czy też i jego samego strach zdjął, bo skąd ja mógłbym mieć jeszcze siłę, żeby się bać - to raczej zmęczenie mnie obezwładniło, jak to teraz sobie przypominam..."
 Tekst: Wiesław Myśliwski.

0 pisz śmiało: