o wyczuwalnej atmosferze narastania świątecznego, nie na ulicach miast i nie w trotuarach marketów rzecz jasna, bój się Boga, a raczej tych ludzi co szarżują liczne sprzedawiska, ale o tej atmosferze ukrytej pomiędzy liśćmi krojonymi kapusty, i miejscami, w których osiem niedziel temu, rwało się borowikowate w kosze przestronne i o tym w końcu, że z tak zwanym bananem na ustach uderzało się rytmicznie, tym razem stopami, o te mchy rosnące na wydmach parabolicznych, którymi dzisiaj się podążało by głowę poukładać żłóbkowo
niedziela, 21 grudnia 2014
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
2 pisz śmiało:
Dobrze pomyśleć trochę o Świętach w innych kategoriach niż te, którymi karmią nas sklepy i media. A wiadomo, że najlepiej myśli się na wyprawach w przyrodę :)
Wystraszyłem, się że jestem dziwolągiem...a jednak nie. Dziękuję za wpis.
:-)
Prześlij komentarz