Gdy zacząłem interesować się udziałem w tym biegu a było to jakieś osiem miesięcy temu, od razu na myśl przyszła mi ta nazwa..."dwie wieże", chociaż półmaraton biegowy w Płocku w swojej nazwie nie nosi "wież" lecz mosty. I to dwa.
Dokładnie dziś (czyli 11 października) przypada miesiąc od chwili (czyli 11 września), gdy o godzinie 8:30 wystartowała piąta edycja Półmaratonu Płockiego - Dwóch Mostów.
Półmaratonu biegnącego od Rynku, do i przez most Legionów Józefa Piłsudskiego, by potem po piaszczystych wałach przeciwpowodziowych, usypanych (nie dla płockiej "petrochemii" - to nie ta strona) wzdłuż Wisły skierować się na most drugi, czyli Solidarności, bliski swojej długości mili morskiej niekończącej się, po czym Grabówką i Norbertańską, z góry na dół z góry na dół z góry na dół i tak ze sześć czy siedem może razy, obok Zoo i znów na most marszałka...wpaść.
Wszystko to w palącym z minuty na minutę słońcu, które jest życiem, ale które niekoniecznie uwielbiam podczas. Takich.
Summa summarum przeżyłem, szczęśliwy wbiegłem na metę po 300 metrowym podbiegu brukowym stromym i potem jeszcze "stromszym". Medalion i gratulejszyn na "dzień dobry" przybił mi prezydent Andrzej Nowakowski...
Na metę wbiegłem szczęśliwy, bo razem ze mną, w tych zawodach wzięło udział 4/5 chalupczakowego stanu, a jeden z nich, to nawet pół Piłsudskiego mnie gonił po to tylko, bym dał łyków trzy wody życia...
Maciek!!! - Dzięki!!! Chciałbym pobiec tam za rok...
0 pisz śmiało:
Prześlij komentarz