"Ale wojna jakoś ociągała się z tym przyjściem, szła i nie szła, jednej nocy była bliżej, następnej oddalała się, i tylko zwodziła.
Toteż w końcu z tego wszystkiego nadeszła tak nagle i niespodziewanie, że trudno było dać wiarę, że to już wojna. Do tego w samo południe, kiedy ludzie dzwonu na obiad wyglądali, nie wojny, i w upał taki, że każdy myślał, jak by wykraść choć chwilę z roboty i wytchnąć gdzieś w cieniu.
Żar lał się z nieba. Zdawało się, że to nie tylko samo słońce tak grzeje, ale i ziemia, budynki i drzewa, że nawet zwierzęta wganiane do chlewów i stajni roznoszą tę duchotę, że nawet ludzie, że to z zielonej ściany parku bucha jak z pieca to duszne, nagrzane powietrze, które lepiło się do ciała, zatykało oddech, gryzło w oczy jak dym.
W tym upale samo chodzenie męczyło. Męczył nawet widok ludzi brodzących jakby za karę. Także dworskie brytany oklapły z wszelkiej złości i wałęsały się osowiałe, podobniejsze owcom niż psom, po cieniach wylegiwały, pozwalając dzieciom ze wsi na trajkotanie kijami po dworskich płotach.
W tym upale samo chodzenie męczyło. Męczył nawet widok ludzi brodzących jakby za karę. Także dworskie brytany oklapły z wszelkiej złości i wałęsały się osowiałe, podobniejsze owcom niż psom, po cieniach wylegiwały, pozwalając dzieciom ze wsi na trajkotanie kijami po dworskich płotach.
Świat zdawał się zamierać. Nie chciało się ani patrzeć, słyszeć ani myśleć. Jakaś przedziwna senność unosiła się w powietrzu, pachnąca słodko lipowym kwieciem. A taka pora niedobra na wojnę. Wojna powinna przychodzić nocą, poprzedzona wyciem psów, niepokojem stworzenia, znakami na niebie, kiedy ludzie w przeczuciu jej spać się nie kładą, wśród błyskawic, grzmotów, pożarów, bo tylko noc i groza godne są ludzkiego strachu, płaczu, zagubienia..."
Tekst: Wiesław Myśliwski.
Rzeka Dojca, przed Kuźnicą Zbąską, od Wolsztyna |
0 pisz śmiało:
Prześlij komentarz