sobota, 31 marca 2012

Łysy przed burzą

Wolsztyn, ulica Garbarska. Wieża ciśnień.

piątek, 30 marca 2012

Z rozmów męsko-męskich (część szesnasta)

- tato, tato! A jak jakbym nie chciał nigdy takich domów i samochodów to co?
- to znaczy synku, że jesteś nad wyraz podobny do mnie.

czwartek, 29 marca 2012

Nie jest to marzenie

"...Kiedyś będzie dobrze. Kiedyś będzie tak, że ani jedna zmora nie będzie nade mną wisiała. Ani jedna panika nie będzie mnie ścigać, nie będzie mnie przeganiać z miejsca na miejsce. Nic mi nie będzie przesłaniać jasnego widoku. Ani jedna czarna pieczęć. Zawsze to wiedziałem. Dlatego wszystko wytrzymam. Najgorsze. Dlatego mogą sobie dyndać teraz zmory nad moją głową, raz wyżej, raz niżej. 
Tylko, że nieraz tak blisko dyndają, że aż strach mnie ogarnia, szaleństwo mnie strasznie ogarnia bojaźliwe, że nie daj Chryste Panie, jak jestem blisko końca końców. Ale to nie jest najgorsze jeszcze, bo wiara moja głębinowa zawsze wygrywa w końcu końców ostatecznym. Najgorsze są inne chwile, inne chwile dziejów: strachu wtedy nie mam najmniejszego, zmory mnie nie gnębią, nic, smutku też nie czuję, żadnego zmartwienia, wszystko jest właściwe dobrze jakby, nie myślę o niczym, i to jest właśnie to, o to właśnie chodzi, bo oto głowa zaczyna mi odchodzić gdzieś daleko, od wszystkiego, co znam, czego nie znam, ale sobie wyobrażam, co mogę sobie wyobrazić. 
Nie jest to marzenie, bo nie widzę obrazów wymarzonych, zresztą nie mogę, bo nie mam głowy. I nie wiem, gdzie ona jest. W gwiazdach się ona nie obraca, bo to jest dla niej chleb powszedni, to gdzie się ona obraca? Ale to nie jest najgorsze jeszcze. W ogóle to nie jest ani najgorsze, ani najlepsze, ani w ogóle nic, bo nie mam głowy, jak już powiedziałem. Najgorsze są chwile potem. Kiedy głowa powraca na miejsce z wędrówki nieznanej pozagrobowej. Te chwile. To są chwile beznadziejne. 
Ale najgorsze, że to są chwile bez wiary, muszę to powiedzieć, bez wiary mojej wielkiej głębinowej w tamtego, który mnie odkryje. Muszę to powiedzieć i muszę powiedzieć, że mówię o tym bez skruchy, ale tak jest. O, tak. To są chwile beznadziejne. To są chwile bez wiary. Ratuje mnie tylko własna miłość wtedy, własne ubóstwianie, wiara w siebie jedynego. Mam twarz odwróconą do okna ciągle, czoło do szyby przyklejone, a myśli moje miłosne zanoszę do siebie samego...".

środa, 28 marca 2012

Szpital (niestety część druga)

Szpital Kliniczny im. Heliodora  Święcickiego Uniwersytetu Medycznego im. Karola Marcinkowskiego w Poznaniu, przy ulicy Stanisława Przybyszewskiego 49.

Fotki Janka.

poniedziałek, 26 marca 2012

Myśli wychodzą z cienia

Karpicko, ulica Jeziorna.

niedziela, 25 marca 2012

Łąki (nad Dojcą)

To tak właśnie nazywaliśmy ten teren, położony pomiędzy ulicą Bohaterów Bielnika, torami a rzeką Dojca w Wolsztynie. Obecny właściciel chyba czegoś albo kogoś mocno się boi, bo na każdym prawie drzewie porozwieszane są tabliczki, że "zły pies" czy coś w tym stylu. Teren niedostępny pomimo ogólnodostępności wód publicznych i nadbrzeża. I tylko niech mi nikt nie mówi. ze linia brzegowa się przesunęła. Znam to miejsce od 40 lat i przesunęło to się niektórym ale w główce.

piątek, 23 marca 2012

Życie moje

takie jest.
Wolsztyn. Nadbrzeże Jeziora Wolsztyńskiego. Koło Maraszka od promenady.

czwartek, 22 marca 2012

Wte i wewte (ulica Drzymały)

Ulica Drzymały w Wolsztynie. Drzymała to dosyć popularne nazwisko na "tym" i "tamtym" terenie. Nie wiem dlaczego w jednych nazwach ulic uwzględnia się imiona a w innych nie. Tutaj chodzi o Michała (Drzymałę), tego od wozu cyrkowego, co przepychał się z Prusakami o budowę domu, przepychając też swój wóz (wte i wewte). Ulica ta, tak zwana stara droga "na Poznań", powyżej w kierunku północnym. Na lewo połowa bramy wjazdowej do Parku Miejskiego, w prawo ulica Komorowska. Pod górkę.
Obracam się na pięcie wewte. Stoję nadal na przejściu dla pieszych. Kierunek południowy, całkiem przyjemniejszo-cieplejszy. W kierunku Tatr na przykład. Albo tatry. Pod horyzontem oddział wewnętrzny wolsztyńskiego szpitala (Boże chroń dziatki swe od przybytku tego) i lewoskręt w ulicę Strzelecką.
No teraz to mogę iść...

środa, 21 marca 2012

Gniazdko (może być trzciniaka ale niekoniecznie ptaka)

Pierwszy dzień wiosny przywitałem piosenką Wojtka Młynarskiego. Zaśpiewał z rana w Radio Zachód. Potem poszła już lawina myśli. Potok z uczuć. Wspomnień czar...
Niewiele potrzeba by we mnie wzbudzić. Parapsychiczność. Telepatię - brzmi lepiej. Kilka słów raptem wystarczy. Wyraz. A bywało tak, że bez słów to zrozumienie było niebywałe. Czary mary jakieś, hokusy pokusy...oj bywało. Poczułem zatem nie-materię, która nie ukrywam, nie zawsze mnie próbuje dotknąć. Dziś rano mnie dotknęła a ja ją zlokalizowałem. Najpierw w mojej głowie a potem poza mną. 
Dobrze mi się dziś żyło. Prawie, że samotnie.
"...Samotnie
Niech się nikt nie snuje przez gąszcze,
Gdy wiosną
Dojrzewają tuje i w trzcinach brzmią chrząszcze, brzmią chrząszcze...
Niech prośba moja
Was - dziewczyny - nie dziwi,
My wiosną
Strasznie się robimy wrażliwi...
Popatrzcie,
Kwitnie już maciejka i czosnek,
Dziewczyny, bądźcie dla nas dobre,
Na wiosnę!
".

W. Młynarski 

Gniazdo wyczajone nad Jeziorem Wolsztyńskim. 

wtorek, 20 marca 2012

Z serii : wypuszczą go z domu to zaraz nad wodę ucieka

Tumidaj, Jezioro Wolsztyńskie, Karpicko...

poniedziałek, 19 marca 2012

Zdjęcie, które znikło


Lądowanie łabędzi niemych zatrzymałem wczoraj krótko przed 18:00 w nie tylko sobie znanym miejscu, nad Jeziorem Wolsztyńskim w Karpicku. Lądowanie odbywa się na 6 nóg, czyli nawet dla kotów jest bardzo bezpieczne o ludziach nie wspomnę. 
Bezpieczna odległość, tak sobie nazwałem to ujęcie ma bardzo proste przesłanie. Ma też już swoją historię, gdyż opublikowane wczoraj, na innej jednakże ulicy miasta Internet, po prostu wyparowało. Dobrze, że nie ulotniła się myśl przewodnia z którą fotografię podarowałem. 


niedziela, 18 marca 2012

Czas jak rzeka

"Gdzie modra rzeka niesie wody swe,
Tam słońca blask ujrzałem pierwszy raz,
Nad brzegiem jej spędziłem tyle chwil,
Że dziś bez rzeki smutno mi,
Tam każdy dzień to skarb
Dziś mój jedyny skarb...
...Do dni dzieciństwa wraca moja myśl,
W marzeniach moich żyje rzeka ta,
Tak bardzo chciałbym być nad brzegiem jej,

Czesław Niemen. 
Wolsztyńskie słońce nad wolsztyńską wodą.

sobota, 17 marca 2012

Z wiaduktu (część druga - dzienna)

Ulica Dworcowa w Wolsztynie w kierunku ulicy 5 Stycznia.

piątek, 16 marca 2012

Wolsztynówki-chwilówki : obserwator

nie wie, że jest obserwowany, przez obserwującego go obserwatora, który postanowił poobserwować obserwującego.
Wolsztyn, ulica Dworcowa. Zejście z wiaduktu koło Biedronki.

czwartek, 15 marca 2012

Helena

Dworzec kolejowy w Wolsztynie. Peron 2 tor 3 (chyba). Tak po kolei mi jednak wychodzi. Numeracja szynowo-torowa.

wtorek, 13 marca 2012

Artur

W Parku Miejskim w Wolsztynie.

poniedziałek, 12 marca 2012

Rudno (Krzyż)

W kierunku wsi Rudno.
Wieś Rudno, położona jest 15 kilometrów od Wolsztyna w kierunku południowym. Założona została w 1789 roku w czasie kolonizacji olęderskiej. W czasie powstania wielkopolskiego należała do Wolnego Państwa Świętno. Od zachodu do Rudna przylega jezioro Orchowe, zwane też Rudzieńskim o powierzchni 163 ha. Od południowego wschodu w jezioro wrzyna się 800 metrowy półwysep wydzielający sztucznie z Jeziora Orchowego - Jezioro Jesiońskie. Na końcu wsi w kierunku wschodnim, przy drodze gruntowej stoi krzyż. 
Rudno, krzyż
Nie znalazłem informacji o dacie jego postawienia. Jadąc dalej prosto (tutaj droga ta nie jest widoczna), pośród borów sosnowych po około 2 kilometrach dojeżdża się do stacji Krzyż Rudno, leżącej przy nieczynnym szlaku kolejowym Wolsztyn - Nowa Sól.
Kto lubi gubić się w lesie i niekoniecznie szybko chce znaleźć drogę do domu - obszar wymarzony. Zresztą! Wystarczy spojrzeć w satelitarne gooooooogle. Albo po prostu...

niedziela, 11 marca 2012

Wkoło komina

Raczej ulica Garbarska w Wolsztynie.
Nr 1,4,6,7 i 9 - blokowisko nr 8 przy Garbarskiej (szaraczek).
Nr 1,3,4,5,7 i 9 - blokowisko nr 11 przy Garbarskiej (kolorowy).
Nr 2 - ulica Słoneczna i Komorowska (prostopadła). Wczesny Gierek.
Nr 5,7,8,9 - Orlik 2012.
Nr 1 - klatka przy ósemce. Wczesny Wałęsa.

sobota, 10 marca 2012

Willa Starosty

Ten budynek wybudowano w 1913 roku. Przynależy do ulicy 5 Stycznia w Wolsztynie i posiada nr 5a, lecz od samego traktu komunikacyjnego jest odsunięty ku zachodowi. Przed budynkiem (tu niewidoczna) znajduje się fontanna, czynna fontanna zaznaczam, bo bywają fontanny nieczynne. Do ubiegłego roku, od 1945, mieścił się tutaj Urząd Stanu Cywilnego. To tymi schodami, tysiące wchodziło osobno, by wyjść razem. Sam zawarłem w nim swój pierwszy związek małżeński.
Willa posiada czterospadowy dach - w elewacji zachodniej półkolisty balkon, w części północnej klatkę schodową na rzucie koła. "Od tyłu" też, rosną dęby szypułkowe a cały obiekt sprawia wrażenie wysepki z pałacykiem. No! I te zielone, drewniane okiennice!
Dziś nazwa "willa starosty", używana jest coraz rzadziej a to przecież tutaj ongiś starosta wolsztyński sprawował swoją władzę. Mieszkał, na piętrze. Na parterze była sala posiedzeń i biuro. 
Wchodząc do środka nie sposób nie zauważyć kominka po prawej czy drewnianych skrzypiących schodów. Obecnie umieszczono w niej siedzibę wolsztyńskiego oddziału Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Roślin i Nasiennictwa.
Jak wspomniałem, mało już kto tak właśnie nazywa tę okazałą budowlę i wg mnie najpiękniejszy obiekt w Wolsztynie. "Na mieście" słyszałem, że niektórzy nazywają budynek "willą prezesa", bo oprócz WIORiN-u, mieści się tutaj Powiatowe Zrzeszenie Ludowe Zespoły Sportowe, której przewodniczącym rady jest Krzysztof Piasek. Prezes Krzysztof Piasek inaczej, którego oczywiście pozdrawiam.
Tak wyglądał budynek w latach 1915-1916 (przedruk z książki Artura Skorupińskiego, pt. "Wolsztyn i okolice na dawnej pocztówce") - elewacja frontowa.
A tak na marginesie, nr 5a przy ulicy 5 Stycznia w Wolsztynie posiada też inny, odrębny, oddalony o jakieś 100 m budynek Urzędu Pracy.
Podając numerację budynków, oparłem się o dane zawarte na oficjalnych stronach internetowych wskazanych powyżej "domostw".

piątek, 9 marca 2012

Motywy ulubione

Aleja lipowa w wolsztyńskim parku.

czwartek, 8 marca 2012

Myślowe spacery czwartkowe

Promenada w Wolsztynie
Uwielbiam pogodę taką jak dziś. Od rana śnieg prószył do południa jakoś a nawet wcześniej, tak do dziesiątej wydaje mi się, o dziesiątej trzydzieści to już na pewno padały śniegi i deszcze. Tak, bo o tej porze byłem wypróżnić. Swój portfel i widziałem to wszystko na oczy. I słyszałem też pod butami moimi chlup, chlap, człap. Pięknie w taką pogodę chodzić po ulicach. Niepiękną. Na twarzach wtedy ludzi można zauważyć złości i irytacje i takie grymasy nosno-oczne. Niezadowolenie jednym słowem, bo lepiej jest jak słońce. Świeci. Wiadomo to każdemu. Ale ja uwielbiam taką pogodę jak dziś. W "marcu jak w garncu", mówią niektórzy. Ja też tak mówię. Mówię też inne tam takie na przykład "od dwudziestego marca grzeje słońce nawet starca". Tak też mówię w marcu. Ale do dwudziestego jeszcze trochę. Dni kilka. 
Nad Jeziorem Wolsztyńskim, promenada.
A do słońca niedaleko. Bo gdzie jest słońce moje-twoje? Gdzie ciepło na pleckach i brzuszku? Na karku mrowienie i zasychanie w gardle? No gdzie? Dziecko wie nawet gdzie jest słonko. Ciepełko i motylki. Dzieci moje nawet to wiedzą. Tam jest gdzie się jest. Gdzie bywa. Spogląda i słucha. Blisko, najbliżej. Ja to ciepło, ty to ciepło, on, ona nawet ono to ciepło. Nawet jak pada. Nawet jak deszcz pada. A padał popołudniową porą, bo czwartki to ja mam spacerowe. Takie nadjeziorno-wychodne. W czwartki nie jem obiadków u cioci. Spotkań nie mam z ludźmi. Unikam ich. A jak już pada (o pochwalony bądź deszczu zbawienny), to szczęścia większego nie ma. Kto ci pójdzie i wyjdzie z norki w mży-mżawkę? Kto lubi nosek mieć mokry i chlup, chlap, człap. W butach? Kto? To jakieś zwyrodnienia są i inne nałogi powie jeden. Drugi śmiać się będzie od ucha do drugiego; szyderczo albo współczująco.
Fala park. Wolsztyn.
Śmiać to można się różnie. Słyszałem o tym trochę, bo dobre czterdzieści trzy lata chodzę po deszczu już bez parasola. W czwartki. Niektórzy to nawet potrafią zaśmiać się w twarz. Parsknąć śmiechem. Wybuchnąć. Z siebie się mało kto śmieje. Nikt tego nie lubi. Mało kto. Słyszałem, że jedni to tak się z drugich śmieją, że tamci to potrafią łzę uronić. Popłakać się. Zesmutnieć w minutę, nawet w pół lub jeszcze szybciej i zalać się łzami. Słyszałem o tym...
Uwielbiam pogodę taką jak dziś.
Wolsztyński kaczor. Pomost przy ulicy Rzecznej.

środa, 7 marca 2012

Młody ma rękę widać

Spojrzał i nacisnął. Ot czort! Pomost na plaży w Wolsztynie.

wtorek, 6 marca 2012

Bobry znad rzeki Obry

Obra to lewy dopływ Warty, tworząc bardzo zawiły system rzeczny. Bynajmniej w oddalonej od Wolsztyna o 18 km Kopanicy, Obra przeistacza się po wielu skanaleniach w korycie Kanału Północnego ponownie w rzekę, by uczynić sobie zadość, wpadając pod Skwierzyną do wspomnianej Warty. Po drodze, zahacza jednak o przepiękne pojezierze zbąszyńskie - jeziora Kopanickie, Wielkowiejskie czy Chobienickie. 
Jezioro Chobienickie
To pomiędzy nimi na północnym brzegu Jeziora Kopanickiego i stawów pozostałych po wydobyciu torfu, znajduje się miejsce zwane "Pani Dołek"  a jakieś 2 km od niego także na północ miejsce zwane "Węglisz". 

Pomyślałem sobie, że skoro bobry wyszły pogrzać dupska słońcem marcowym, naostrzyć swoje pilarki i przypomnieć, że istnieją na tym terenie, wskazane będzie przypomnienie przeze mnie opowiadania o tytule "Jezioro Chobienickie", które w wydanej czcionkami drukarni L. Wróbla w Wolsztynie w 1939 roku, broszurze "Z Ziemi Zbąskiej : podania i opowiadania", napisał mój dziadek Jan Tomiński.
"Urocze i tajemnicze jezioro Chobienickie kryje się wśród lasu i zarośli. Ponad powierzchnią wody wznoszą się trzy wyspy: wyspa Konwalij, Wojciechowska i trzecia wysepka w charakterze kępy.
Według opowiadań, na wyspie Konwalij rósł stary dąb z wypróchniałym pniem. Dąb ten ze starości i porażeń piorunów usychał z każdym rokiem coraz więcej, aż w końcu padł pod ciosami siekier drwali. We wnętrzu wypróchniałego pnia znaleziono szkielet ludzki. Jakim sposobem on się tam dostał? Prawdopodobnie w dziupli jednego konara gnieździły się pszczoły. Chcąc pobrać im miodu, bartnik czy ktoś inny wdrapał się na wiekowy dąb i przez nieostrożność, czy napadnięty przez pszczoły wpadł w czeluść wypróchniałego pnia i tam pozostał. Może zabił się spadając, albo został okaleczony, lub zmarł z głodu i wycieńczenia.
Niedaleko wyspy znajduje się miejsce, które nigdy nie zamarza. Podczas jednej zimy przewoził ojciec z synem (Borówczak) drzewo z wyspy. Syn szedł za wozem. Lód się załamał i wpadł pod lód. Ojciec dojechał do brzegu i nie wiedział co się z synem stało. Gdy się wrócił, zobaczył go pod lodem, nogami do góry już nie żywego.
W pobliżu trzeciej wysepki znajduje się miejsce zwane Pani Dołek. Według podania, zatonęła tam hrabina i dwie panienki, które wybrały się łódką na przejażdżkę po jeziorze. W ciszy nocnej rybacy mają słyszeć śpiewy zatopionych pań.
Na zachodnim brzegu jeziora, blisko granicy polsko-niemieckiej, na małym wzgórku, sterczą ruiny folwarku-leśniczówki Tominicy czyli Tominowa. Podczas walk powstańczych mieszkał tam sam jeden staruszek, borowy Gról. leśniczówkę napadli żołnierze Grenzschutzu, pozabierali szynki, okrasę, pokładli wszystko w taczkę i kazali staremu leśnikowi wieźć do Babimostu. Później w leśniczówce Grenzschutz miał swoją placówkę. A że w zabudowaniach "straszyło"-spalili je a niedaleko zbudowali sobie okopy. Dziś są tam tylko widoczne gruzy, porośnięte trawą i dziewanną. Znajduje się jeszcze studnia z brudną wodą. Obok sterczy stara grusza o owocach cierpkich. Wokoło rosną trzy olbrzymie dęby, liczące setki lat. 
Na drugim brzegu jeziora znajduje się las zwany Węgliżem. Na skraju wznosi się krzyż. Na tym miejscu poległ 16 letni Borówczak, zastrzelony przez Grenzschutz, podczas sadzenia młodego lasu. Na dnie jeziora Chobienickiego spoczywa wielu powstańców, którzy potonęli podczas przeprawy przez jezioro w pamiętnej bitwie pod Grójcem w dniu 15-go lutego 1919 roku.
Krzyż o którym pisał Jan Tomiński. Zdjęcie sprzed II wojny światowej.
Żadne jezioro nie posiada tego uroku, co jezioro Chobienickie. Trzeba je tylko znać i rozumieć".
Krzyż stoi do dziś. W Węgliszu. Nie wiem czy ten sam ale stoi. Oby tylko się do niego nie dobrały bobry z Obry. Oby!

Piotrek, Michał, dziękuję ponownie za zdjęcia.