Przy sobotnim popołudniu, żyjąc w tropikach i podczas pory deszczowej, biegiem ale to biegiem uciekalim spod chorzemińskich pól przed czarnym monstrum, które szło z okolic południowych. Z tamtych rejonów to wiadomo, tylko ciepłe powietrze przychodzi. Niezimne doznania.
Wbiegłem po schodach na wiadukt naddworcowy, bo tam widok na okolice rozbrzmiewa czasami dla mnie zupełny. Nieźle to wszystko wyglądało, nieźle brzmiąco-grzmiało, ale tylko nieźle. Rozeszło się po kościach jak to mówią. Przeszło bokiem. Nic po tym...
Szkoda. Bo nastawienia miałem nader ekstremalno-masochistyczne. Totalnie deszczowo wyuzdane...
Pocieszam się, że jeszcze będą inne soboty. Inne popołudnia przedniedzielne. Pocieszam się też tym, że na Openerze w Gdyni, całkowicie w tym czasie zamiatało na nieboskłonie. Podobno wręcz bombardowało niektóre wolsztynianki. Nie to co w Wolsztynie.
Ale znowu narzekam...jak każdy. Tylko, że chalupczok ,to nie każdy.
Ale znowu narzekam...jak każdy. Tylko, że chalupczok ,to nie każdy.
Wolsztyn, ulica Dworcowa w kierunku północno-zachodnim. Stamtąd uciekałem. |
2 pisz śmiało:
zdecydowanie bardziej "bombowo" było w czwartkową noc, wracając z Wolsztyna autem, niebo całkowicie jaśniało przy piorunach, pierwszy raz prowadziłam w burzy, strasznie ale ekscytująco zarazem;)
W stolycy nie bombardowało tak ostro. Grad w zeszłym tygodniu był wielkości wisienek, ale znalazłem się szczęśliwie pod obszernymi arkadami.
A co do Openera, wolałbym żeby New Order przyjechali na osobny koncert. Spędy multibandowe mnie odstraszają.
Prześlij komentarz