1988 rok. Bielnik. Za linią drzew znajduje się koryto Dojcy. Nie wiem do dziś, kogo to była łąka. Wiem kto kosił na niej trawę. Dużo wcześniej od 1988.
Ojciec a potem syn. Kosą traktowali zielone. Po kośbie i wysuszeniu, stawiali małe stogi. Początkowo ojciec a potem syn kładli się pod jednym i spali. Ze zmęczenia. I nie tylko.
Łąka ciągnęła się w lewo do sadu jabłkowego, który rósł bardziej lub mniej. W zadbaniu. Ale jabłonki owoce pyszne wydawały. Po jego przeciwnej stronie, na linii w której zdjęcie zrobiłem do łąki przylegał mały lasek, sosnowy z brzozami na jego krańcach. Myślę, że rosły trzy na pewno a może i cztery. Na jednej z nich spędziłem popołudniowy wieczór po zdanych egzaminach. Nie ważne jakich. Nie ważne.
Zimową porą, Dojca zazwyczaj w tym miejscu wylewała. Tworzyło się naturalnie sztuczne lodowisko, użytkowane przez cały nastoletni Bielnik. Po prawej stronie, przy płocie (z drutu kolczastego) stała łódka. To na niej zakładało się łyżwy (te na kluczyk, którym przykręcało się przód - nosek z tyłu wkładało się do dziurki w korku, zabezpieczonym blaszką - mówiono na nie bodajże klajzderki lub podobnie).
Przez łąkę przebiegała ścieżka, prowadząca z Bielnika do torowiska i dalej na ulicę Rzeczną (lewo skos na zdjęciu). To tutaj właśnie ugryzł mnie po raz pierwszy pies, tutaj paliłem pierwsze papierosy.
To na tej łące też, złapałem pierwszego motyla...
2 pisz śmiało:
Miło się robi czytając Twoje wspomnienia. Zważywszy , że Bielnik to okolica z mojego dzieciństwa a nad Dojcą spędzałem całe dnie po Twojej i mojej stronie mostu ;)
Dzięki. To było wczoraj. Tak mi się wydaje.
Prześlij komentarz