O tym, jak manna od rana spada z nieba, bo sam to widziałem, a inni mówili mi później, że spadała przez całą noc, ja tego już nie widziałem, ale skoro inni mówili mi, to tak musiało być, boby mnie nie okłamali raczej o tym, o innym tak, często mnie kłamią albo nieprawdę mówią lub wprost nie mówią, tylko krążą wokoło jak pszczoły przy ulu, a ja sobie, to spadanie przedłużyłem do wczorajszego popołudnia późnego, chociaż nie wiadomo kiedy jest popołudnie a kiedy ranek, a kiedy południe, bo "wszytko w jednym kolorze o każdej porze" teraz. Jest.
I o tym jeszcze, że najlepiej jest iść tam, gdzie się chce, czyli mieć własne ścieżki i krajobrazy myślowe i oczy otwarte na wszystko dookoła i skupienie wielkie, bo wtedy, gdy w zgodzie się ze sobą idzie, to nawet manna nie dokucza i nikt nie dokucza i nie prowokuje do złości, którą uważam za całkiem wstrętne monstrum niepotrzebne.
0 pisz śmiało:
Prześlij komentarz