niedziela, 24 marca 2013

Rafał

O tym, że wychodząc z miejsca, które nie jest chwałą okryte, nie skręciłem jak zawsze w prawo, tylko coś-ktoś przy bramie, przy wjeździe powiedziało do mnie - idź w lewo i się poszło w lewo w ten marcowy zimowy wieczór późno-wiosenny i dalej w całkowitym uspokojeniu, razem z dobrym znajomym, któremu na imię Minussiedemnaście, stąpało się prostym traktem po białym śniegu i mijało się ścieżkę, inny trakt pokryty śniegiem, białym dywanem i spoglądało się na dookolną przestrzeń, skuty lodem staw, postacie zastygłych drzew i zgarbionych latarni niegazowych i szło się dalej ale po trzydziestu, może trzydziestu trzech krokach, coś-ktoś znowu do mnie przemówiło, skręć ponownie w lewo chłopczyku, w ten skrót który mijałeś, a ja, posłuszne cielę w tył zwrot, na lewej nodze i z powrotem te trzydzieści, może trzydzieści trzy kroki i znalazłem się na tym pustkowiu, i oglądać się zacząłem, czy jakieś długie-noże albo puste-kieszenie za mną nie idą, czy to aby czasem one nie podpowiadały mi gdzie iść i zacząłem o tym wszystkim myśleć, wyobrażenia snuć niebaśniowe, dopóki mój wzrok a potem moje nogi stanęły i zatrzymały się tuż obok leżącego na poboczu, z torbą podróżną pod głową, ubranego w letnią bluzę Nieruszającego się.

Wolsztyńskie łąki, pomiędzy ulicami Dąbrowskiego a Dutkowskiego.

0 pisz śmiało: