niedziela, 30 czerwca 2013

Skejtparkowe ostatki

Trwają zdaje się ostatnie prace przy budowie wolsztyńskiego skateparku, przy ulicy Komorowskiej. Lada dzień otwarcie. Lada noc.



sobota, 29 czerwca 2013

Wyjrzyj przez okno

Wyjrzyj przez okno. To wystarczy. W zupełności wystarczy.
Więcej nie musisz nic. Więcej. Cokolwiek ponad to wyśpiewywać.
Okno wymaluj w swoich oczach, tym słynnym odcieniem smutku. Nawet, gdy kontur drzewa-myśli, nie przebiegnie po-myśli. 
Nawet wtedy, gdy dojdziesz do zdajesiędroginiedoprzejścia. 
Wtedy też zamknij oczy i spójrz. I jeszcze jedno. 
Bądź pewny w swojej modlitwie wydumanej i modlitwie wypowiedzianej, bo przez okno zobaczysz wszystko. Tylko prawdę.
Nawet siebie samotnego-bławatkowego. 

Zdjęcie pomiędzy Chorzeminem a drogą z Kiełpin do Wolsztyna.

piątek, 28 czerwca 2013

Stachuriada w Grochowicach. 26 lat później (wystarczy).

 Grochowice, 10.II.67, piątek
Drogi Mój

     bardzo dawno nie pisałem do Ciebie listu. Ty wybacz mi. Ty na pewno wybaczysz mi, bo lubisz mnie (...) i wiesz, że kiedy ustawisz się twarzą do gwiazdy polarnej, to po prawej ręce jest wschód, po lewej zachód, dopiero za plecami południe, ale oprócz tego jest jeszcze dużo dużo innych stron, nieskończona ilość, tyle, ile słońca promieni, i ja tyle ich widzę, że pogubiłem się w tym, pogubiłem się i gubię się coraz, bo chcę tego, a nawet gdybym nie chciał, to nie mogę już i to jest straszliwe, niesamowite i nie wiem, czy dam radę opisać to wszystko, staram się straszliwie, tak bym chciał to opisać, bo to jest to, co musi być napisane, obojętnie już przez kogo, ale musi to być opisane i jeśli już tak jest, że na mnie to padło, to chciałbym podołać, bo szkoda by było, bardzo szkoda. Nie odżałowałbym. Mógłbym nie odżałować.
     Siedzę teraz "w pokoju" u siebie na kwaterze. Zmęczony jestem, ale dobrze. W piecu buzuje, pies smurczy i płakać mi się chce tak czysto, nie ze smutku, nie z radości, tylko z życia samego. Istny płacz (...)
     U mnie na Zrębie roboty mam jeszcze na parę dni. Potem parę dni pochodzę swobodnie po okolicy i gdzieś w przyszłym tygodniu będę stąd ruszał. (...) Ale kto tam wie, co będzie za dwa tygodnie. Nie sięgam tak daleko w przyszłość. Ja jutra sobie nie mogę wyobrazić. Ja żyję.
     Pisze do Ciebie takie rzeczy, bo wiem, że Ty mnie rozumiesz i czujesz(...). A że tak rzadko piszę, to dlatego, że nie starczy mi sił na wszystko. Na to, na to, na tamto i jeszcze na to i jeszcze na tamto. 
     Piszę do Ciebie również nie dlatego, że szukam pomocy czy pocieszenia. Ty wiesz, że tak daleko jak zapędziłem się, nikt pomóc raczej nie może. To jest sprawa między mną a mgłą (...)
     Napisz jak chcesz. Gdzieś do połowy przyszlego tygodnia jeszcze tu będę. Trzymaj się. Jeśli ciężko Ci będzie pisać, to nie pisz. Wyjrzyj za onko. Wystarczy.
                                                                                                                              Ściskam Cię Sted*.
                                                                                                                         

*List Edwarda Stachury do Wacława Tkaczuka, który ukazał się w 10 numerze Filipinki w 1982 roku.
Zdjęcie bardzo grochowickie i bardzo stachuriadowe...bo właśnie z Grochowic i ze Stachuriady.
Po tygodniowym pobycie wracam.
Do zobaczenia za rok.

czwartek, 27 czerwca 2013

Stachuriada w Grochowicach. 26 lat później (siekierezada).

22 czerwca. Sobota. Godzina popołudniowa. Zebranie na Polanie. Trzy drużyny ochotników strażackich z Kotli, Chociemyśli i Grochowic. Trzy konkurencje w których biorą udział. 
Siekierezada rąbankowa, czyli dzielenie drewna na polana siekierką dwukilówką-nówką i układanie ich-polan w równy sztapel;
siekierezada latająca, czyli rzucanie dwustronnym toporem z odległości myślę ze sześć metrów do poziomo przytwierdzonego pniaka;
 i siekierezada ścinająca, czyli koszenie pionowo wkopanych żerdzi, pi razy drzwi o średnicy 15 cm siekierką dwukilówką-nówką. 
Wśród zawodników słyszalne wzajemne pomruki a nawet głośniejsze przycinki. Widownia też nie jest spokojna.
- dasz radę jeden mówi,
- o widać, ten w lesie pracuje, mówi dalej,
- byś musiał się zmierzyć z metrowym pniakiem, wciąż ten sam do następnego zawodnika zagaduje,
- gdzie metrowe drzewa znajdziesz? Chyba za Odrą - ripostuje inny z opalonym nosem.
Myślę, że wygrana aż tak bardzo się nie liczyła, chociaż wiązała się z określonymi profitami finansowymi ufundowanymi przez Nadleśnictwo Głogów i Sława Śląska. Pierwsze miejsce zajęli strażacy z Kotli a trzecie z Grochowic. Drudzy byli chociemyślanie...
Żadne wygram - żadne przegram! Na Polanie w Grochowicach najważniejsze jest być.

środa, 26 czerwca 2013

Stachuriada w Grochowicach. 26 lat później (część czwarta).

Bliżej nieokreślona godzina nocna. Wymyślenie, że to już sobota 22 czerwca. Wymyślenie, bo nie mam w zwyczaju chodzenia z kalendarzem, z komórką w ręce wystawioną na pół metra przed sobą. Nie mam takiego nawyku. Chodzenia z elektronicznymi gadżetowo-zeszytowo-tabloidami. 
- "A bo jo, paniusiu, ino dwie zimy chodził, ale za to do przedwojynnyj szkoły" - jakby to powiedział Latkowy Placek. 
Ułożenie się zatem w lokum, bez świadomości jaki to dzień datowo, ze wskazaniem na sobotę 22 czerwca, gdyż ciemnica już była niezła.
Niespanie do rana, tak jak 26 lat temu, słuchanie śpiewania, różnego rodzaju, wycia nawet a gdy wydawało się, że cisza nastała, to usłyszenie mocnego zawodzenia Charczącego Nad Ranem jak go nazwałem, z namiotu obok, namiotu nowosolskiego nawiasem pisząc. 
Nieistotne. 
Po jasności słońca na poszyciu tunelowca, stwierdzenie, że jest ranek. Wyjście na powietrze i zobaczenie znad Polany unoszących się dymów gasnących ognisk. Woda do garnka i gotowanie porannej kawy, sypanej oczywiście, sypanej primki, bo innej nie mam w zwyczaju pić o tej porze. 
Zabawa z wodą poranną i wyjście na przedbiegi do "wyśpiewania poezji".
Uważne słuchanie (niestety nie do końca) i notowanie na kartce. Huncwoci - Jestem niczyj, Bieguni - Czy Warto, Robert Olszewski i Robert Mazurkiewicz ("może zagracie c o ś  Stachury"), grupa Jak (nie o zwierzę chodzi) z Przeworska z piosenką Księżyce-sąsiedzi moi namiotowi...z prawej, nie ci od charczenia. 
Z Przeworska...z Przeworska...przyjechali do Grochowic...gdzie zatem moje sześćdziesiątjeden - kilometrów do nich...gdzie?
Nieukrywanie wizyty "U Mariolki". "Śląskie" za 2,10 złotego wydaje się miodem zagłobowym na słoneczny skwar. Właśnie. Słońce! Bombardowanie promieni cudowne wraz z błękitnym niebem pospołu. Zawieruszenie się chmur w rytmach bębnów...
Wybijanie dźwięków na koziej napisze skórze albo inne rytmiczne tam, tam, tu, tam - tam, tam - tam tu...a potem....s i e k i e r e z a d a...

wtorek, 25 czerwca 2013

Stachuriada w Grochowicach. 26 lat później (część trzecia).

Wciąż piątek 21 czerwca.
Wyjście moje na rekonesans do Grochowic.
Strażackie polewanie wodą. Z uśmiechem i życzliwością. Przywitanie z a la szefem. Okaże się, że strażacy z tych okolic nie tylko w polewaniu są dobrzy. Nie tylko w polewaniu. Droga przy Polanie przyjmuje miło wodę. Kurz opada. Jeszcze rano następnego dnia będzie mokra. 
W torbie, coś do picia (wypijam w całości koło cmentarza, który przy kościele jest ulokowany). Na trzy razy. Bez zbędnego ceremoniału. Na nogach sandały. Nie nosiłem ich od poprzedniego lata. Nie było takiej potrzeby. Dużo zdjęć po drodze. Bardzo dobrze się idzie. 
Od Polany w kierunku wsi lipy po jednej i drugiej stronie drogi. Piękne cienie i zacienienie nad głową. A słońce nieubłagane.  Sklep "U Mariolki" - Mariolka to imię raczej właścicielki - później usłyszę:
- Mariolka, daj mi Tyskie ale nie z lodówki. Mnie wita dziewczyna. Raczej nie Mariolka. Zagadnięcie, że przyszedłem na rozpoznanie. Otrzymanie zaproszenia na rano, na świeże ciasto, śniadanie - jajecznicę. Ma być do nabycia. Ja nabywam produkt nielokalny ale nieobcy. Ceny przyjazne. Ogródek spożywczy przy "interesie". Bardzo ale to bardzo spokojnie-poetycka oaza. Zachodzę tam jeszcze po godzinie w drodze powrotnej.
Radiowóz policyjny koło domu w którym Stachura mieszkał pracując na zrębie. Numer domu 37, tabliczka na ścianie o treści : "W tym domu zimą 1967 roku mieszkał Edward Stachura. Grochowice 16.08.2003". Dom w dobrym stanie. Nie widzę nikogo na podwórzu. Nie wchodzę. Kilka rosnących świerków w sąsiedztwie, kłódka na bramie, na ścianie południowej kwitnące czerwone kwiaty. 
Skrzyżowanie dróg. Do Bielawy i Krążkowa. Na rozjeździe przystanek PKS i dalej sala wiejska z nr 100. Ucinam lekki odpoczynek w cieniu ściennym. Przebudowa remizy strażackiej z rozbudową. Projektant: Adam Mordarski, wykonawca: system gospodarczy, kierownik budowy: Jarosław Wenerski. Drugi sklep dalej, klientela zapewniona, co rusz ktoś się zatrzymuje. Człowiek o kuli nie skręca. Idzie prosto do krzyża Jezusa Ukrzyżowanego.
Dalej w kierunku wsi. Dojście do kościoła p.w. Matki Boskiej Częstochowskiej. Wejście na podwórze, za kościołem cmentarz. Zaduma nad padołem. Słońce nie pomaga. Jeszcze zaduma i te kwiaty lip się zauważa co na początku i ten murek. 
Droga powrotna. Zagroda nr 3 - R. Serediuk. Stanie przy tej furtce i gapienie się w tabliczkę.
Wejście powrotne na Polanę...próba "U Studni".

poniedziałek, 24 czerwca 2013

Stachuriada w Grochowicach. 26 lat później (Za spokój mego snu).

"Za spokój mego snu.
Za kruchość twoich rąk.
Za mroku ukojenie.
Za to, że mogę znów,
a może pierwszy raz
za rękę iść z marzeniem.

To tak jak gdybym cały świat,
jak kamyk trzymał w dłoni
i wierzył, że przed wiatrem i od zła,
Twój uśmiech mnie obroni.

Tyle już dni odeszło w zapomnienie,
tyle już słów przebrzmiało i milczenie
skryło gniewu czas,
a Twoja miłość przy mnie trwa
i uczy mnie pokory.

I nikt nie zdoła zabrać już mojego uniesienia,
bo skrzydła były dane mi i sens Twego imienia.

Za spokój mego snu.
Za kruchość Twoich rąk.
Za mroku ukojenie"
Słowa - Zbigniew Stefański

Foto nr 1 - kwitnące lipy rosnące przy grochowickiej alei prowadzącej do Polany.
Foto nr 2 -przy kościele p.w. Matki Boskiej Częstochowskiej w Grochowicach.

Stachuriada Bez Jacka wydaje się już niemożliwa.

niedziela, 23 czerwca 2013

Stachuriada w Grochowicach. 26 lat później (część pierwsza).

Polana
Piątek 21 czerwca. W zapowiedziach masowych straszenie burzami, piorunami, gradobiciem (spadaniem z nieba zlodowaciałych kulek o średnicy 6 centymetrów). Telewizja straszy, internet straszy, co nie straszy? Nie straszy to co ma się wydarzyć na Grochowickiej polanie, tam gdzie kończy się Ciemność a zaczyna Jasność. W umyśle. I w jego tle. Tam gdzie granica. Dosłownie i w przenośni. 
Z niebem wolsztyńskim przyciemniałym od chmur i niewiadomego, obranie drogi jedynej i właściwej, według wskazań długościomierza - sześćdziesięciojedno-kilometrowej. Po godzinnej jeździe i wielo, wielokrotnym:
- tato ile jeszcze do celu? - zatrzymanie się na Polanie. Rozmowa ze strażakiem i Karoliną Telwikas, dyrektorem Gminnego Ośrodka Kultury i Sportu w Kotli i organizatorką, która później zapowie spektakl literacko-muzyczny "Siekierezada" wg scenariusza i w reżyserii Zbyszka Rybki. Wskazują nam drogę pod lasem, prowadzącą do miejsca spoczynku, czyli ogarnięcia Polany swoją obecnością. 
Droga do Lubięcina.
Dobijam do miejsca. Z kierunku rozstawionej przy drodze do Lubięcina sceny rozbrzmiewa "Wish You Were Here" Floydów...
Polana w Grochowicach.
Polana wrażeniowa mocno, niezapamiętana przeze mnie 26 lat temu w ten sposób jak ją widzę. Nawet nie wiem czy to jest tamta polana. Naszego tunelowca namiotowego rozpościeramy przy wschodniej ścianie lasu, ścianie brzozowo-szumiącej, raczej przy jej północnym krańcu. Z nieba ogień słoneczny (o wy co straszycie w telewizji burzami o wy psia mać, nie róbcie tego). Na lewo rozbite ze trzy szałasy, dalej na lewo teren wydzielony dla motorowców, od Motostachuriady.
Piątek, godzina piętnasta. Nadmuchane, to co ma być wypełnione, rozłożone to co ma być pościelone. Wyjście na rekonesans do Grochowic. Na Polanie wzdłuż południowo - wschodniej ściany sosnowego lasu stoiska z jadłem i trunkiem. Piwo 5 złotych za plastikowy kubek, kiełbasa smażona i te inne pyszności. Jak co kto chce. Wzdłuż drogi Lubięcinowej, stoiska z wytworami biorącymi udział w konkursie na produkt lokalny krainy lasów i jezior. Wyniki ogłoszone zostaną dnia następnego. Wracam do naszego tunelowca. Słońce zalewa moją łysą głowę. Stachuriadowców przybywa. Z chwili na chwilę. Tak będzie do soboty, kiedy to nawet godziną wieczorną rozbija się tuż obok:
- "kochanie a czy dobrze zrobiłam". 
Grochowicka scena.
Przy północnym skraju lasu stoją trzy toytoye- czyściutkie jak diabli, prawy skrajny ze spuszczaniem wody. W ich pobliżu wanna z zamontowanymi kurkami sztuk sześć albo osiem. Woda bieżąca zimna ale bez przesady. Nalewa się wiaderko i wylewa na głowę. Piękne chwile. Ze sceny muzyczna eskapada. Formacja Czyż-Franczak-Telwikas, elektro-samplowo zdobywają moją przychylność.
Brawo Artur (Telwikas), brawo. Przed sceną ławki w rzędach i kolumnach. Biorę "Zeszyty Podróżne" Stachury i zachodzę za namiot. Gości wieczoru. Wcześniej ich próba. Przy scenie Adam Ziemianin...
Stoję przy metalowym ogrodzeniu z książką. Wołam nie wiem co do Darka Czarnego, który właśnie wychodzi, mówię coś...czy mógłbym...Janek obok...
Wychodzą wszyscy. 
U Studni - próba.
- Kto pierwszy żartują? - mistrzu...Ryszard Żarowski dedykacja, wspomniany Darek Czarny, Wojtek Czemplik, Ola Kiełb-Szawuła, Adam Ziemianin, Andrzej Stragraczyński...Rysiek fotografuje. 
Adam Ziemianin na próbie grupy U Studni.
Podczas kolejnej owacji.
- idziemy do mamy, mówi Janek
- idziemy, idziemy mówię do niego a do Oli - bo mama z nami jest. Dzięki niej tutaj jestem. Dzięki mamie Fiolce...emocje opadają. Wyszli do mnie z namiotu. Przerwałem Im spokój przed gorąco-grochowickim występem. Byłem na paru koncertach w życiu. Na kilku. Nigdy nie widziałem tylu bisów. Nigdy nie byłem współautorem tylu bisów. A U Studni nie tracili siły. Melodii. Nawet Mistrz Adam zaśpiewał. 
Mistrz Adam odczytuje wiersz.
 
Przed nocą granie w piłkę Janka z Zosią, którą urzekł.
- proszę pani, ale On fajny". Zosia przyjechała do taty. Następnego dnia już jej nie było. 
Przysiadam do ogniska, przy którym Stedogranie. Komisja konkursowa Ustudniowa wybiera zwycięzcę. Gitarka akustyczna w rękach kataryniarza, który ilością zapamiętanego tekstu jak i oryginalnością występu wygrywa. Rysiu Żarowski obok mnie fotografuje. Tutaj każdy jest równy a zarazem gwiazdą. Tutaj się jest sobą przede wszystkim. 
Kołysanie się komarów od naszej krwi. Bynajmniej mojej. Świeczka dwudziestoczterogodzinówka a potem zaśnięcie nad ranem. W nocy spuszczanie powietrza z "łodzi pontonowej" przed obawą upadku. Dawno nie spałem w namiocie. Zdecydowanie dawno
Nocne Stedogranie przy ognisku.