sobota, 31 lipca 2010

Balon

...nad Wolsztynem. Widok na ulicę Komorowską, kościół p.w. Św. Józefa i pływalnię "Miły Chłodek" z łokna na Garbarni. Wczoraj leciał, ale nie wiem czy już gdzieś wylądował. Może jeszcze tu i tam lata. Na pewno nie po wolsztyńskim niebie. To wiem na bank. Bo często spoglądam. Na niebiosa.

piątek, 30 lipca 2010

Tylko

"...wystarczy pomyśleć, ile się zmienia,
jeżeli zejdzie się z chodnika i zrobi trzy kroki po jezdni...".
Ujęcie w kierunku bramy wjazdowej do Pałacu Wolsztyn.

czwartek, 29 lipca 2010

21

Czy wystarczy nam sił, by ten "wózek" ciągnąć następne 21 lat???
Mam nadzieję.

środa, 28 lipca 2010

18

Na Olimpiadzie w 1992 roku w Barcelonie, 27 lipca, piłkarska reprezentacja Polski pokonała Włochy 3:0. Na drugi dzień, 28 lipca o 5:30, zadzwonił telefon ze szpitala. Jeszcze zaspany, bo Maciej dał mi popalić w nocy, usłyszałem : "urodziła się Panu córka...". Reszty słów nie pamiętam. 
Tak. To było osiemnaście lat temu.
Apacia ! 
Dziś wkraczasz w wiek dojrzałości.
Życzę Tobie, abyś w szczęściu jak najwolniej oddalała się od nas a sama sprawiaj, aby każdy dzień miał szansę stać się najpiękniejszym dniem Twojego życia.. 
Wszystkiego najlepszego !

wtorek, 27 lipca 2010

Nieszczęście moje wiem jakie jest

"...że nie mogę rozsypać się
na tysiąc i jeden ziaren
po najmilszej planecie..."
Sted

poniedziałek, 26 lipca 2010

Kino "Tatry" (część druga)

Idąc "gaską" koło kina (tak się mówi do dziś, chociaż kina nie ma, a osławioną gaskę wielu nazywa "psie gówienko"), można zaobserwować po lewej stronie za śmierdzącym rowkiem, albo po prawej stronie za bramą wyjściową z kina, (zależy czy podąża się od Parku, czy od ulicy Poznańskiej), takiż to oto malborkowy nieład:
Minęły już ze 4 miesiące od rozebrania do podstaw zniszczonego na skutek pożaru w dniu 30 grudnia 2009 roku, budynku po byłym kinie "Tatry" w Wolsztynie. Gruz wywieziono, na sąsiadujące z ogrodzonym terenem kinowiska, działki ogrodnicze, które działkami już nie są. 
Bardzo sam sobie lubię zadawać niewygodne pytania. Ja tutaj i w tym miejscu nikogo nie pytam i pytać nie będę. A jeśli tak to ktoś odbiera, bierze sobie do serca, to zapewniam, że piszę sam do siebie, że piszę  w cudzysłowiu, w niedomyślności oczywiście, bo ja tutaj na łamach tej gazety za bardzo nie chcę z nikim rozmawiać. A jeśli będę to tylko wtedy gdy ja tak będę chciał.
Lecz zastanowię się nad tym miejscem oczywiście i zapytam, sam sobie zadam pytanie : czy "malbork tatrowy", będzie leżał odłogiem tak długo, jak długo stało kino pustostanem do czasu spalenia ?.
 A może warto byłoby pomysł na ten teren w ramach promocji regionu zaprezentować na zbliżającym się Święcie. W miejscowości Siedlec. Świni Święcie, bo tak się ta  cykliczna impreza nazywa. Zadaję sobie sam pytanie : czy uczestnicy "święta", wiedząc jak jeden z mieszkańców tej gminy dba o wizerunek powiatu byliby wstrząśnięci? Czy zmieszani. A może jedno i drugie?. 
Jako właściciel sześcioosobowego gospodarstwa, z czego czworo jego członków posiada już zdolność wyborczą, mogę sobie zadawać takie pytania.
Bo to wszystko z miłości.
Do mojego Wolsztyna.


Gruzowisko, po budynku kina "Tatry" w Wolsztynie, widziane w kierunku Kaplicy ss. Miłosierdzia p.w. Niepokalanego Poczęcia NMP w Wolsztynie.

sobota, 24 lipca 2010

1/6

No to jest nas sześcioro.
Nigdy nie wiadomo
kogo się spotka
na swojej drodze...

wtorek, 20 lipca 2010

Akt w pejzażu

"...O bądź mi matką pajęczyn wiszących
Bajorek stojących w niedognilnym cieple
Bądź mi madonną pachnących pejzaży..."

poniedziałek, 19 lipca 2010

Kościelna

Na czas remontu ulicy Rynek w Wolsztynie, zamknięto wjazd od ulicy Kościelnej, stawiając czerwono-białe parawanisko i znacząc tą niemożność znakiem B-1, który się tłumaczy : zakaz ruchu w obu kierunkach. Po normalnemu, oznacza zakaz ruchu na drodze pojazdów, kolumn pieszych, jeźdźców i poganiaczy (bydła...). Widać, że wolsztyniacy stosują się do zakazów i chodzą wedle nakazów. 
Co do samego narożnikowego budynku, który posiada numer 5, pamiętam, że jako młody źrebak, nawet ciut młodszy, po końsku napiszę, że jako sysak, lecz nazwa w tym przypadku nie idzie z wiekiem, zatem pamiętam, że ilekroć tamtędy wędrowałem w oknie po lewej stronie (budynek wyremontowano od tamtego czasu), na wyłożonym kocyku, zobaczyć można było wydaje mi się, że Pana (możliwe, że Panią), wyglądającego na zewnątrz. Pamiętam to. Jak dziś. I nie pamiętam. Zarazem.
Cóż zrobić zatem, skoro istoty białej więcej w mózgu niż szarej. Cóż zrobić ?
Iść dalej pod zakaz, czy posłuchać nakazu i z wolna iść na ulicę Lipową ?

niedziela, 18 lipca 2010

Wybory 2010 (popisy)

- dlaczego oni się tak kłócą i nienawidzą, spytał chłopiec,
- a lej ich wszystkich w mordę, odpowiedział tatuś.

sobota, 17 lipca 2010

Mój, mój (część druga)

"...W całą naturę wtopiona jest miłość. Trzeba mieć tylko otwarte oczy...".
 
 
Park w Wolsztynie. Fotografia u góry - widok w kierunku Karpicka, za plażą miejską, fotografia u dołu - widok z tego samego miejsca w kierunku ulicy Drzymały.

piątek, 16 lipca 2010

Poniatowskiego

Ulica Poniatowskiego w Wolsztynie w kierunku przejazdu kolejowego, gdzie dalej przechodzi w ulicę 5 Stycznia...tzn., są tory w poprzek a za torami inna ulica, o innej nazwie znaczy się, bo ciąg komunikacyjny ten sam. Ktoś, kiedyś tak wymyślił i zostało. No i wyrżnął drzewa, co obecnie w modzie.
...i na początku XX wieku...
W końcu budynek przy ul. Poniatowskiego 16, w okazałości zachodnio-frontowej...
...co się mieści w szesnastce widać. Reklamować nie będę. Bo każdy musi sam. Na własne dobre imię zapracować. Najlepiej uczciwą pracą.

wtorek, 13 lipca 2010

Wejdź po zdrowie

Był pilarz akacjowy, jest i monter antenowy.

Demontaż masztu antenowego na jednym z budynków, przy ulicy Dworcowej w Wolsztynie.

niedziela, 11 lipca 2010

Jan Tomiński

Jan Tomiński - mój dziadek, urodził się 11 lipca 1901 roku w Powodowie. Jego ojciec, także Jan, był kołodziejem, który wyuczył się tego fachu w Zbąszyniu. Matka Marianna z domu Rzepa, zajmowała się wychowaniem ośmiorga dzieci i gospodarstwem domowym. 
13 października 1898 roku, Jan Tomiński - ojciec - zakupił od Niemca Roberta Klauke, za 3600 marek, dwudziestomorgowe (około 5 hektarów) gospodarstwo, położone mniej więcej w połowie drogi z Siedlca do Nieborzy, po lewej stronie, gdzie w 1902 roku przeprowadził się z całą rodziną. Należał do ludzi postępowych. Troszczył się o wykształcenie swoich dzieci. Trzej jego synowie - Edward, Józef i właśnie Jan, zostali nauczycielami.
Jan Tomiński uczęszczał do Szkoły Powszechnej w Siedlcu, którą ukończył w 1915 roku. W maju 1919 roku, wstąpił do Państwowego Seminarium Nauczycielskiego w Wolsztynie. Egzamin dojrzałości zdał w 1924 roku.
 Jan Tomiński - w drugim rzędzie od dołu, jako drugi od lewej.
1 września 1924 roku rozpoczął pracę pedagogiczną w Szkole Powszechnej w Nowym Dworze koło Zbąszynia.
W 1927 roku, zdał egzamin kwalifikacyjny i został nauczycielem mianowanym. Systematycznie podnosił swe kwalifikacje poprzez udział w rożnych kursach. I tak, w 1929 roku, uczestniczył w trzymiesięcznym Państwowym Kursie Języka i Kultury Polskiej dla Nauczycieli w Krakowie (na Wawelu). 
 Jan Tomiński, w pierwszym rzędzie od dołu, jako drugi z lewej

W 1938 roku zdał egzamin z Wyższego Kursu Nauczycielskiego z przedmiotów pedagogicznych i wiadomości o Polsce i świecie współczesnym. 
W 1926 roku, przeniósł się do pracy w Szkole Powszechnej w Strzyżewie koło Zbąszynia z polskim językiem nauczania. W 1928 roku został mianowany kierownikiem tejże szkoły. W Strzyżewie pracował 13 lat, to jest do 1939 roku.
 Jan Tomiński w drugim rzędzie od dołu, jako drugi z lewej.

W czasie okupacji niemieckiej mieszkał w Siedlcu, ze swą starszą córką pracował w ogrodnictwie u obszarnika niemieckiego w Nieborzy. W 1944 roku z grupą Polaków został wysłany do Rakowni koło Murowanej Gośliny, do kopania okopów wojskowych. Korzystając z ogólnego zamieszania, 21 stycznia 1945 roku, uciekł wraz z innymi kolegami do domu. 
Po wyzwoleniu Polski spod okupacji niemieckiej, w styczniu 1945 roku, objął stanowisku kierownika Szkoły Podstawowej w Kiełpinach.
W 1960 roku przeniósł się na własną prośbę na stanowisko nauczyciela Szkoły Podstawowej nr 1 w Wolsztynie.
Zamieszkał we własnym jednorodzinnym domu, przy ulicy Bohaterów Bielnika 20. W 1965 roku przeszedł na emeryturę. Jan Tomiński od samego początku pracy poza zajęciami w szkole brał udział w konferencjach nauczycielskich, przeprowadzał lekcje pokazowe, wygłaszał referaty dotyczące historii naszego regionu. Kierował kursami oświaty pozaszkolnej. W latach 1935 - 1939 był członkiem Rady Gminnej w Zbąszyniu. W 1937 roku działał w Komitecie Organizacyjnym tworzącego się Muzeum Ziemi Zbąskiej. Przez wiele lat pełnił funkcję wiceprezesa Kółka Rolniczego w Zbąszyniu. Fotografował, rzeźbił, grał na skrzypcach. Był pionierem hodowli jedwabników i pszczelarstwa. Miał wzorową pasiekę. 
 Jan Tomiński, pierwszy z lewej.
Od 1937 roku, aż do śmierci był honorowym korespondentem Instytutu Fenologicznego w Warszawie. Był aktywnym członkiem takich organizacji jak: Związek Nauczycielstwa Polskiego, Zjednoczone Stronnictwo Ludowe, Polski Czerwony Krzyż, czy Liga Przyjaciół Żołnierza. W 1939 roku wydał broszurę " Z Ziemi Zbąszyńskiej", zawierającej podania i legendy okolicy Zbąszynia. Był autorem wielu artykułów dotyczących historii Ziemi Zbąskiej, opublikowanych w "Zbąszyńskim Tygodniku Parafialnym". Jan Tomiński interesował się historią i archeologią dotyczącą naszego powiatu, szczególnie zajmowały go grody i osadnictwo w zachodniej części powiatu wolsztyńskiego. Współpracował z profesorem Kostrzewskim. Utrzymywał kontakt z Muzeum Archeologicznym w Poznaniu. Tam też w latach 1934-1939 przekazał znaleziska archeologiczne ze Strzyżewa a w latach 1949-1956 przedmioty kultury łużyckiej z okolic Wolsztyna. Cały wysiłek jego prac zmierzał do jednego celu : "ocalić od zapomnienia dorobek kultury praojców, nauczyć potomnych szacunku dla tego co swojskie i nasze". Pracowity, skromny i życzliwy dla każdego, chętnie przekazywał swoją wiedzę zainteresowanym studentom piszącym prace magisterskie, dotyczące historii wolsztyńskiego regionu. Jan Tomiński za swą pięćdziesięcioletnią pracę zawodową i społeczną został uhonorowany wieloma odznaczeniami, dyplomami i nagrodami, m.in. Złotym i Srebrnym Krzyżem Zasługi, Brązowym Medalem za Długoletnią Służbę, Odznaką za Ofiarną Pracę i za Działalność Społeczną, Odznaką Tysiąclecia.
 Helena Reymanówna - moja babcia.
W 1924 roku zawarł związek małżeński z Heleną Reyman - nauczycielką. Z małżeństwa tego urodziły się dzieci : Maria i Janisława.
 Maria i Janisława Tomińskie, odpowiednio od lewej.
Jan Tomiński zmarł 25 grudnia 1974 roku i został pochowany na cmentarzu w Wolsztynie.
Razem z dziadkiem Janem i siostrą Magdaleną, na Bielniku, wiosną ( maj lub czerwiec ) 1972 roku. Zdjęcie zrobione przez mojego brata Wojtka. Budynek widoczny z tyłu stoi do dziś i nosi nr 21.  
Wojtek i Staszek - dzięki za czujność. 
Tekst z moimi poprawkami pochodzi z książki Czesława Olejnika - "Wolsztyński słownik biograficzny". Zdjęcia pochodzą ze zbiorów rodzinnych.

poniedziałek, 5 lipca 2010

Historia Wolsztyna (część druga)

Trwa remont Rynku w Wolsztynie
"...W roku 1534 zapisują w grodzie poznańskim, we wtorek po Trzech Królach, na Wolsztynie, Mikołaj i Jakób Iłowieccy - 200 dukatów na wyderkaf altarzyście kościoła w Świerczynie, od których miał tenże pobierać 10 grzywien rocznego czynszu.
W roku 1548 miasto pogorzało. W roku 1569 w Poznaniu nazajutrz po św. Łucyi dzielą się znów dobrami Jak i Łukasz Iłowieccy, synowie niegdy Jakóba i Anny Głazowskiej. Starszy Jan bierze połowę Białężyna w powiecie poznańskim z dworem i dodatkiem 2000 złp., a młodszy Łukasz miasto Wolsztyn i wsie Karpicko i Komorowo. Obydwaj zaś zobowiązali się płacić ciotce swej, zakonnicy w Owińskach, roczny czynsz od wyznaczonej przez jej ojca sumy.
Już w końcu XVI wieku, część dóbr wolsztyńskich przeszła w posiadanie Powodowskich, podaje bowiem 1583 rok do oblaty w grodzie poznańskim ów podział z roku 1569  - Baltazar Powodowski herbu Łodzia, który w roku 1585 nabył także Tłoki za 4600 złp., od Wacława Słupskiego (herbu Jelita ?).
W roku 1603 byli dziedzicami Wolsztyna Jan Iłowiecki i Jan Powodowski, a nieco później Stanisław Iłowiecki i Wojciech Powodowski, którzy "jako miasteczka Wolsztyna na dziedzinie Komorowa z dawna zasadzonego dziedzice", zawarli z opatem oberskim Andrzejem Chlewskim, za pośrednictwem obopólnych przyjaciół układ o strumień "z jeziora wolsztyńskiego - Karpicko nazwanego na młyn konwentu oberskiego Niałek rzeczony bieżący".
Do tych samych należały wieś Karpicko i Nowy Młyn. W roku 1611 znów wielki pożar zniszczył miasto, a zaledwie się z gruzów podźwignęło, spotkała je ta sama klęska w roku 1634.
Wówczas była dziedziczką Wolsztyna, jako też Tuchorza i innych włości Anna z Ujazdu Miękicka, gorliwa luterka. Ona to sprowadziła ze Śląska, Luzacyi i innych sąsiednich krajów swych współwyznawców niemieckiej narodowości do Wolsztyna i tam im kościół zbudowała. Byli jednak za niej i Polacy augsburskiego wyznania w mieście.
Rodzonym bratem Anny z Ujazdu Miękickiej był wedle jej własnego zeznania Jan z Miękisza Miękicki,  synem jej zaś Władysław, który zdaje się umarł przed matką, zmarłą dnia 20 sierpnia 1646 roku.
Z dwóch córek Anny z Ujazdu Miękickiej, także gorliwych luterek, wyszła jedna za dysydenta Jana Żychlińskiego, druga, Barbara, za Wojciecha Powodowskiego, który umarł w 1643 roku.
Po śmierci męża i matki objęła Wolsztyn Barbara z Miękisza Wojciechowa Powodowska, wielka lutrów wolsztyńskich dobrodziejka, po jej zaś zgonie w roku 1654 został dziedzicem Wolsztyna z przyległościami syn jej, Piotr Powodowski, katolik, który zbiegłych do Niemiec w czasie wojny szwedzkiej lutrów wolsztyńskich, sprowadził 1659 roku na powrót do Wolsztyna i przywileje, nadane im przez babkę i matkę, potwierdził.
W roku 1659 zrezygnował Piotr Powodowski Janowi Krasowskiemu Tłoki za 12000 złp. W roku 1668 znowu wielki pożar nawiedził Wolsztyn.
W roku 1671 powstało w Wolsztynie bractwo strzeleckie, któremu na prośbę Piotra Powodowskiego, król Michał dał w Warszawie dnia 6 lutego 1671 roku przywilej, w języku łacińskim napisany.
Wkrótce potem został dziedzicem Wolsztyna Łukasz z Goraja Gorajski, herbu Orla, podstoli poznański, mąż Anny z Powodowa, zapewne córki Piotra. Wspominają ich akta kościelne w roku 1673 i 1674. Oboje potwierdzili przywilej luterski Piotra Powodowskiego...".

niedziela, 4 lipca 2010

Wybory 2010

- a mówiłem, że tu a nie tuuuu... - rzekł chłopiec,
- księżyca nie można ukraść synku, można jedynie na niego spadać - odpowiedział tatuś.


W wolsztyńskim parku, w pobliżu głównej alei. 

czwartek, 1 lipca 2010

Kamawtut

"...Nie dla mnie Australia,
nie dla mnie Szwajcaria,
ani zimny Paryż,
bo ja kocham polskie obszary,

bo tylko tutaj
po błękitnym niebie
biały gołąb
się kolebie...".


Widok z wolsztyńskiej plaży w kierunku wyspy Tumidaj i ukochanego Karpicka, skąd do tej pory wykonałem miliony. Fotek. Miliony jednak przede mną.